Epidemia złego zachowania
Co się dzieje naszymi dziećmi? Czy faktycznie zachowują się gorzej niż te żyjące pokolenia wcześniej? Czy powinniśmy się niepokoić, czy wręcz przeciwnie?
Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w książce "Dobre wieści o złym zachowaniu" Katherine Reynolds Lewis. Oto fragment lektury:
Pewnego mroźnego zimowego dnia 2003 roku dwie rosyjskie psycholożki Elena Smirnowa i Olga Gudariewa odwiedziły jedno z moskiewskich przedszkoli. Przywitały się z jego personelem, po czym udały się do sali zabaw, żeby przeprowadzić prosty eksperyment. Prosiły pojedyncze dzieci, żeby odłączyły się od grupy i stanęły z boku całkiem nieruchomo. Mierzyły czas, sprawdzając, jak długo im się to udaje. Potem proponowały dzieciom zabawę - miały one udawać, że są strażnikami pilnującymi pałacu - i mierzyły czas znowu.
Badanie to było powtórzeniem słynnego eksperymentu z 1948 roku przeprowadzonego przez rosyjskiego psychologa Z.W. Manuilenkę, który dowiódł, że dzieci lepiej kontrolują swoje zachowanie, kiedy w czasie zabawy udają jakąś postać. Smirnowa i Gudariewa powtarzały swoje obserwacje przez wiele miesięcy, przyglądając się również temu, jak w naturalny sposób rozwija się zaproponowana dzieciom zabawa.
Następnie przystąpiły do analizy, dzieląc wyniki na grupy wiekowe od czterech do siedmiu lat. Okazało się, że udało się im potwierdzić spostrzeżenia Manuilenki. W każdej grupie wiekowej średni czas, przez jaki dzieciom udawało się pozostać w bezruchu, był dłuższy, gdy zadanie było częścią zabawy.
Bardziej interesujące jest jednak drugie odkrycie rosyjskich badaczek. Stwierdziły one, że obserwowane przez nie dzieci są mniej dojrzałe niż ich rówieśnicy, z którymi miał do czynienia Manuilenko w 1948 roku. A przynajmniej mniej dojrzałe okazały się ich zabawy. Tylko nieliczne dzieci włączały się do zabawy, przyjmując w nim własne role, co w eksperymencie sprzed sześćdziesięciu lat zdarzało się bardzo często. "Większość dzisiejszych przedszkolaków wykazuje niedojrzałość w zabawach polegających na udawaniu" - napisała mi Smirnowa w emajlowej rozmowie. Kto jak kto, ale ona zna się na tym najlepiej - jest dyrektorką Ośrodka Zabawek i Gier na Uniwersytecie Moskiewskim oraz autorką dwudziestu książek, w tym podręcznika psychologii dziecięcej.
Trzecie odkrycie zadziwiło ją jeszcze bardziej. Stwierdziła, że w ciągu pięćdziesięciu pięciu lat, które upłynęły od pierwszego eksperymentu, u dzieci nastąpił dramatyczny spadek umiejętności samokontroli. Czas, przez jaki udający strażników cztero- i pięciolatkowie potrafili pozostawać w bezruchu, był znacznie krótszy niż w roku 1948. Współcześni sześcio- i siedmiolatkowie wytrzymywali średnio trzy minuty, podczas gdy ich rówieśnicy z lat czterdziestych aż dwanaście. Oznacza to, że pierwszoklasiści z wczesnego okresu zimnej wojny potrafili pozostawać w bezruchu cztery razy dłużej niż dzisiejsi. Mogłoby się wydawać, że dziecięce zabawy to mało poważny temat do badań. Czyżbyśmy nie mieli istotniejszych problemów z młodzieżą?
Zabawa nie jest jednak rzeczą błahą. Od dziesięcioleci uczeni gromadzą dowody świadczące o tym, że stanowi jeden z najważniejszych czynników wpływających na rozwój dziecka i pomaga w nauce abstrakcyjnego myślenia, samokontroli, społecznego współdziałania i innych ważnych umiejętności. Bawiąc się, dziecko wykracza poza dosłowne postrzeganie rzeczywistości. Kiedy chłopiec podnosi rozgałęziony patyk i udając, że to broń, woła: "Pif, paf, jesteś martwy!", jest to akt abstrakcyjnego myślenia.
Zabawy uczą również kontroli nad własnym zachowaniem. Przyjemność, jaką daje uczestnictwo w zabawie, oraz społeczna presja związana z koniecznością jej kontynuacji stanowią silną zachętę do panowania nad tym, co się robi. Jeśli dziecko zacznie popychać lub szturchać kolegów, nie będą chcieli się z nim więcej bawić albo mu po prostu oddadzą. Możliwość takiej reakcji z ich strony daje mu silny motyw do pohamowania agresji - silniejszy niż gdyby w sprawę włączył się ktoś dorosły.
Ucząc się samokontroli w zabawie, dziecko będzie się jej uczyć również w innych dziedzinach życia. Dlatego Smirnowa tak bardzo się zaniepokoiła, gdy w 2003 roku odkryła u przedszkolaków zmianę sposobu bawienia się. Można oczywiście zastanawiać się, czy zaobserwowane przez nią różnice nie są związane z komunizmem i rozpadem sowieckiego społeczeństwa, ale uczeni zaobserwowali podobny zanik samokontroli u dzieci również w Stanach Zjednoczonych.
Jean Twenge już w latach dziewięćdziesiątych, podczas studiów na Uniwersytecie Michigan, zadała sobie pytanie, czy znajdujemy się w lepszej kondycji emocjonalnej niż poprzednie pokolenia. Ponieważ jako dziecko była typem chłopczycy, zajęła się badaniem ról płciowych, które ulegały w tamtym czasie dużym zmianom, podobnie jak dzisiaj. W ten sposób zainteresowała się chorobami psychicznymi u kobiet. Podczas pisania pracy dyplomowej spotkała się z profesor Susan Nolen-Hoeksema, która zasugerowała jej, by zajęła się badaniem zmian w częstości występowania depresji.
- Pamiętam, jak wyciągała z szuflady jakieś artykuły, mówiąc, że to wszystko świadczy o tym, że przypadków depresji jest coraz więcej - opowiadała mi Twenge. Postanowiła zająć się w swojej pracy stanami lękowymi oraz nerwicami i przekonała się, że z nimi jest podobnie. W jej artykule można przeczytać, że w 1993 roku uczniowie i studenci cierpieli na stany lękowe i nerwice znacznie częściej niż w roku 1952.
Czy jednak nie dzieje się tak dlatego, że dzisiejsi lekarze wiedzą więcej niż kiedyś na temat zdrowia psychicznego i skuteczniej diagnozują zaburzenia lękowe i depresje? Twenge musiała sprawdzić, czy zaobserwowany przez nią trend jest realny. W tym celu porównała odpowiedzi na pytania dotyczące impulsywności, stanów depresyjnych i lękowych oraz problemów z koncentracją uzyskane w latach osiemdziesiątych w czterech testach, które objęły łącznie 6,9 miliona amerykańskich licealistów i studentów, z odpowiedziami uzyskanymi w podobnej grupie dwadzieścia lat później.
Ponieważ pytania dotyczyły symptomów, a nie zdiagnozowanych zaburzeń, wyniki nie mogły być zniekształcone przez zmiany metod diagnostycznych i świadomości lekarzy.To, co zobaczyła, bardzo ją zaskoczyło. Wzrost symptomów depresji i kłopotów z koncentracją uwagi w poprzednich dwudziestu latach był dramatyczny.