Reklama

Fałszywe wybory

Na temat nietrafionej kampanii Fundacji Mamy i Taty napisano już chyba wszystko. Na portalach społecznościowych pojawiają się coraz to zabawniejsze memy, zaczynające się od słów: „nie zdążyłam”. Coś, co miało pomóc kobietom i namówić je, by zastanowiły się nad swoimi wyborami, stało się pośmiewiskiem.

Kampania zraniła uczucia osób starających się bezskutecznie o dziecko. Obraziła również kobiety, które z innych powodów nie mogą lub nie chcą mieć potomstwa i sprawiła, że wybuchła ogólnonarodowa dyskusja na temat odkładania macierzyństwa na później. Warto w tym miejscu się zastanowić, dlaczego temat ten poruszył tak wiele osób?

Ona

Pamiętam zasłyszaną rozmowę dwóch starszych pań wspominających swoją młodość i przy okazji obgadujących koleżankę. - "Wiesz i wtedy Lidzi przytrafiło się dziecko".

"Przytrafiło się" brzmiało w tym kontekście, jakby była mowa o wirusie, którego można złapać przez przypadek. Potem panie opowiadały już tylko o tym, jak ksiądz nie chciał ochrzcić niemowlęcia, bo nieślubne. Niechciane ciąże były, są i będą. Rzadziej jednak "przytrafiają się" kobietom wykształconym, zamożnym, mieszkającym w szklanych domach i jeżdżącym do Tokio.

Reklama

Dlaczego? Bo kobiety te szukają na swoich partnerów mężczyzn odpowiedzialnych. Takich, którzy nie boją się zostać ojcami. A gdy już zostaną, to nie myślą tylko o zarabianiu pieniędzy, ale też o tym, żeby brać czynny udział w wychowaniu własnego dziecka. Bo ubrać je i wyżywić to jedna sprawa. Być z nim, spędzać razem czas - to zupełnie inna, kto wie, czy nie ważniejsza rzecz.

Jeśli chodzi o robienie kariery i zarabianie pieniędzy - czy jest coś złego w tym, że kobiety pamiętając niekiedy trudne doświadczenia własnych matek i babć, chcą dla swoich dzieci jak najlepiej? Że nie zrzucają odpowiedzialności za sprawy materialne na przyszłego męża i biorą swój los we własne ręce ciężko na to pracując? Należy je raczej podziwiać, niż wypominać im to, do czego doszły.

On

"Chłop ma być tylko trochę ładniejszy od diabła" - mówi stare porzekadło. Byle był. Być może w czasach, gdy mężczyźni masowo ginęli w powstaniach i na wojnach, miało to sens. Ale realia się zmieniły. Jaki ma być współczesny idealny mężczyzna? Wysoki, szczupły, wykształcony, wysportowany i rzecz jasna dobrze zarabiający. Jeśli chce założyć rodzinę, musi mieć już jakieś swoje mieszkanie (kredyt spłaci szybciej, jak wyjdzie za granicę), a najlepiej dom z ogrodem -  końcu w przyszłości biegać po nim będą malutkie stópki roześmianych potomków.

Przed założeniem rodziny powinien jednak zaszaleć, wyszumieć się, bo potem żona nie pozwoli. Nie wiem, kiedy miałby doświadczać życia na krawędzi, ucząc się i robiąc karierę, ale przypuszczam, że jeśli potrafiłby to wszystko zrobić, ojcem mógłby zostać w okolicach 80. O ile wcześniej nie zabiłby go stres z przepracowania...

Ona i on

Część mężczyzn boi się ojcostwa. Być może czują lęk przed odpowiedzialnością. Nie dlatego, że są tchórzami, ale dlatego, że nie chcą ryzykować wolności i niezależności, pchając się w coś, czego nie znają, ale za co będą rozliczani i oceniani. Choćby przez partnerki, a później potomstwo. Znam wiele kobiet, które bardzo chcą zostać matkami. Ale jeśli są w związku, ciągle słyszą od swoich partnerów, że na dziecko będzie jeszcze czas. Może obok kobiety w szklanym domu powinien stanąć też jakiś mężczyzna?

Ono

Dziecko powinno mieć dobry start. Najlepiej zacząć myśleć o nim jeszcze przed poczęciem. Odpowiednia dieta, suplementy, witaminy i dużo odpoczynku. Jeśli rodzić, to w prywatnym szpitalu. Jak już się pojawi, to czekają na niego najlepszej jakości odzież, wózek, chusta i zajęcia na basenie. Warto pomyśleć o przedszkolu z dodatkowymi godzinami angielskiego, niech ma na starcie lepiej niż my. Potem tylko dobra szkoła, koniecznie uprawianie sportu i zastanawianie się, jaką uczelnie wybierze. Po drodze nauka gry na instrumencie i wybranie ciekawego hobby: balet, tenis może golf.

Dla wielu rodziców dziecko to projekt - najlepszy i największy w życiu. Chcąc przychylić mu nieba, myślą, jak zarobić pieniądze na kawałek chmur.

Rzeczywistość nie wygląda już tak dobrze, jak plany. Bo kiedy mamy dzieci, często nie starcza czasu na zajmowanie się nimi. Obowiązki rosną, a wymagania nie maleją.

"Zaszłam w ciążę i straciłam pracę", "Po macierzyńskim zostałam odcięta od możliwości awansu", "Nie stać mnie na żłobek i przedszkole. Nie mogę pracować", "Mąż w ogóle nie zajmuje się dzieckiem, bo jest jedynym żywicielem rodziny i po pracy na etat, bierze dodatkowe zlecenia", "Zostawił mnie, gdy urodził się mały. Nie daje grosza na syna".

Żadna kampania społeczna nie namówi kobiet na macierzyństwo, dopóki nie zmieni się otaczająca nas rzeczywistość. Polityka prorodzinna nie kończy się na rocznych urlopach macierzyńskich. Część kobiet boi się zostać matkami właśnie z tego powodu. Pytanie, ile na takie zmiany pozostanie nam czekać, pozostaje ciągle otwarte.

Największą ułomnością tej kampanii nie jest jednak to, że ktoś może się poczuć urażony, ani to, że łatwo ją wyszydzić, ale to, że między wierszami sugeruje, że wybierając dzieci musimy się zrzec czegoś atrakcyjnego - kariery, dostatku, egzotycznych wycieczek... - na rzecz czegoś mniej fajnego. To po pierwsze fałszywa antynomia, bo rodzicielstwo i osobisty rozwój nie tak trudno pogodzić. A po drugie - nawet jeśli czasem trzeba dokonywać wyborów, trudno uznać podróż na inny kontynent za poważną alternatywę do narodzin dziecka. Po wizycie w Tokio zostanie nam przecież tylko parę zdjęć w komórce...


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: macierzyństwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy