Reklama

Niemcy: Znów rodzą się dzieci bez kończyn

U naszych zachodnich sąsiadów w krótkim czasie na świat przyszło kilkoro dzieci dotkniętych deformacjami kończyn górnych. O powadze sytuacji świadczy fakt, że sprawą zajęło się już ministerstwo zdrowia. Ten kraj nigdy nie zapomni bolesnej lekcji talidomidu, specyfiku, który wywołał jeden z największych skandali w historii medycyny.

Co zdarzyło się tym razem? Nie wiadomo, ale na pewno nie jest to przypadek. Zaobserwowano, że niepełnosprawne noworodki rodzą się w Zagłębiu Ruhry. W szpitalu Sankt Marien Buer w Gelsenkirchen w przeciągu ostatnich trzech miesięcy urodziło się troje dzieci z taką samą wadą wrodzoną - u jednej z rąk brak im palców i śródręcza. Jak podają przedstawiciele placówki, od lat nie odnotowywali takich zdarzeń.

Kolejne dziecko z podobną deformacją urodziło się w szpitalu dziecięcym w Datteln. Dyrektorka kliniki, dr Claudia Roll, tonując nieco emocje zaznacza, że takie wady mogą być niekiedy efektem oddziaływania czynników genetycznych lub komplikacji związanych z pępowiną.

Reklama

Większość ekspertów jednak jest zgodna - zazwyczaj za te, skądinąd nieczęste, zaburzenia odpowiadają czynniki środowiskowe - zewnętrzne czynniki patologiczne zakłócające prawidłowy rozwój płodu, jak np. promieniowanie jonizujące, niektóre farmaceutyki czy substancje chemiczne, z którymi miały kontakt ciężarne. Mogą to też być ewentualne infekcje wirusowe. Aby wyjaśnić tę sprawę, obok badań potrzebne będą m.in. szczegółowe wywiady lekarskie z matkami - może uda się wskazać jakiś element, który powtórzy się we wszystkich historiach? Ponieważ w Niemczech nie istnieje aktualnie ogólnokrajowy rejestr wad wrodzonych, konieczna jest analiza danych ze innych szpitali, nie tylko z regionu, ale z całego kraju. Niewykluczone bowiem, że w innych miejscach też w ostatnim czasie urodziły się dzieci obciążone tymi rzadko spotykanymi wadami.

Trudno zapomnieć o tym, że na przełomie lat 50. i 60. w RFN, a potem w wielu krajach na całym świecie zaczęły rodzić się tysiące dzieci z niedorozwojem kończyn. Wszystko przez farmaceutycznego giganta, koncern Chemie Grünenthal, który pospiesznie, bez odpowiednio szczegółowej weryfikacji (choć mimo to w zgodzie z ówczesnymi normami) wprowadził na rynek swój sztandarowy produkt - talidomid. Lek ten rekomendowany także kobietom w odmiennym stanie, jako remedium na mdłości wczesnociążowe i bezsenność, był oficjalnie dostępny na rynku przez cztery lata. W tym czasie w m.in. Europie, Kanadzie, Nowej Zelandii rodziły się dzieci dotknięte amelią, fokomelią czy mikromelią. Dłonie lub/i stopy wyrastały im bezpośrednio z tułowia, niekiedy kończyny były zbyt krótkie bądź dodatkowo zdeformowane, albo nie wykształciły się w ogóle. Na świat przychodziły też noworodki pozbawione oczu, uszu, z wadami narządów wewnętrznych, niekiedy tak poważnymi, że uniemożliwiającymi przeżycie. Dramatycznie wzrosła liczba poronień i martwych urodzeń. Skala zjawiska była tak duża, że zaczęto nawet mówić o swoistej epidemii. Przez długi czas nie kojarzono faktów, a Chemie Grünenthal święcił triumfy, podobnie jak firmy, który dystrybuowały talidomid (pod różnymi nazwami handlowymi) w innych krajach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy