Reklama

Skandal w szpitalu w Stargardzie

Na SOR zgłosił się kobieta w ciąży ze swoim dwuletnim dzieckiem. Chłopczyk miał wbitego w szyję kleszcza. Zamiast pomóc malcowi i objąć go opieką, matka została odesłana. Powiedziano jej, że kleszcz nie zagraża życiu.

Gazeta Pomorska opisuje całą sytuację i przytacza słowa kobiety: "Wtedy przy okienku na SORZE nie było innych osób, a w korytarzu było bardzo mało, może 2-3 osoby. Źle się czułam, było mi słabo, ledwo stałam na nogach. To nieludzkie potraktowanie kobiety w wysokiej ciąży i dziecka, któremu powinno się jak najszybciej usunąć kleszcza, co przecież trwa zaledwie chwilę. Bardzo się zdenerwowałam!"

Matka została odesłana z dzieckiem do lekarza rodzinnego, który przyjmował w przychodni na drugim końcu miasta. Dopiero tam pielęgniarka usunęła kleszcza z szyi dwulatka.  

Reklama

Jak podaje Gazeta Pomorska pełnomocnik ds. praw pacjenta w stargardzkim szpitalu Rafał Dziubek tłumaczył zaistniałą sytuację rozporządzeniami Ministra Zdrowia, które mówią, że świadczenia opieki zdrowotnej dotyczą osób, które znajdują się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego.  "Analizując opisane okoliczności informuję, że SPWZOZ w Stargardzie stale dąży do podniesienia standardu i jakości świadczonych usług i czyni starania mające na celu stosowanie holistycznego podejścia ukierunkowanego na potrzeby pacjentów" - dodał rzecznik.  

Kleszcze są małymi pajęczakami. Ich ugryzienie może wywołać groźne choroby takie jak borelioza czy kleszczowe zapalenia opon mózgowych. Ważne, by jak najszybciej usunąć pajęczaka, który wbił się w skórę.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kleszcze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy