Reklama

Nie urodzisz szczęśliwego dziecka

Kiedy pytam rodziców, czego chcieliby dla swoich dzieci najbardziej, odpowiadają zazwyczaj: żeby były szczęśliwe! Zdanie to brzmi pięknie, ale czy nie staje się coraz bardziej pustym frazesem?

Szczęście jest niesłychanie pojemnym pojęciem i właściwie niemożliwym do zdefiniowania. Każdy z nas widzi i odczuwa je inaczej. Z pewnością zależy to też od wieku.

Gdy byłam malutka, szczęściem było dla mnie, gdy rodzice brali mnie za ręce - jedno za jedną, drugie za drugą - i przelatywałam nad kałużami jak samolot.

Gdy byłam starsza, uwielbiałam grać ze swoimi rówieśnikami w nogę i piłkę ręczną, śmiać się z nimi, jeździć na obozy harcerskie, tańczyć i słuchać muzyki.

Szczęście było na wyciągnięcie ręki - i to dosłownie, bo gdy twoja pierwsza szczenięca miłość, o której myślisz, że będzie jedyna i na wieki, bierze cię za rękę, możesz odczuwać prawdziwą euforię.

Reklama

W kolejnych latach zmieniały się priorytety. Zmieniali się też ludzie, ważniejsi stawali się ci, z którymi łączyły mnie wspólne przeżycia, egzaminy, siedzenie po nocach nad notatkami, pokonywanie kolejnych szczebli związanych z ukończeniem studiów, które miały zagwarantować zdobycie wymarzonej pracy.

No, a nawet jeśli nie była wymarzona, to dawała pieniądze, które pozwalały na usamodzielnienie się, stanie się dorosłym człowiekiem. Tyle że dorosłość przyniosła wyzwania, które niekoniecznie przypominały te z moich wyobrażeń.

Co mogę dać?

Im jesteśmy starsi, tym więcej zbieramy doświadczeń, które pokazują, że szczęście jest tak naprawdę brakiem nieszczęścia. Że dopóki nasza rodzina jest cała i zdrowa, jest dobrze.

Nie wiem, jaką drogę wybiorą moje dzieci. Które z ich zainteresowań zostaną, a które odejdą w niepamięć. Im są starsze, tym według mnie zmieniają się coraz szybciej, ale tak naprawdę to pewnie ja, dorosła, zmieniam się coraz wolniej i momentami ciężko mi za nimi nadążyć.

Wiem natomiast, że nie zamierzam mówić, że chciałabym, żeby moje dzieci były szczęśliwe. Bo czas przyszły nie ma w tym przypadku sensu. Bo to są tylko słowa....

Nie przewidzę przecież tego, jakich ludzi będą spotykać na swojej drodze i czy ich wybory będą najlepsze z możliwych. Jedyne, co mogę zrobić, to starać się, żeby były szczęśliwe tu i teraz, przy mnie, przy swoim tacie, po prostu w naszej rodzinie.

Bo bagaż, który dostały w dzieciństwie, będą niosły przez następne lata. I kiedy będzie im źle, gdy spotka ich krzywda, smutek, zawód czy porażka, pomyślą sobie, że życie wcale tak nie wygląda. I wrócą wspomnieniami do chwil, kiedy czuły się kochane najbardziej na świecie, ważne i bezpieczne.

Zamiast więc myśleć i mówić o bliżej nieokreślonej przyszłości naszych pociech, pomyślmy o tym, co dajemy im dziś.

Nie urodzimy szczęśliwego dziecka, ale możemy je na takie wychować.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy