Reklama

Piękna i bestia tańczą na lodzie

Nie potrafię być obiektywna. A wszystko za sprawą "Pięknej i bestii". Historia miłości, która pokazuje, że wygląd nie ma znaczenia, jeśli kocha się kogoś naprawdę, ma przesłanie ponadczasowe.

W krakowskim Centrum Kongresowym ICE odbyło się widowisko na lodzie, którego bohaterami były postacie z "Pięknej i Bestii". Francuska baśń ludowa podbija serca czytelników od ponad 400 lat. Miała już niezliczoną ilość interpretacji - zarówno literackich, jak i teatralnych czy filmowych. Trudno się dziwić - jej przesłanie nie zmienia się odkąd ludzkość istnieje. Bo choć tak bardzo zwracamy uwagę na piękno zewnętrzne, to okazuje się, że do prawdziwej miłości jest ono zbędne. Liczą się bowiem cechy charakteru, czyste serce i dobre uczynki.

Reklama

Tytułowa bestia, to tak naprawdę książę, który za sprawą czarów został oszpecony. Kara ta spotkała go za złe traktowanie innych. Główny bohater widowiska występował zatem w masce, która bynajmniej nie przeszkadzała mu w wykonywaniu spektakularnych figur na lodzie. Jego tytułowa partnerka - Bella, skromna dziewczyna, nie pozostawała w tyle. Ale prawdą jest, że wszyscy bohaterowie widowiska byli profesjonalistami w sowim zawodzie. Piruety, podskoki, podnoszenia, a nade wszystko podniebne akrobacje sprawiały, że trudno było uwierzyć czy wszystko wokół dziej się naprawdę.

Sceny odbywające się w domu kupca czy na targowisku, odbyły w konwencji tańca na lodzie w klasycznej wersji. Z kolei wydarzenia, które działy się w lesie bądź zamku Bestii często zawierały elementy tańca współczesnego. Choreografię przygotował Giuseppe Arena, a muzykę stworzył Silvio Amato. Narrator czytał dosłownie kilkuzdaniowe fragmenty baśni, by wprowadzić widza w akcję spektaklu.

Większość dziejących się na lodzie sytuacji trzeba jednak było zinterpretować i dopowiedzieć samemu. Dlatego moim zdaniem spektakl trafiał do dzieci w starszym wieku, takich, które zaczęły chodzić do szkoły. Przedszkolaki nie do końca nadążały za fabułą, widać było, że momentami tracą wątek, wiercą się i zaczynają rozglądać. Choć stroje tancerzy zachwycały, a wielkie makiety ścian przesuwały się co rusz przenosząc widza w inne miejsce, maluchy mogły nie odnaleźć się w zawiłościach związanych z faktem, że rzeczy dzieją się raz w jednym, raz w drugim miejscu.

Nie wiedziałam również, że moda na świecące ozdoby do włosów (opaski, uszy myszki miki, gwiazdki), może zakłócić w odbiorze widowisko. Ale zrzucić to mogę na karb tego, że siedziałam najwyżej i wszystkie małe księżniczki przyciągały mój wzrok migającymi diodami. Na sali bowiem było dość ciemno, jak w teatrze, dzięki czemu operator świateł mógł z sylwetek tancerzy wydobyć wirujące cienie.

Warto jednak przytoczyć na koniec słowa ośmiolatki, która na pytanie, jak jej się podobało widowisko odpowiedziała: - "Piękna i Bestia" bardzo mi się podobała. Jeśli mam być szczera, pod koniec była trochę przydługawa. Najbardziej podobało mi się, jak bestia umierała a nagle ożyła i zamieniła się w księcia. Tata Belli tańczył najpiękniej". Cóż, dzieci są szczere. I nic przed nimi ukryć się nie da.

Ja mogłabym posiedzieć i podziwiać tancerzy jeszcze dodatkową godzinę.      


Monika Szubrycht

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama