Reklama

Jak sprawić, by dziecko polubiło matematykę

Matura z matematyki śni się wszystkim rodzicom. Nawet tym, których dzieci dopiero zaczynają naukę! Co można zrobić, by ułamki i równania nie uprzykrzały dzieciństwa, a stały się zagadkami, które fascynują i bawią?

Co czwarty maturzysta oblał ten przedmiot na ostatnim egzaminie dojrzałości. Co piąty piątoklasista nie daje sobie rady z zadaniami, które wymagają wyjścia poza gotowe wzory (badania IBE, czyli Instytutu Badań Edukacyjnych, 2014). Nic więc dziwnego, że rodzice chętnie zapisują już przedszkolaki na zajęcia z matematyki.

– Nie bójmy się na zapas, ale też nie oczekujmy, że dziecko będzie zawsze jednakowo dobre ze wszystkich przedmiotów – mówi Małgorzata Zambrowska* z IBE. Kilkulatki uwielbiają liczyć, a badania pokazują, że przynajmniej połowa uczniów klas pierwszych wykazuje zdolności matematyczne. Kłopoty pojawiają się później. To normalne, że z czasem niektóre dzieci otwarcie przyznają, iż wolą lekcje polskiego, bo bardziej niż liczyć słupki czy pierwiastki lubią pisać wypracowania i chodzić na kółko teatralne.

Reklama

Dodawanie na każdym kroku

Bawiąc się z małym dzieckiem, rodzic pokazuje mu na palcach, ile to jest trzy. Czytając książeczkę, liczy zwierzaki na ilustracji. Mało kto z nas ma wtedy świadomość, że właśnie zaczął uczyć swoje dziecko matematyki.

– Najlepsze, co możemy zrobić dla kilkulatka, to angażować go w praktyczne liczenie – mówi Małgorzata Zambrowska. – Każdego dnia może dzięki temu wykonać mnóstwo działań matematycznych! Na spacerze pobawmy się we wspólne odczytywanie numerów domów czy autobusów miejskich. To oswoi z liczbami najmłodsze dziecko.

Trochę starszemu możemy zaproponować, by spróbowało dodawać cyfry na tablicach rejestracyjnych. Jeśli kupiliśmy cukierki, poprośmy, by podzieliło je równo między siebie i rodzeństwo. Gdy nakrywamy stół dla gości, niech policzy, ile w sumie potrzebujemy sztućców. Podobne znaczenie ma zwykłe budowanie z klocków. Gdy dziecko stawia z nich wieżę na podstawie rysunku, ćwiczy wyobraźnię przestrzenną i... uczy się geometrii! – Poświęćmy chwilę na omówienie tego, co właśnie zrobiło – namawia Małgorzata Zambrowska. – Powiedzmy, że na tym polega matematyka. Im wcześniej dziecko sobie to uświadomi, tym łatwiej w szkole będzie mu przełożyć te praktyczne rachunki na zadania z tablicy. Gdy będzie potrafiło o tym z nami rozmawiać, łatwiej kiedyś nauczy się zapisywać działania za pomocą wzorów matematycznych.

Pierwsze oznaki problemów

Z badań IBE wynika, że w szkole podstawowej kłopoty najczęściej pojawiają się w czwartej klasie. Po trzech latach spędzonych z panią od nauczania początkowego dziecko musi dopasować się do wymagań nowych nauczycieli, w tym – od matematyki. Warto wtedy zwrócić uwagę na zachowanie naszego ucznia. Czy zeszytu do matematyki nie zapomina częściej niż innych? Czy nie informuje zbyt często, że pani znów nic nie zadała? Nie wspominajmy przy tej okazji, że my także mieliśmy kłopoty z tym przedmiotem: „Masz to po mnie! Zdałam maturę tylko dzięki podpowiedzi koleżanki”.

– Niektórzy rodzice wręcz się tym chwalą. Jeśli dziecko słyszy coś takiego, często traktuje jako usprawiedliwienie swoich kłopotów i przestaje się starać – ostrzega Małgorzata Zambrowska.

Korepetycje z rodzicem?

– Dobrze zastanówmy się, nim zaczniemy odrabiać lekcje wspólnie z dzieckiem – twierdzi Małgorzata Zambrowska. – Niektórzy rodzice rozwiązują zadania np. za pomocą równań, o których mały uczeń nie ma jeszcze pojęcia, i próbują mu to tłumaczyć, powodując jeszcze większy mętlik w jego głowie. Albo reagujemy niezwykle emocjonalnie: „Jak możesz tego nie wiedzieć?”. A to grozi, że stracimy z nim dobry kontakt.

Może lepiej umówić się ze znajomymi – oni zajmą się matematyką naszego, a my pomożemy w polskim ich maluchom. Taka współpraca rodzicielska gwarantuje spokojniejszą atmosferę oraz sprzyja większej dyscyplinie. Nie bądźmy zbyt ambitni. Jeśli dziecko dobrze zrobiło zadanie i widać, że je zrozumiało, lepiej nie mówić: „Na wszelki wypadek rozwiąż jeszcze trzy!”. W tym wypadku „więcej” nie zawsze oznacza „lepiej”. Znudzone dziecko może się po prostu zniechęcić.

Nauka może być przyjemnością!

Spróbujmy wykorzystać zamiłowanie dziecka do komputera i pokażmy, jak można połączyć zabawę z nauką. Khan Academy to rodzaj szkoły bez granic. Na jej stronach (są tłumaczone na polski: https://pl.khanacademy.org) możemy znaleźć filmy obrazujące rozwiązywanie zadań i proste interaktywne ćwiczenia, dopasowane do poziomu dziecka. Możemy rozwiązywać je i oglądać do skutku, możemy też wykorzystać je jako inspirację, jak pracować z dzieckiem. Lepiej jednak nie liczyć na to, że samo nadrobi zaległości, siedząc przed monitorem. Potrzebuje partnera, któremu opowie, co robi.

– Każdy pomysł jest dobry, bo młodsze dzieci bardzo chętnie sięgają po nietypowe sposoby. Rozwiązując zadania, pomagają sobie rysunkami – mówi Małgorzata Zambrowska. Aby dobrze nauczyły się liczyć w pamięci (gdy to szwankuje, trudno jest pojąć np. ułamki), muszą wykonać tysiące operacji dodawania i mnożenia. I tu sprawdzają się gry planszowe.

– Nawet w najprostszej planszówce dziecko rzuca kostką i musi policzyć, ile punktów zdobyło, sprawdzić oraz porównać, ile mają ich przeciwnicy – zachęca Małgorzata Zambrowska. Może to robić nawet trzylatek. Niech liczy głośno, dotykając palcami pionków. Nie wyręczajmy go przy tym. Można grać z dzieckiem w domu lub w podróży. To prosty sposób na wsparcie szkoły.

– Kiedy prowadzę zajęcia, w czasie których uczniowie grają w planszówki (np. „Digit”, „Hej! To moja ryba!”), na koniec mówię im, że to była solidna lekcja matematyki – mówi Małgorzata Zambrowska. – Przy tablicy czy w zeszycie nie daliby rady wykonać tylu zadań. A im wydaje się, że to była tylko zabawa...

* Małgorzata Zambrowska (Pracownia Matematyki IBE) prowadzi badania nad matematycznymi umiejętnościami trzecioklasistów. Jest nauczycielką i fanką wspierania nauczania za pomocą gier planszowych (www.rozwinsie.org.pl).

Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy