Reklama

Grosik w uszku z grzybami i chodzenie wokół domu

Dzielenie się opłatkiem i zostawienie pustego miejsca przy wigilijnym stole, to dwa bożonarodzeniowe zwyczaje, znane chyba wszystkim Polakom.

Prawda jest jednak taka, że zwyczaj popularny w jednym zakątku kraju, może być zupełnie nieznany w innej części kraju.    

- W Krakowie (w Małopolsce, ale też na Podkarpaciu), w wigilię pierwszy powinien zadzwonić mężczyzna - opowiada Dominika.

- Dawniej powinien był przyjść osobiście - obecnie wystarczy telefon. Ma to przynieść szczęście i pomyślność na cały rok. Telefonów od kobiet, a także ich wizyt należy unikać, przynajmniej z rana. Po męskim telefonie "klątwa" zostaje zdjęta - panie mogą odwiedzać innych i dzwonić.  

Reklama

Karolina wspomina, że w jej rodzinnym domu choinkę ubiera się  24 grudnia i trzyma aż do Trzech Króli. Ważne, żeby oprócz baniek, zawisły na niej słodkości. Każdy trzydziestolatek pamięta cukierki w kolorowych złotkach, długie niczym sople, zwisające z zielonych gałązek. 

Basia twierdzi, że w wigilię nie można się kłócić, bo potem będziemy kłócić się przez cały rok. Mówi też, o makabrycznym przesądzie, który poznała za sprawą swojej koleżanki. U znajomej bowiem nikt nie wstaje od stołu podczas uroczystej wieczerzy, a wszystkie danie muszą znaleźć się na nim jednocześnie. Gdy się wstanie od stołu przed końcem kolacji, ktoś z rodziny umrze...

Wigilijne dania

Obowiązkowo ma być ich 12. Ale zawsze możemy wliczyć w to opłatek i kompot z suszu. Dania różnią się w zależności od regionu, z którego pochodzimy. Nie wszędzie jest makaron z makiem czy kutia. U Kasi, koleżanki pochodzącej spod Łodzi, jada się na kolację wigilijną (oprócz grzybowej i czerwonego barszczu) także zupę, którą jej mama nazywa roboczo "śledziem z wąsem". Danie podaje się na zimno, pływają w nim kawałki tuszek śledziowych. Sama zupa zrobiona jest z utartego z cukrem śledziowego mlecza, wody i śmietany lub mleka. Ma naprawdę wyjątkowy smak. Podaje się do tego ziemniaki gotowane w mundurkach.

"Śledź z wąsem" na pewno jest bardziej humanitarnym rozwiązaniem, niż męczenie biednego karpia, którego kupuje się żywego, wpuszcza do wanny i głodzi. Może dlatego zwierzęta nie chcą do nas przemówić w wigilię ludzkim głosem?

Łukasz podpowiada mi, że mieszkańcy z podkrakowskich Podstolic, (okolice Wieliczki), jedli danie wigilijne z jednej miski, wazy lub talerza. Mogła tam być grochówka, grzybowa lub kluski z makiem. Nie daj Boże, by obrus pozostał czysty! Znaczyłoby to, że jadła było zbyt mało, albo w domostwie niedostatek. A dziadkowie nieraz snuli opowieści o galicyjskiej biedzie.    

Dominika dzieli się niecodziennym zwyczajem, który jest kultywowany zwłaszcza w domach wielopokoleniowych, w jej rodzinnych stronach. Pochodzi z małej wioski - Rycerka Górna - w Beskidzie Żywieckim. W wigilię wieczorem, jeszcze przed kolacją, wszyscy domownicy muszą okrążyć swój dom 12 razy. Ważna jest kolejność - domownicy ustawiają się od najmłodszego, do najstarszego i gęsiego biegają wokół domu. Ma to przynosić szczęście i zdrowie dla wszystkich okrążających dobytek przez cały rok.      

U Dominiki i Basi do jednego z uszek z grzybami wkłada się grosik. Kto na niego trafi podczas wieczerzy wigilijnej zostanie obdarzony chwałą i urodzajem.

Zwyczaje bożonarodzeniowe są zależne od regionu, ale i ludzi kultywujących rodzinne tradycje. Najpiękniejsze są te, w których można liczyć na bliskość, wspólne śpiewanie kolęd i spokojny czas. Niestety, w pogoni za świąteczną atmosferą zapominamy, że w Bożym Narodzeniu nie chodzi o wysprzątany dom i suto zastawiony stół.   


                

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy