Reklama

O tym decyduje biologia

- Stając się ojcem bałem się wielu błędów, które mogłem popełnić. Obawiałem się rzeczy, które były nieistotne, a popełniałem błędy w sprawach, o których wcześniej nie pomyślałem. Przyszłość społeczeństwa i przyszłość naszej kultury, a nawet gatunku, oddajemy w ręce ludzi, którzy nie mają pojęcia, jak się to robi. Czyli rodziców - twierdzi Mariusz Rozpędek, biolog, popularyzator nauki, autor prac naukowych z zakresu neuropsychologii.

Monka Szubrycht, Interia.pl: Jak wytłumaczyć ludziom, że homoseksualizm nie jest kwestią wyboru?

Mariusz Rozpędek: To jest pytanie, na które staram się znaleźć odpowiedź - jako biolog i jako człowiek, który jest ciekaw świata. Taka odpowiedź nie może być po prostu czyjąś opinią. Dla mnie to musi być pewien fakt. W moim przekonaniu to nauka najbardziej precyzyjnie używa faktów i odpowiada na pytania. W związku z tym nie idę do kapłana, czy do jakiegoś guru, tylko idę do naukowca. Najpierw patrzę jak stawia pytania, bo może stawia je głupio. Później patrzę jakie znajduje odpowiedzi.

Reklama

- Jestem biologiem i to jest jeden z istotnych aspektów mojej osobowości. W związku z tym to, co jest w biologii, jest dla mnie naturalne. Jeżeli na przykład widzę, że jakaś cecha występuje u ludzi i stale się powtarza, to moim zdaniem nie może być ona "nienaturalna". Jest przecież powtarzalnym elementem natury. Mówimy czasami, że to czy tamto ktoś "ma w genach". Badania genetyczne sugerują, że orientację seksualną też "mamy w genach". Niestety, nie każdy człowiek postrzega świat tak samo. Dlatego trzeba rozmawiać, pokazywać fakty, przekonywać. A to często niełatwe zadanie. Niektóre nasze reakcje wynikają z tego, że uczymy się pewnych zachowań, a inne są wrodzone. Z badań wynika, że u wszystkich ludzi kształtują się uprzedzenia, czyli kalki myślowe - pewne schematy działania, z którymi potem trudno zerwać.

W jakim wieku najlepiej przyswajamy takie schematy?

- Z tego co wiem, to w dwóch okresach uprzedzenia kształtują się najmocniej - w momencie kiedy dziecko jest bardzo małe, ma 4-5 lat i później - w okresie dojrzewania. Wtedy, gdy nastolatek potrzebuje znaleźć miejsce w grupie i jego tożsamość jest od tej grupy uzależniona, a rówieśnicy i ich opinie są dla niego najważniejsi. W związku z tym, jeżeli grupa niesie ze sobą pewne sposoby myślenia, działania, reagowania, to one z nami zostają. Jest to pewien rodzaj nawyku. A nawyki mają to do siebie, że bywają zarówno dobre jak i złe. Te złe na przykład powodują, że jestem otyły. Że nie umiem zerwać z pewnymi zachowaniami, które mogą mi szkodzić. Mam też inne nawyki, które pomagają mi w pracy. Rodzaj systematyczności, porządkowania pewnych rzeczy w umyśle. Oczywiście, nawyki możemy zmieniać. Ale to jest trudne. Tym bardziej trudne jest zmienianie kultury, którą można by opisać jako pewien wspólny zbiór naszych nawyków. Taka zmiana kultury może się wydawać wręcz niemożliwa. Ale kultura przecież też się zmienia.

- Myślę, że raczej powinno się zmieniać pojedyncze osoby, które poniosą potem tę zmianę w świat. Bo życie to proces. Nic nie jest "byciem", a wszystko jest nieustannym "stawaniem się". Zmianą. Możemy dzięki temu wpływać na pewne zjawiska. Na przykład wspierać te, które uważamy za korzystne. Albo wskazywać inne, które są niekorzystne i nie działają na rzecz społeczeństwa. A na pewno nie działa na rzecz społeczeństwa odbieranie mu wartościowych jednostek.

Powiedział pan, że dla nastolatka najważniejsza jest grupa rówieśnicza. Młody człowiek, będzie przed swoimi kolegami i koleżankami udawał, że jest taki jak oni, nie powie prawdy, bo mógłby zostać odrzucony.

- Jeśli mamy pewien problem, to czasami możemy chcieć od niego uciec, zamiast go rozwiązać. To często spotykana strategia, której poszczególne osoby mogą sobie nie uświadamiać. A przecież jednym z istotnych elementów rozwiązania problemu jest zaakceptowanie tego, że on jest. Zatem, jeśli w grupie mogę być źle postrzegany, albo tylko się tego obawiam, to mimo wszystko lepsze może być okazanie tego kim jestem, niż ukrywanie się. Wielu z nas nie ma na to odwagi. Bywamy konformistami. Ale przecież, nawet jeśli to jest coś trudnego, to akceptacja tego kim się jest naprawdę, jest lepsza od ciągłego udawania.

Jedną sprawą jest, czy ja to zaakceptuję, a drugą - czy zaakceptuje mnie społeczeństwo? Nie chodzi mi tylko o grupę rówieśniczą, ale na przykład o rodzinę. Czy mama i tata zrozumieją, że nie jestem heteroseksualny, czy heteroseksualna?

- Na takie pytanie odpowiedziałem bardzo dawno temu. Zanim jeszcze miałem dzieci. Wyobraziłem sobie sytuację, kiedy syn czy córka przyjdą do mnie i powiedzą, jak jest. I pomyślałem sobie: "Co wtedy zrobisz?" Pomyślałem o tym, co mówili o tym inni ludzie: "Wyrzucisz z domu? Pobijesz? Nakrzyczysz?" Dla mnie odpowiedź na te pytania była jednoznaczna - nie wyrzucę, nie pobiję, nie nakrzyczę. Dla mnie dziecko jest największą wartością. Jak mógłbym zrobić mu coś złego? W szczególności kiedy znam fakty naukowe i wiem, że to co się z nim dzieje jest całkowicie normalne. Problem pojawia się u ludzi, którzy zostali wychowani w taki sposób, żeby myśleć, że homoseksualizm lub inna odmienność, są czymś złym.

W latach 70. pięcioletni Kirk Andrew Mufphy trafił na terapię, która miała oduczyć go zniewieściałych zachowań. Po 60 sesjach psychologowie doszli do wniosku, że chłopiec jest wyleczony. Kiedy Kirk dorósł, popełnił samobójstwo.

- Takie "terapie" to nic innego jak pranie mózgu. Nie ma znaczenia, czy pranie mózgu robi ktoś z powodów politycznych, czy światopoglądowych. Pranie mózgu jest po prostu złe. Jest to rodzaj tresury, a w zasadzie tortury, na skutek której człowiek uczy się zachowywać niezgodnie ze swoją naturą. Ale poddany temu nie zmienia się w swojej istocie. On jedynie uczy się nowego schematu zachowań. Zachowań dla niego nienaturalnych. A to fatalnie wpływa na kondycję psychiczną. Ostatnio w Unii Europejskiej wprowadzono zakaz propagowania terapii konwersyjnych, jako ewidentnie szkodliwych (terapie konwersyjne zakładają, że homoseksualizm jest chorobą i można się z niego wyleczyć - dop. redakcji). Obecnie wszystkie światowe towarzystwa psychologiczne i seksuologiczne są przeciwne takim terapiom. Jednocześnie mówią o pełnej akceptacji homoseksualizmu, jako jednej z naturalnych cech człowieka. Panuje też zgoda co do tego, że orientacji seksualnej nie da się zmienić. Oczywiście szereg osób manipuluje informacjami. Bo fakty są faktami, ale można przedstawić je na wiele sposobów. Jeśli się je odpowiednio dobierze i odpowiednio o nich opowie, to może się wydawać, że świadczą o czymś innym. Na przykład o rzekomym "wyleczeniu" homoseksualisty.

- Swego czasu w internecie można było obejrzeć filmy pokazujące, jak wspaniale potrafią malować słonie. Richard Dawkins, biolog i ewolucjonista, postanowił sprawdzić, jak to możliwe. Okazało się, że w Indiach słonie traktuje się w bardzo zły sposób. To stara, tradycyjna forma tresury tych zwierząt. Gdy są małe, umieszcza się je w ciasnej klatce, w której nie mogą się poruszać. Są bite i karcone. A robi się to po to, by je upokorzyć. Żeby stłumić w nich wolę i indywidualność. W końcu zwierzę staje się posłusznym automatem, który ze strachu przed karami wykonuje polecenia człowieka. Malowanie słoni wygląda w ten sposób, że opiekun słonia ciągnie go delikatnie za kieł, czy inną część pyska, a potulne zwierzę - podążając za jego ruchami - przesuwa pędzel po obrazie. Obserwatorom wydaje się, że samodzielnie maluje piękny, słoniowy obraz. To jest oszustwo, na którym się zarabia. I takim samym oszustwem są terapie konwersyjne.

Wracając do sytuacji, kiedy dziecko przychodzi do nas, żeby powiedzieć coś ważnego - by to zrobiło musi mieć do nas zaufanie. Jest jeszcze jedna rzecz - dzieci nie chcą zawodzić rodziców, chcą być jak inni, jak większość. Nie mówią prawdy, żeby nas nie rozczarować.

- Nie wiem, czy jako rodzic zawsze postępowałem dobrze, ale o wielu rzeczach rozmawiałem z dziećmi od bardzo dawna. Wyprzedzałem ewentualne problemy. Rozmawiałem na przykład o problemie uzależnienia od narkotyków, zanim narkotyki pojawiły się w ich świadomości. Mówiłem, że są takie substancje, które zmieniają nasze zachowanie. Zmieniają postrzeganie rzeczywistości. Wpływając na mózg oszukują nas. Myślę, że moje córki są przygotowane na to, że jeśli pojawią się narkotyki w ich otoczeniu, to będą potrafiły powiedzieć "nie". Nie skuszą się, bo wiedzą, że jest to dużo groźniejsze niż akceptacja grupy czy chwilowa przyjemność. Nie jestem pewien, czy to samo by mi się udało z paleniem papierosów, które ma bardzo silny kontekst socjologiczny. Ale u jednej z córek widzę tak silny opór przed jakimikolwiek używkami, że przynajmniej u niej się tego nie obawiam. Nie wiem, czy ja go wytworzyłem. Ale może pomogłem w jego powstaniu. Ona ma bardzo głębokie poczucie autonomii własnej woli. Mając wiedzę, że taka substancja zmienia funkcjonowanie jej mózgu, może jej uniknąć. Bo to, co jakaś używka powoduje, to już nie będzie jej wola.

- Myślę, że mamy tu szerszy problem - związany z tym, że nikt nie uczy nas być rodzicami. Niektórym się wydaje, że rodzicielstwo jest oczywistością, bo jest odwieczne. A tak wcale nie jest. Wszystkie postępy cywilizacyjne zawdzięczamy przekazowi wiedzy. Czyli edukacji. Stając się ojcem bałem się wielu błędów, które mogłem popełnić. Obawiałem się rzeczy, które były nieistotne, a popełniałem błędy w sprawach, o których wcześniej nie pomyślałem. Przyszłość społeczeństwa i przyszłość naszej kultury, a nawet gatunku, oddajemy w ręce ludzi, którzy nie mają pojęcia, jak się to robi. Czyli rodziców. W szkołach nie uczy się nas, jak być rodzicem. Nie uczy się jak wychowywać, jak rozmawiać z dzieckiem. Puszczamy to "na żywioł". I to nie jest związane tylko z naszą kulturą - tak jest praktycznie wszędzie. Czasami żartując mówimy: "Dlaczego do naszego dziecka nie dołączono instrukcji obsługi?" To często jest wyraz naszej rodzicielskiej frustracji. Poczucia bezradności.

Bo każda instrukcja musiałaby być inna.

- Słuszna uwaga, choć są pewne schematy, rzeczy czy działania, które trzeba robić i takie których robić nie należy.

Trzeba przytulać, nie trzeba krzyczeć...

- Zdecydowanie tak. Aczkolwiek z tym też bywa różnie. Nikt z nas nie jest automatem czy robotem. Tak samo jak nie powinno się nikogo zmuszać do ukrywania swojej tożsamości płciowej, czy orientacji seksualnej - tak samo nie powinniśmy ukrywać własnych emocji. Nie możemy ich nie okazywać, albo udawać że ich nie mamy. To nie jest tak, że jeżeli nigdy nie będziemy krzyczeć, to wychowamy lepsze dziecko. Dziecko też musi wiedzieć, że my mamy swoje emocje. Mamy do nich prawo. Tak samo ma do nich prawo nasze dziecko. Nie można wychowywać tworząc koncepcję, że zawsze muszę zachować nad sobą pełną kontrolę, bo inaczej będzie źle. Myślę nawet, że dla normalnego człowieka jest to nieosiągalne. Może nawet, w ten sposób, wychowalibyśmy jakiegoś potwora... (śmiech)

- Oczywiście, jako ogólne zalecenie - tak powinno być. Nie można popadać w skrajności. W wielu moich rozmowach, dotyczących wychowania, pojawia się pewien stały wątek. Dotyczy on tego, że coś należałoby zrobić, żeby uczyć jak być dobrym rodzicem lub wychowawcą. Żeby uczyć jak wychowywać dzieci - i to już w szkole, albo na studiach. Ale uczyć tego wszystkich - nie tylko pedagogów i wychowawców. Mamy przecież szkoły rodzenia, akuszerki, lekarzy położników - bo dla naszego gatunku urodzenie potomka nie jest czymś łatwym. Tak nas ukształtowała ewolucja. Ale oprócz takich szkół, powinny pojawiać się placówki, które pomagają być rodzicem. Bo to nie jest przecież łatwe zadanie. Takie miejsca powstają, ale wciąż jest ich bardzo mało. Nie wiem czy tak jest, ale możliwe że wielu przypadkach jedną z pierwszych umiejętności, jakie powinni nabyć rodzice, może być umiejętność zaakceptowania takich cech dziecka na które nie mamy wpływu. Ani my, jako jego wychowawcy, ani reszta jego otoczenia. Jedną z takich cech jest niewątpliwie jego orientacja seksualna. Przychodzi taki moment kiedy młody człowiek ją odkrywa. Nie wybiera. Po prostu orientuje się, jaka ona jest. Bo to nie jest kwestia wyboru, czy wychowania. Decyduje o tym nasza biologia.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy