Reklama

Portret kochanki

Wciąż czeka, tęskni. Czasem ostro walczy, a czasem godzi się grać drugie skrzypce. Dlaczego kobiety wybierają związki bez przyszłości, które niosą tyle cierpienia?

Niechętnie przyznają się do winy. Nie robią przecież nic złego. To żony są okropne, wymagające, nie do wytrzymania. Przestają o siebie dbać, tracą zainteresowanie seksem. A zresztą, tłumaczą kochanki, do tanga trzeba dwojga. Mówią o uderzeniu pioruna, uczuciu, któremu nie sposób się oprzeć.

Psychologowie podkreślają jednak, że powody, dla których wybieramy związki wysokiego ryzyka, mają mniej wspólnego z miłością, niż sobie to wyobrażamy. Bywają powodowane lękiem, kompleksami, a nawet kłopotami z zaangażowaniem. Po co kobiety wchodzą w relacje, które niszczą życie wielu ludziom?

Reklama

Historia Katarzyny

Kiedy poznałam Rafała, nie interesowało mnie, czy ma rodzinę. Był fajnym kolegą z pracy i tyle. Ale wszystko się zmieniło cztery lata temu, kiedy na świątecznym przyjęciu przypadkiem usiedliśmy obok siebie. A ja odkryłam, że jest nie tylko przystojny, ale ma świetne poczucie humoru i doskonale tańczy.

Gdy wspomniał coś o synku, pomyślałam z zazdrością, że jego żona musi być szczęściarą. Od tamtej pory nie przepuściłam żadnej okazji, by wyciągnąć go na papierosa. Wtedy jeszcze na nic nie liczyłam. Po prostu chciałam być blisko. Ale zaczęłam bardziej o siebie dbać, zrzuciłam kilka kilogramów.

Wiedziałam, że wyglądam świetnie, a Rafał to zauważa. Najpierw tylko flirtowaliśmy, lecz kiedy zaprosił mnie po pracy na kawę, byłam pewna, że między nami jednak do czegoś dojdzie. Żona? W ogóle nie zaprzątałam sobie nią głowy. Liczył się tylko on.

Zakochałam się po uszy

Na kawie opowiedział mi o sobie. W małżeństwie układało mu się fatalnie, ale na razie nie mogli się rozstać. Spłacał kredyt mieszkaniowy, a ona straciła posadę i była na jego utrzymaniu. Opowiadał, że kiedyś połączyła ich wielka namiętność, lecz to już przeszłość.

„Z Agnieszką wszystko nas dzieli. Ale jesteśmy w sytuacji bez wyjścia” – opowiadał. Bardzo mu współczułam. Lecz wiedząc, jak idealnie do siebie pasujemy, postanowiłam wynagrodzić mu rozczarowania. Jeszcze tego samego dnia zaprosiłam go do siebie. Tamtego wieczoru zrozumiałam, że już nie ma odwrotu. Zakochałam się po uszy.

Przez kolejne pół roku żyłam w euforii. Rafał okazał się spełnieniem moich marzeń. Był czuły, błyskotliwy. A także wysportowany, co zawsze mi imponowało. Potrafił naprawić komputer, gotować, no i rozśmieszał mnie do łez.

Wyobrażałam sobie, że skoro tak świetnie się rozumiemy, jego rozwód będzie jedynie kwestią czasu. Nie chciałam go stresować, więc postanowiłam nie wywierać żadnej presji. Ale miesiące mijały i nic się nie działo. Latem mój ukochany wyjechał z rodziną na wakacje. Wtedy po raz pierwszy doszło do mnie, w jakim jestem położeniu. Płakałam z tęsknoty, lecz nie mogłam niczego po sobie pokazać.

Dręczyła mnie zazdrość. Zastanawiałam się, czy dobrze się bawią, co robią, gdzie chodzą. Może nawet śpią ze sobą? Ta myśl była nie do zniesienia. Zdecydowałam, że porozmawiam z Rafałem, kiedy tylko wróci. Ale to niczego nie dało. „Jak to sobie właściwie wyobrażasz? – spytał. – Mam zostawić matkę mojego dziecka na lodzie? Poza tym Wojtuś jest jeszcze mały. Dopiero gdy Agnieszka znajdzie pracę, będziemy mogli coś planować”.

Uczepiłam się tej nadziei. I pomyślałam, że przecież nie kochałabym go tak bardzo, gdyby okazał się bezdusznym draniem.

Dwa spotkania w tygodniu

Od tamtej pory minęły trzy lata. Wszystko jest po staremu, z wyjątkiem tego, że zmieniłam pracę na gorszą, bo w firmie zaczęto o nas plotkować. Przerobiłam już wszystkie scenariusze: prosiłam, groziłam, stawiałam ultimatum. Umawiałam się z innymi mężczyznami, ale w porównaniu z Rafałem wydawali się żałośni. Z zazdrości obserwowałam nawet Agnieszkę. Po tym, kiedy zobaczyłam, jak idą z Rafałem na zakupy („Czy naprawdę tak wygląda niedobrana para?!”), zerwałam z nim na dwa miesiące. Tylko na tyle starczyło mi wytrwałości.

Parę razy chciałam podejść do niej, powiedzieć, że kocham jej męża, wyrzucić z siebie to wszystko. Powstrzymywała mnie jedynie myśl, że Rafał nigdy by mi nie wybaczył. Muszę się zadowolić dwoma spotkaniami w tygodniu, krótkimi wyjazdami od czasu do czasu i obietnicami. Wysłuchiwać, że „kiedyś”, „gdy mały podrośnie”. W to, że żona Rafała znajdzie pracę, nie wierzę, bo jej wcale nie szuka.

Męczy mnie to całe ukrywanie się, wieczne tajemnice. Czego się spodziewam? Niczego, poza tym, że kiedyś ta miłość we mnie umrze. Bo choć teraz czuję się okropnie, życie bez Rafała byłoby jeszcze gorsze.

Historia Doroty

Jeżeli jakaś kobieta w wieku trzydziestu ośmiu lat jest singielką, musi się liczyć z tym, że wszyscy sensowni mężczyźni w jej wieku są już dawno zajęci. Dlatego nigdy nie uważałam siebie za potwora, który z zimną krwią rozbija związki. Szukałam tylko uczucia. Zresztą zakochany facet nie powinien dać się omotać innej, prawda?

Wokół mnie zawsze kręcili się żonaci. Pewnie wyczuwali, że jestem niezależna, samodzielna i ślub nie jest mi potrzebny. Liczyło się prawdziwe uczucie, więc nie zamierzałam też być wiecznie tą trzecią. I dość szybko dawałam to jasno do zrozumienia.

Był dla mnie stworzony Olkowi również tak powiedziałam. Na nim zależało mi jednak bardziej niż na innych. To był chyba pierwszy w moim życiu facet, o którym pomyślałam, że jest dla mnie stworzony. Dlatego gdy poprosił, żebym dała mu szansę, ale nie naciskała, bo nie umie odejść, ot tak, po kilkunastu latach małżeństwa, zgodziłam się. Nie wiedziałam jednak, że rozstanie z żoną zajmie mu ponad dwa lata. Najpierw była jej choroba, potem na przeszkodzie stanęły różne rodzinne i finansowe komplikacje. Ale im więcej napotykaliśmy trudności, tym mocniej go kochałam. I coraz bardziej pragnęłam z nim być.

Gdy zdecydował o rozwodzie, rozpętało się piekło. Żona Olka nie potrafiła się z tym pogodzić. Mnie przysyłała obraźliwe SMS-y, jego szantażowała. Znajomi stanęli po jej stronie. Próbowali wybić Olkowi nasz związek z głowy.

Ta szarpanina wydawała się nie mieć końca. A ja dziwiłam się, skąd we mnie tyle cierpliwości? Kiedy w końcu zamieszkaliśmy razem, poczułam, że doszłam do jakiegoś kresu.

Cień złych emocji

Wojna z jego żoną kompletnie mnie wyczerpała. Coraz częściej myślę o rozstaniu. Zbyt dużo złych emocji kładzie się cieniem na naszym związku. Nie wiem, czy sobie z tym poradzę. Jestem okropnie zmęczona. Dawny entuzjazm gdzieś wyparował. Nie umiem jeszcze wyznać prawdy Olkowi. Boję się, jak zareaguje. Dla mnie postawił przecież całe swoje życie na głowie. Ale prawda jest taka, że dziś sama nie wiem, co do niego czuję.

Do tanga trzeba dwojga

Olivia: Monogamia bywa dla mężczyzn trudna. Jednak spytam: dlaczego wybierają ryzykowne dla siebie układy?

Joanna Konczanin, psycholog: Często szukają przyjemności, pragną przygody. Nie zastanawiają się nad konsekwencjami.

To dość lekkomyślne...

- Ale na początku daje sporo satysfakcji. Wzmacnia poczucie własnej wartości. Bo nie tylko żona mnie uwielbia, ale ta inna też. Jeżeli on przeżywa akurat jakiś kryzys, to bardzo kuszące. Poza tym wielu panów wynosi z domu wzorzec relacji oparty na tzw. myśleniu haremowym.

Brzmi groźnie.

- W praktyce oznacza, że otaczamy się osobami płci przeciwnej. Kobiety także wchodzą w tego typu układy. Jeden kolega zmienia im opony, inny doradza w finansach.

Tylko wtedy w grę niekoniecznie wchodzi seks i krzywdzenie partnera.

- W myśleniu haremowym chodzi o to, że różne kobiety zaspokajają inne potrzeby. Mężczyzna kocha żonę, która prowadzi dom i wychowuje dzieci. Dba też o kochankę, która go relaksuje. Dlatego nie przyjmuje do wiadomości, że kogoś krzywdzi. Każda z kobiet odgrywa swoją rolę. Czasem to też atrybut mocy. Im potężniejszy człowiek, tym więcej osób może utrzymać i uszczęśliwić.

Wróćmy do kochanek. Co zrobić, żeby wyjść z tej roli?

- Jeżeli ta relacja nas rani, ale nie umiemy jej zerwać, proponuję na początek szczerą rozmowę z bliską osobą, na przykład z przyjaciółką.

Jak mogłaby nam pomóc?

- Uzmysłowić, że zabrnęłyśmy w ślepą uliczkę. To nie sprawi, że od razu się odkochamy. Ale uświadomi, że szanse na happy end są nikłe.

A kolejny krok?

- Pomyślmy spontanicznie o ukochanym. Wyobraźmy go sobie tak, jak go widzimy. A potem wszystkie barwy zamieńmy na szare. Pomniejszmy ten obraz, odsuńmy od siebie jak najdalej. Niech stanie się niepozorny i smutny.

Dlaczego to działa?

- Ponieważ uczymy swój umysł całkiem innego postrzegania tej osoby. By osłabić uczucie i nabrać dystansu.

Maria Barcz


Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy