Reklama

Gorszy, bo inny

Miarą naszego człowieczeństwa jest to, jak odnosimy się do słabszych. Empatii, wrażliwości i zrozumienia nasze dzieci uczą się przede wszystkim od nas - rodziców.

Pawełek ma porażenie mózgowe. Porusza się na wózku. Wygląda i zachowuje się inaczej niż rówieśnicy. To wystarczyło, żeby rodzice jego kolegów, przystępujących jak on do Pierwszej Komunii, uznali że chłopiec na wózku psuje wizerunek stojących przed ołtarzem aniołków. Pawełek przyjął więc komunię dzień wcześniej. Mama podobno nie protestowała. Co miała zrobić? Zresztą mając dziecko z niepełnosprawnością pewnie nie raz i nie dwa godziła się na rzeczy, na które godzić się nie chciała. Presja społeczna jest wielka.  

Ktoś mógłby pomyśleć, że to zdarzenie jednostkowe, że w naszym kraju nie dyskryminuje się osób niepełnosprawnych. Przypomniałam sobie jednak, ile razy byłam świadkiem podobnych sytuacji, ile razy słyszałam podobne opowieści.

Reklama

Moja przyjaciółka jest wielką fanką Coldplay. Jakiś czas temu w jednym z multipleksów można było obejrzeć koncert tego zespołu. Wzięła więc z sobą kilkunastoletniego, autystycznego syna.

Jedna z kobiet, również obecnych na muzycznym seansie, zwróciła jej uwagę, że chłopiec powinien zostać w domu. Zagroziła nawet, że wezwie ochronę. Swoją drogą ciekawe, jak chciała uzasadnić żądanie takiej interwencji - chłopiec był spokojny, nie zakłócał widowiska.

Inna znajoma została wyproszona z tramwaju, bo jej dziecko - również niepełnosprawne - wydawało z siebie dziwne odgłosy.  

W jednej z krakowskich szkół integracyjnych nauczycielka poprosiła rodziców, by wcześniej odebrali swoją pociechę, bo reszta klasy idzie na wycieczkę. Dziecko oczywiście miało orzeczenie o niepełnosprawności. Miało też nauczyciela wspomagającego, który powinien mu w takiej wyprawie towarzyszyć.

Przykłady można mnożyć. Tylko czy to coś da? Nie ma sensu oskarżać. Lepiej zacząć działać. W końcu miarą naszego człowieczeństwa jest to, jak odnosimy się do słabszych.  

Lalki w służbie tolerancji  

Brytyjska firma Makies wyprodukowała nietypowe lalki. Niektóre z nich noszą aparaty słuchowe, inne mają blizny, albo widoczne na twarzy plamy imitujące naczyniaka. Zabawki wymyślili rodzice niepełnosprawnych dzieci. Dzięki temu ich pociechy mogły wreszcie dostać lalki, z którymi mogły się identyfikować.  

Niejaki Ben Moser zaprosił na bal maturalny przyjaciółkę za szkoły podstawowej. Obiecał jej to, kiedy jeszcze byli dziećmi. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Mary Lapkowicz ma zespół Downa. Jak widać nastolatkowi nie przeszkadzało to w spełnieniu obietnicy. 

Czy tak budujące historie zdarzają się tylko poza granicami naszego kraju? Na pewno nie. Prowadziłam kiedyś praktyki studenckie. Młodzi ludzie najpierw obserwowali zajęcia, które prowadziłam z dziećmi w ramach programu wczesnej interwencji, a potem sami musieli zająć miejsce prowadzącego i uczyć maluchy z deficytami rozwojowymi. Po kilku tak przepracowanych godzinach dostawali zaliczenia i wracali na uczelnię. Mogli przestać myśleć o zdanym już przedmiocie. Tymczasem 99 procent z nich zgłosiło się na wolontariat. Przychodzili do małych podopiecznych nie przez miesiąc czy dwa - niektórzy pracowali ze swoimi uczniami nawet kilka lat.

Nie uwierzę, że młodzież jest coraz gorsza - tak mówią tylko osoby, które jej nie znają. A co my, rodzice, możemy zrobić, żeby wychować nasze dziecko w duchu tolerancji i szacunku do drugiego człowieka? Czasem wystarczy naprawdę niewiele: zapytać czy syn lub córka nie chcą zaprosić na swoje urodziny niepełnosprawnego kolegi z klasy. Albo podejść na placu zabaw do dziewczynki z zespołem Downa i zaproponować wspólną zabawę. My nie stracimy nic, a nasze dzieci mogą tylko zyskać. Bo świat nie jest tylko piękny i kolorowy.  

Epilog dopisuje życie

 

Wczoraj odprowadzałam córkę do szkoły. Sygnalizacja na przejściu dla pieszych była wyłączona. Czekałyśmy, aż przejadą samochody, gdy obok mnie stanął niewidomy mężczyzna z białą laską. Zapytałam, czy pomóc mu przejść. Odpowiedział, że tak. Pokonaliśmy pasy we trójkę i powiedzieliśmy sobie: "Do widzenia". Moja ośmiolatka zaczęła podskakiwać i śpiewać: "Mama pomogła panu, mama pomogła panu". Była ze mnie dumna. A przecież to, co zrobiłam, nie wymagało ode mnie wysiłku czy poświecenia. To był tylko odruch. Tylko dobre wychowanie.  


Monika Szubrycht    

Nasza redakcja próbuje pokazać dzieciom, że świat nie jest czaro-biały. Stąd pomysł na cykl bajek, które mają pomóc zrozumieć małemu czytelnikowi, czym są tolerancja, emocje i uczucia POBIERZ BAJKI >>

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy