Reklama

Rude włosy pod brzozą

Na szczęście, na pecha, na przyszłość. Przesądy są jak chwasty. Walczymy z nimi, ale i tak wracają.

A wiecie, że jak byłam mała miałam rude włosy? - oznajmiła w redakcji szatynka Kasia. Okazało się, że gdy miała dwa latka, babcia ostrzygła jej miedziane loki przy samej skórze. Następnie wzięła obcięte pukle i zakopała pod brzozą. Od tego momentu Kasi zaczęły rosnąć włosy o wiele ciemniejsze. A przede wszystkim nie rude. Wiedziona ciekawością dzwonię do stylisty fryzur Claudiusa, by zapytać go, czy taka metamorfoza jest w ogóle możliwa. I czy brzoza ma magiczną moc.

- Nie wierzyłbym w takie przesądy. Jeżeli chodzi o zmiany kolorystyczne, to jak najbardziej, są one możliwe. Tu jednak skupiałbym się na tym, że są wynikiem zmian hormonalnych, naturalnego wzrostu człowieka - twierdzi Claudius. Dodaje, że często małe dzieci mają jasne włosy, które w miarę dorastania zmieniają się na dużo ciemniejsze.

Reklama

- W swojej karierze miałem wiele takich przypadków. Moje klientki, które miały bardzo kręcone włosy, wręcz afro, zaszły w ciążę, urodziły dziecko i mają teraz proste włosy - tłumaczy.

Kiedy kot przebiegnie drogę

Przesądy są stare jak świat. Przy ich pomocy ludzie próbowali wytłumaczyć zjawiska, których nie rozumieli, bo nie mieli dostatecznej wiedzy albo narzędzi pozwalających ową wiedzę zdobyć. Chcieli uchronić się przed nieszczęściem, a w tym mogły pomóc rytuały. Antropolog kultury Magdalena Sztandara podkreśla, że przesądy były istotnymi fragmentami świata zbiorowych wyobrażeń.

- Pewne wierzenia, czyli to co dziś określamy jako przesądy, stanowiły formę nakazów, zakazów i ostrzeżeń: co, kiedy i jak wykonywać. Przestrzeganie ich dostarczało człowiekowi poczucia harmonijności i sensowności własnej egzystencji. Chroniło też przed dezintegracją, niebezpieczeństwami, które niejako czyhały na człowieka codziennie i praktycznie podczas każdej życiowej czynności.

Sztandara zaznacza, że o przesądach mówi się w tonie prześmiewczym, waloryzując je jako przejawy ciemnoty i zacofania, czy też pogańskich pozostałości po wprowadzeniu chrześcijaństwa. - W najlepszym razie są to przestarzałe formy magii, zawsze jednak pozbawione racjonalnych podstaw i refleksji. Co więcej, mało kto się do nich przyznaje - tłumaczy antropolog.

"Cóż za dziwna epoka, w której łatwiej jest rozbić atom niż przesąd" - mawiał Albert Einstein. Dlaczego ciągle wierzymy w przesądy, choć nauka wyjaśniła już większość zjawisk przez nie opisywanych?

- Może to wynikać z lenistwa. Ludziom nie chce się uruchamiać krytycznego myślenia, więc pewne rzeczy przyjmują na wiarę: "Bo ktoś im powiedział". Myślę też, że może się to wiązać z przekazami rodzinnymi i lojalnością wobec tych przekazów - twierdzi dr Monika Wasilewska z Instytutu Psychologii Stosowanej UJ.

- Ludzie są wierni mądrościom, które przekazują im przodkowie. Mądrości te to różne prawdy dotyczące świata, zjawisk i ludzi. Być może w ramach tych prawd mogą być wplecione różne przesądy gdzieś tam z zamierzchłych czasów i tradycja rodzinna je przekazuje - dodaje psycholog. Tłumaczy, że przesądy mogą być związane z lękami przed niewiadomym, przed karą, która może człowieka spotkać, jeżeli ten nie wykona pewnych czynności.

Kość na brodawkę

Masz na ręce brodawkę? Idź w pole i poszukaj kości. Gdy takową znajdziesz, potrzyj nią brodawkę. Następnie zakop kość w miejscu, w którym ją znalazłeś. Przyjdzie zwierzę, zeżre gnata i brodawka przejdzie na niego. Rozpoczynasz budowę domu? Zarżnij koguta, niech jego krew spłynie pod fundamenty. Biją pioruny? Trzeba w oknie zapalić gromnicę, żeby w dom nie walnęło. Grad? Też jest na to sposób - wystarczy drewnianą łopatę, którą wkłada się chleb do pieca, wyrzucić na podwórze.

Na Szczepana poświęconym owsem obsypywało się drzewa owocowe, żeby lepiej rosły. A wcześniej, w Wigilię, gospodarz brał opłatek, szedł do obory bądź chlewa, zwierzętom dorzucić do jedzenia, żeby uchronić trzodę przed czarami. Gdy dawał go wołom, rosły silne i zdrowe. Krowom opłatek podawała gospodyni, wtedy dawały więcej mleka. Jak widać, niektóre z przesądów są związane z wiarą chrześcijańską. Kiedy więc kończy się tradycyjna, ludowa obrzędowość, a zaczyna wiara w zabobony?

- Ta granica pomiędzy zwyczajem, pewną praktyką religijną, a zabobonem nie musi być łatwo dostrzegalna. Przebiega wewnątrz człowieka - tłumaczy dominikanin o. Emil Smolana. - Dla jednej osoby zapalenie świecy podczas burzy, czy noszenie medalika jest odwołaniem do Boga, to w nim szuka ona pomocy. Dla drugiej, czynności te mogą być rozumiane magicznie, to w mocy świecy upatruje się ratunku, a medalik staje się talizmanem, chroniącym przed niebezpieczeństwem.

- Spotykałem osoby, które uzależniały całe swoje życie od zabobonnych praktyk, pogrążając się w panicznym lęku o przyszłość, nie potrafiąc podjąć najmniejszej decyzji bez porozumienia z wróżką, postawienia horoskopu, zapytania kart czy wahadełka. Wolność tych osób w znaczny sposób została ograniczona na ich własne życzenie - opowiada o. Smolana. - I dodaje, że zwyczaje i pobożność ludowa jest czymś dobrym, jest kontynuacją życia liturgicznego Kościoła.

Ważne jest oczyszczanie tych zwyczajów, aby odrzucać to, co jest sprzeczne z Ewangelią, a dbać o pogłębienie i zdrowe rozumienie wiary. Jak mówi dominikanin, rozum został nam dany, żeby go używać.

- Trzeba też pogłębiać swoją wiarę, szukać zrozumienia, rozwijać się poznając to, w co wierzę, jakie jest prawdziwe przesłanie Ewangelii i nauczanie Kościoła - przekonuje.

Moc czerwieni

W świecie zabobonów modny jest kolor czerwony. Dotyczy to zarówno dzieci, jak i zwierząt. Nic dziwnego - w końcu czerwień symbolizuje miłość, piękno i siły witalne. Przy wózku z niemowlęciem do dzisiaj można zobaczyć przywiązaną czerwoną wstążeczkę, która ma ochronić dziecko przed rzuceniem na niego uroków. Podobnymi talizmanami odwieszano konie. Dawniej przywiązywano im do chomąta kawałek czerwonej włóczki. Też miały odganiać złe moce. - Myślę, że ludzie się boją i robią coś z lęku. Boją się powiedzieć, że to jest bzdura, bo "a nuż mnie coś ukarze". A w to wierzą wszyscy - tłumaczy dr Wasilewska. Podobne zdanie ma antropolog kultury Magdalena Sztandara.

- Ci z nas, którzy wyśmiewają przesądy czy zabobony, po kryjomu spluwają przez lewe ramię trzy razy na widok czarnego kota, nie podają ręki przez próg, czy na wszelki wypadek 13 w piątek nie planują nic szczególnego i ważnego. W większości sytuacji właśnie "na wszelki wypadek", po co bowiem prowokować los. A nuż...

Bój się, bój

- Ludzie mają potrzebę rzeczy irracjonalnych, baśniowych. Każdy z nas lubi sobie wyobrażać różne historie, niekiedy w oderwaniu od rzeczywistości. Czasami bywa przyjemnie uwierzyć w coś, co nie jest do końca sprawdzone - tłumaczy dr Wasilewska.

- A przecież dużo rzeczy nie jest do końca sprawdzonych, dopiero wymagają wyjaśnienia. Psycholog zauważa też, że istnieje pewien podział na przesądy "sympatyczne" i negatywne, czyniące szkodę, jak choćby piętnujące stereotypy. Tych nieszkodliwych wydaje się być dużo mniej. Dr Wasilewska zauważa, że większość przesądów jest oparta na złym losie, który chce nas ukarać, a to pozbawia człowieka poczucia sprawstwa, jest zewnątrzsterowne.

- To los, na który nie masz wpływu. Z losem nie wygrasz, możesz poczarować, przekręcić się trzy razy, ale to niekoniecznie pomoże - tłumaczy.

Kobieto, puchu marny 

Kobiety mają gorzej. Nie, że od kołyski. W zasadzie od poczęcia, bo córeczka już w łonie matki potrafiła zaszkodzić. Odbierała urodę i na twarzy ciężarnej pojawiały się pryszcze. Ten dziwny stan, jakim jest ciąża, obwarowany był wieloma zabobonami. Ciężarna nie może nosić korali, ani przechodzić pod sznurem, bo dziecko urodzi się owinięte pępowiną. Nie wolno jej patrzeć w księżyc, bo urodzi łyse. Jak się wystraszy czegoś i dotknie swojego ciała, maluch będzie miał znamię, tzw. myszkę. Jak ciężarna zerknie w dziurkę od klucza, to dzidziuś będzie zezowaty, a gdy popatrzy na kogoś brzydkiego - urodzi się brzydki.

Kobiety posądzano o wiele niegodziwości. Przez nie na świat przychodziły zarazy, powodzie i gradobicie. W średniowieczu wiele z nich spalono na stosie, tylko dlatego, że łatwo je było oskarżyć o czary. Znachorki leczyły ziołami i pomagały ludziom. Ich wiedzę można było przypisać konszachtom z diabłem. Wiele niewinnych kobiet zginęło, bo torturowane, przyznawały się do najgorszych praktyk.

Gorsze ocenianie płci pięknej niż męskiej części ludzkości jest widoczne do dzisiaj. Wystarczy w Zakopanem kupić termometr, by przekonać się, że figurka baby pokazuje się na deszcz, a na pogodę wychodzi chłop. Bo powszechnie wiadomo, że jak w wigilię Bożego Narodzenia pierwszą spotkaną osobą będzie kobieta - to pech na cały rok, a kiedy mężczyzna - szczęście puka do drzwi każdego dnia.

Talizman i zaklęcie

Talizmany i wszelkiego rodzaju magiczne przedmioty są stare jak ludzkość. Miały przynosić szczęście, albo - jak amulety, chronić przed złymi czarami czy nieszczęściem. Za okładkę indeksu miałam włożoną czterolistną koniczynę. Kiedy zdawałam egzamin z realizmu magicznego (to nurt literacki, polecam), pani profesor stawiając mi piątkę uśmiechnęła się miło. W przesądy nie wierzę, ale czterolistna koniczyna w indeksie nic nie waży.

Koleżanka zobaczyła kominiarza i w tym samym dniu dostała propozycję lepszej pracy. Inna na każdej klasówce w szkole stawiała małego, różowego słonia. Zawsze przynosił szczęście. Mojemu koledze, aktorowi, tylko raz spektakl się nie udał. Dociekał, dlaczego zapomniał dobrze znanego tekstu i w końcu uznał, że przed wejściem na scenę nikt mu nie życzył połamania nóg. Bo złe słowa, jakimi niewątpliwie są życzenia połamania nóg, mają odgonić pecha. Szczęście, niczym największy skarb, trzeba chronić przed światłem dziennym i nie powinno się o nim głośno mówić.

W naszym języku jest sporo powiedzeń przestrzegających przed radością. Wystarczy przypomnieć sobie kilka: "Kto rano się śmieje, wieczorem będzie płakał", "Co się polepszy, to się popieprzy", "Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni".

Mit, który szkodzi 

Czy żeby odczarować pecha trzeba życzyć komuś połamania nóg? Pióra? Mówić, żeby nie zapeszał?  - Odkrywam najgorszy przekaz polskiego społeczeństwa w rodzinach, czyli przekaz: "Bój się być szczęśliwym, bo cię kara spotka" - twierdzi dr Monika Wasilewska.

- Nagle się okazuje, że to występuje u wszystkich moich pacjentów w rodzinie. Czyli: "Nie ciesz się, nie ciesz, bo będziesz za chwilę płakać". Albo: "Nie mów, że jesteś szczęśliwa, że cieszysz się zdrowiem, bo za chwilę coś ci się stanie". To też jest przesąd, to też jest jakaś magia. Psycholog zauważa, że nauka mówi co innego, niż prawdy przekazywane z pokolenia na pokolenie.

- Dlaczego ma mi się coś stać, jak się będę cieszyć zdrowiem? Będę szczęśliwa, mój układ immunologiczny będzie sprawniejszy, będzie lepiej sobie radził z wirusami i chorobami - tłumaczy dr Wasilewska. Na szczęście często też nie pozwalają bliscy, bo wtedy człowiek staje się nielojalny wobec rodzinnego przekazu. Myślenie, że wszyscy są nieszczęśliwi, a jedna osoba próbuje się wyłamać, budzi niepokój.

- System się na to nie zgadza i reaguje lękiem, mówi: "Tak dobrze to znowu z tobą nie jest", sprowadza cię do parteru - tłumaczy dr Wasilewska.

I dodaje: - Mam takie powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w szczęściu, a nie w biedzie. Bo prawdziwy przyjaciel autentycznie cieszy się twoim szczęściem. A nie z radością cię pociesza, kiedy masz problem.  


Monika Szubrycht 




INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przesądy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy