Reklama

Konsekwencje błędów wychowawczych dla naszego życia

Z perspektywy psychologicznej wiadomo, że dostaliśmy od naszych rodziców posag. Być może to była miłość, akceptacja, motywowanie do wysiłku, wzmacnianie w czasach potknięć i porażek. A może - nadopiekuńczość, podcinanie skrzydeł, krytyka, brak wiary w nasze możliwości.

Konsekwencje błędów wychowawczych naszych rodziców nie zawsze są brzemieniem, które tylko my - jako już dorośli ludzie niesiemy przez nasze życie. Czasami jak bumerang powracają one do nich (czyli do rodziców) w najmniej spodziewanym momencie. 

Również terapeuci byli dziećmi, mieli matkę, ojca, sami są także rodzicami. Starają się jednak profesjonalnymi sposobami, aby przeszłość i życie prywatne nie wpływały na ich pracę w gabinecie. Co jednak, jeśli psycholog od dzieciństwa niesie balast, który wpływa na postawę wychowawczą względem własnych dzieci i z czasem kładzie się cieniem na jej życiu zawodowym, prowadząc do dramatu? 

Reklama

"Samodzielność była tym, czego pragnęłam najbardziej na świecie dla swoich dzieci, ponieważ mi samej było bardzo trudno to osiągnąć. W czasach mojego dzieciństwa niejasne zasady wychowania dzieci stały się jeszcze bardziej mętne ze względu na otwartą butelkę ginu. Sama musiałam przekopać ścieżkę poprzez chaos. Byłam dobra, pomocna, ale nie miałam pojęcia, kim jestem. Byłam jak mały skałoczep, unoszący się na otwartych morskich wodach, rozpaczliwie szukający skały, do której mógłby przywrzeć..." - to słowa Ruth - bohaterki książki "Terapeutka" Bev Thomas*, ale mogą to być równie dobrze słowa wielu rodziców, nawet tych, którzy nigdy nawet nie zetkną się z psychologią, czy psychologiem.

Pomimo, że rodzice pragną samodzielności dla swoich dzieci, czasami nie umieją dać im możliwości rozwoju. Tak było właśnie w przypadku psychoterapeutki Ruth. Nie pozwalała ona swojemu synowi być samodzielną jednostką. Ciężko jej było wcielić w życie słowa męża: "Nasza rola rodziców nie polega na usuwaniu jego lęków i tłumaczeniu mu, że wszystko jest w porządku. Musimy unieść te uczucia wraz z nim, żeby on sam nauczył się sobie z nimi radzić." 

Bohaterka książki nie potrafiła tego unieść, nie była do tego zdolna. Uważała, że to, co widziała w synu, to była mniejsza, młodsza wersja jej samej. Codziennie wyrywała - jak mówiła - chwasty "odrzucając je na bok, tylko po to, aby kolejnego dnia znaleźć grunt porośnięty nowymi." 

Czy z nami rodzicami nie jest podobnie? Czy nie traktujemy naszych dzieci jak siebie z przeszłości, zapominając, że są kimś zupełnie innym i ich problemy nie muszą mieć nic wspólnego z naszymi? Jeśli będziemy usuwać im spod nóg wszystkie kłody, te prawdziwe i te wyimaginowane, nigdy nie będą samodzielni. A osiągnięcie niezależności jest ważnym etapem rozwojowym. 

Nie zawsze potrzebna jest tragedia, aby otworzyć oczy rodziców, czasami potrafią oni wcześniej ocknąć się i zrozumieć, że tylko zgoda na popełnienie błędów przez dzieci, zgoda na samodzielne rozwinięcie przez nie skrzydeł, może dać im prawdziwą wolność i szczęście. 

Na zakończenie przytoczymy zdanie z książki, które powinno stanowić dla nas rodziców przesłanie: "Jest to mój rodzaj zgody na odejście. Mam nadzieję, że jeśli pozwolę mu odejść, pewnego dnia być może odnajdzie drogę powrotną do domu. Do mnie."

*Bev Thomas "Terapeutka", Wyd. Filia, 2019

Dla Interia.pl: autorki bloga PsychologiaPrzyKawie.pl

Psychologia przy kawie
Dowiedz się więcej na temat: psychologia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy