Reklama

Maltretowane dzieci nie odzyskają swojego życia

W Drawsku Pomorskim matka dwójki chłopców – siedmio i dziewięciolatka - oraz jej konkubent znęcali się nad dziećmi tak strasznie, że sędzia prowadzący sprawę utajnił ją.

- Opis zawarty w zarzutach jest w ocenie sądu na tyle drastyczny, że sprzeciwia się, aby nawet odczytanie zarzutów przez prokuratora było jawne. Doświadczenie w prowadzeniu tego rodzaju spraw powoduje, że właśnie ujawnianie takich drastycznych okoliczności na rozprawie niejednokrotnie ujemnie odbijało się na dobru małoletnich uczestników postępowania, a sąd ma na uwadze przede wszystkim ich dobro - przekonywał sędzia Waldemar Katzig.  

Do mediów jednak przedostały się strzępy informacji o tym, w jaki sposób dzieci były traktowane. Rzucano nimi o ścianę, kopano, przetrzymywano w lodowatej wodzie, karmiono surowym mięsem, gwałcono... Nic dziwnego, że para z Drawska Pomorskiego usłyszała zarzuty, między innymi, o usiłowanie zabójstwa. Grozi im dożywocie.

Reklama

Żadna kara jednak, nie zwróci dwóm chłopcom dzieciństwa. Tak naprawdę nie zwróci im życia, bo nie da się wymazać z pamięci tortur, którymi byli poddawani na co dzień. Zamiast miłości macierzyńskiej doświadczali strachu, przytulania zamieniano im na kopniaki. Depresja, zespół stresu pourazowego i zaburzenia lękowe to pakiet, jaki otrzymali dzięki molestowaniu seksualnemu. Początek życia skazał ich na koszmar, który zostanie z nimi na zawsze, bo nie ma terapii mogącej odwrócić bieg wydarzeń, wymazującej z pamięci wspomnienia.  

Piekło na ziemi  

Wszyscy zaangażowani w tę sprawę podkreślają, że dorośli zgotowali dzieciom piekło na ziemi. Przykro czytać takie słowa, gdy ma się świadomość, że po tej ziemi chodzimy my, inni ludzie. Bo może się zdarzyć patologiczna matka, czy konkubent psychopata. Dziecko nie ma wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodzi. Ale jeśli już przyjdzie na świat, nie żyje na innej planecie, tylko tuż obok.  

Jak na ironię, proceder maltretowania chłopców odbywał się... w hostelu dla ofiar przemocy. Dzieci płakały, nie sposób było nie słyszeć ich krzyków. Nie pomogła opieka socjalna, ani nadzór kuratora. Dopiero gdy młodszy z braci, Marcel, trafił do koszalińskiego szpitala w marcu 2016 roku, prawda ujrzała światło dzienne. Lekarz nie mógł zlekceważyć uszkodzeń genitaliów, ani śladów po gaszeniu papierosów na delikatnej skórze dziecka, czy nacięć na opuszkach palców.  

Kto winien?

O matce chłopców, też ofierze przemocy i jej partnerze można mówić najgorsze rzeczy - wszak dopuścili się najgorszych czynów. Dziś odbędzie się kolejna rozprawa - być może zapadnie ostateczny wyrok. Skazanie ich na dożywotnie więzienie, jakie bez wątpienia im się należy, to umycie rąk innych, które zostały pobrudzone. Każdy z nas, kto słyszy płacz dziecka, a nie reaguje, ponosi odpowiedzialność za zlekceważenie sygnału, wysyłanego do świata przez małego człowieka.

Wiem, że niektóre dzieci płaczą często, ale czasami wystarczy obejrzeć się za siebie, by zobaczyć, że tylko się przewróciło. Nie spotkałam się z sytuacją, kiedy policjanci zarzucali komuś, że zostali niepotrzebnie wezwani do awanturującego się mężczyzny za ścianą. Za to zbyt często czytam nagłówki mówiące o tym, że "sąsiedzi byli w szoku", gdy wyszło na jaw, że matka i dzieci były maltretowane.

Są sytuacje, w których na pomoc jest za późno. Czyjeś życie zostało odebrane, bo agresor nie potrafił poradzić sobie z emocjami. Czyjeś dziecko nie zdążyło dorosnąć, bo nie było osoby, która mogła go ochronić. Choćby sąsiad, albo zwykły przechodzień, co akurat zwrócił uwagę na ten z pozoru zwyczajny płacz.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy