Reklama

Było za wcześnie na szczepienie

Banalna przypadłość wieku dziecięcego? Niekoniecznie. Jeśli odra zaatakuje bardzo młody, nieodporny jeszcze organizm, skutki mogą być opłakane. Zrozpaczona matka opowiedziała mediom o tym, jak to się stało, że jej siedmiomiesięczna córeczka zapadła na tę chorobę.

Mieszkanka Nowej Zelandii w rozmowie z Daily Mail Australia stwierdziła, że córka najprawdopodobniej zaraziła się od starszego rodzeństwa. Zrobiło się naprawdę dramatycznie - dziewczynka nękana wcześniej objawami przypominającymi przeziebienie miała dosłownie "przelewać się przez ręce", usta jej siniały, a temperatura ciała przekroczyła 40 stopni. Matka chorej nie czekała dłużej i natychmiast wezwała pomoc. Dziecko trafiło do szpitala w ostatniej chwili - z niebezpiecznie wysokim tętnem i objawami niedotlenienia.

Gorączka rozpalała ciałko dziewczynki przez długie osiem dni, a na jej skórze pojawiły się charakterystyczne zmiany. Ponieważ miała ogromne problemy z przyjmowaniem pokarmu, musiała być karmiona mlekiem matki przez strzykawkę.

Reklama

Jak na ironię - mała Manaia zachorowała wtedy, kiedy wyzdrowiało jej rodzeństwo, trzyletnie bliźnięta. Starszaki też ciężko przechodziły zakażenie, jednak ich stanu nie dało się porównać ze stanem niemowlęcia.

Mama, Stephanie Peeni, przyznaje, że dziewczynka nie była szczepiona przeciw odrze, bo po prostu była na to jeszcze za młoda. Szczepienie w formie skojarzonej (czyli MMR) podaje się bowiem dzieciom, które ukończyły już pierwszy rok życia.

Lekarzom udało się uratować małą pacjentkę, także dlatego, że jej organizm okazał się znacznie silniejszy, niż można by przypuszczać. Dziś Manaia powoli odzyskuje zdrowie - zaczęła ponownie ssać matczyną pierś i choć szybko się męczy, coraz częściej ma ochotę za zabawę.

Dlaczego najmłodsze z dzieci zachorowało? Okazało się, że jej brat i siostra zarazili się wirusem, choć zostali zaszczepieni, zresztą zgodnie z obowiązującym kalendarzem szczepień. Niestety, nie oznaczało to, że nie zarażali.

Stephanie Peeni apeluje do wszystkich rodziców, by nie bagatelizowali zagrożenia. Jej zdaniem kluczowa jest znajomość objawów. Opracowała nawet specjalny poradnik i udostępniła go na swoim instagramowym koncie. Podkreśla, że odra to nie tylko wysypka z gorączką, a zagrażająca życiu choroba atakująca cały ustrój. Miała świadomość, że szczepienia nie gwarantują stuprocentowego bezpieczeństwa, ale mimo to nie spodziewała się, że dzieci zachorują.

Serwis dailymail.co.uk cytuje doktora Richarda Kidda z Australian General Association Council of General Practice, który zaznacza, że noworodków nie szczepi się przeciw odrze, ponieważ są chronione dzięki przeciwciałom, jakie otrzymały od matek jeszcze w trakcie życia płodowego. Odporność ta rozciąga się też na okres niemowlęcy (do końca pierwszego roku życia), ale wiadomo, że w tym względzie istnieją duże różnice indywidualne. Manaia liczyła siedem miesięcy i w jej przypadku biologiczna polisa okazała się już nieskuteczna.

Według lekarzy jedyną ochroną dla nieszczepionych maluchów będzie czasowa izolacja, do momentu, kiedy będą mogły przyjąć szczepionkę. O zakażenie szczególnie łatwo, bowiem wirusy odry przenoszone są drogą kropelkową.

Jakie objawy powinny obudzić naszą czujność? W trakcie pierwszych kilku, a nawet kilkunastu dni, w okresie wylęgania choroby brak charakterystycznych symptomów, poza ewentualnym uogólnionym złym samopoczuciem. W tzw. okresie nieżytowym, obok gorączki, światłowstrętem i opuchlizną powiek, pojawiają się objawy, które można pomylić z przeziębieniem, jak kaszel czy ból i zaczerwienienie gardła. Zmiany skórne mogą ulokować się w jamie ustnej - są to punktowe wypryski po wewnętrznych stronach policzków. Z kolei okresowi wysypkowemu towarzyszy wysoka gorączka i czerwonawe plamki na skórze, z czasem przeobrażające się w wypukłe grudki. Co gorsza, w tym czasie stan dziecka zwykle gwałtownie się pogarsza - występują problemy z oddychaniem, osłabienie oraz nadmierne przyspieszenie tętna. 


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy