Reklama

​Projektanci marzeń

- Dzieci są dziećmi. Nie ma znaczenia czy jesteśmy w Chinach, czy Hamburgu - te same elementy uruchamiają ich wyobraźnię - mówią Ricco Rejnholdt Krog i Pierre Normandin, projektanci klocków LEGO. - Jeśli chodzi o to czy niebieskie autko jest fajne, czy nie - nie ma znaczenia, że jesteśmy w Szanghaju czy w Nowym Jorku.

Podczas wizyty w siedzibie LEGO w Billund mieliśmy okazję porozmawiać z projektantami serii LEGO City. O tym, jak to jest mieć pracę marzeń opowiadają Ricco Rejnholdt Krog, Design Director oraz Pierre Normandin, Senior Designer.

Jak znaleźliście się w LEGO?

Pierre Normandin: - Jestem designerem LEGO City od 8 lat. Pochodzę z Kanady. Nie jestem z wykształcenia projektantem, tylko geografem. Do LEGO trafiłem przez społeczność AFOL-i (Adult Fan of LEGO - Dorosły Fan LEGO). Jestem fanem klocków przez całe życie. Miałem krótką przerwę, gdy byłem nastolatkiem i wtedy nie było to "cool". Wróciłem mając 20 lat i nigdy nie przestałem budować. Szybko odkryłem społeczność fanowską i zaangażowałem się w jej działania. Kilka lat później uczestniczyłem w konwencie LEGO w Waszyngtonie. Pokazywałem swoje modele i szczęśliwym zrządzeniem losu pracownik firmy odwiedzał wystawę. Porozmawialiśmy i zapytał czy nie myślałem, aby zostać designerem. Na co odparłem, że oczywiście. W rezultacie zorganizował mi rozmowę o pracę w Billund. Podążałem za marzeniem, bo to jest praca marzeń.

Reklama

Ricco Rejnholdt Krog: - Pracuję jako design director LEGO City i odpowiadam za to, co ostatecznie trafia do pudełek. W naszym dziale pracuje dwanaście osób. Moja rola polega głównie na ustaleniu, co się gdzie pojawi. Które figurki nadają się do danego zestawu, które samochody policyjne do centrali, a które do osobnych zestawów. Staram się nadzorować całość i czasem powstrzymać wyobraźnię kolegów. Nasze dyskusje są naprawdę niesamowite.

Gdzie pracowaliście wcześniej?

Pierre: - Zajmowałem się tworzeniem map dla wydziału urbanistyki.

To pewnie dlatego zostałeś designerem City?

Pierre:- No cóż, można powiedzieć, że lubię jak wszystko jest poukładane i zorganizowane (śmiech). Tworzenie miasta to zabawa - tu na pewno jest związek.

Nie myślałeś o tym, aby podjąć studia z projektowania?

Pierre: - Raczej nie, bo wiele się tu nauczyłem od kolegów i podczas pracy. Nasz proces projektowania to nie jest coś, czego można nauczyć się w szkole. Między innymi dlatego, że projektanci pochodzą z wielu krajów i mają różnorodne doświadczenia zawodowe. Tak naprawdę mamy własną szkołę designu. Dzięki temu łatwo jest zacząć i się rozwijać.

Rico: - Też nie jestem projektantem z wykształcenia. Pracuję w firmie od 20 lat. Wcześniej zajmowałem się dostawami części do obrabiarek i tokarek. Robiliśmy mnóstwo projektów i myślałem wtedy, że mam najlepszą pracę na świecie, bo robię coś interesującego każdego dnia. Potem pracowałem dla jednego z naszych klientów. To była dobra praca z perspektywy dochodów i godzin, bo mogłem przychodzić późno, wychodzić wcześnie i pracować cztery dni w tygodniu. Ale to było potwornie nudne. W zasadzie musiałem pracować tylko, gdy coś się popsuło na taśmie produkcyjnej. Nagle z twórcy stałem się facetem, który siedzi i czyta gazety. I właśnie tam znalazłem ogłoszenie, że LEGO szuka designera z moim doświadczeniem.

- Wtedy pomyślałem, że to dopiero jest praca marzeń. Nie dość, że mogę robić to co umiem, to jeszcze pracować w LEGO i robić zabawki. Udało mi się tę pracę dostać. Od tego czasu pracowałem chyba nad każdą linią od Duplo po Mindstorms. W końcu zostałem szefem LEGO City. Także moja historia nie przebije tej Pierre’a.

Pierre: - Ej, ale ty na swoją trafiłeś od razu!

Ricco: - No tak. Warto pamiętać, że to były takie czasy, gdy nie było modelowania komputerowego i drukarek 3D, więc trzeba było częściej używać rąk i rzeźbić. To, co dziś zajmuje kilka godzin, zabierało nam tygodnie.

 - Jeśli miałbym powiedzieć czym jest LEGO City, to patrzę na to, jako realistyczne środowisko do odgrywania ról. W teorii wszystko, co jest w LEGO City, powinno odpowiadać temu, co dzieci mogą zobaczyć w drodze ze szkoły. To właśnie teoria, bo spotkanie polarnika raczej im nie grozi (śmiech). Ale przynajmniej jest to możliwe. Nie robimy Obcych, statków kosmicznych itp. Przekłada się to także na modele i figurki. Oczywiście staramy się, aby odpowiadały oczekiwaniom dzieci i testujemy nasze pomysły na nich.

Rozumiem, że staracie się pokazywać raczej pozytywną stronę życia miasta?

Ricco: - Tak. Bardziej drastyczne wydarzenia się nie pojawiają. To może być coś w rodzaju: zepsuł mi się statek, co mogę zrobić, aby go naprawić. Mamy oczywiście policję i bandytów, ale tych drugich staramy się pokazać jako nieudaczników. Nie ma na przykład broni. Mamy tutaj bardzo ścisłe reguły.

Jak podejmujecie decyzję, co trafi do serii w kolejnym roku?

Ricco: - To długi proces. Jest mnóstwo burz mózgów. Patrzymy co sprawdziło się w poprzednich latach. Ale tak naprawdę pytamy dzieci z całego świata. Podróżujemy do różnych krajów z rysunkami i modelami i pytamy dzieci w wieku od 5 do 9 lat, co o tym myślą. Wybieramy różne regiony, gdzie sprzedają się nasze produkty. Pytamy dzieci, czy wiedzą co to jest, jak by się tym bawiły, co jest fajne, a co nie. Czy podobają się im kolory, pojazdy i ich możliwości. Można powiedzieć, że to co ostatecznie trafia do pudełka, to wynik testów na dzieciach.

Czy odpowiedzi dzieci z całego świata się różnią?

Ricco: - Nie są w 100 proc. takie same, ale dzieci są dziećmi. Nie ma znaczenia czy jesteśmy w Chinach, czy Hamburgu - te same elementy uruchamiają ich wyobraźnię. Są oczywiście różnice kulturowe, ale bardzo subtelne. Głównie wychodzą w ilości wolnego czasu, który dzieci mają na zabawę. Jeśli jednak chodzi o to czy niebieskie autko jest fajne, czy nie - nie ma znaczenia, że jesteśmy w Szanghaju czy w Nowym Jorku.

Projektujecie coś tylko pod konkretny region świata?

Ricco: - Regułą jest, że projektujemy globalnie. Chcemy osiągnąć coś uniwersalnego. Chyba tylko raz w historii zdarzyło się, że stworzyliśmy jeden zestaw pod kątem rynku chińskiego.

Patrząc wstecz dostrzegam, że staracie się testować nowe pomysły. Była Arktyka, badania podwodne, teraz badacze wulkanów. Czy to próba znalezienia nowych grup odbiorców?

Rico: - Zawsze szukamy sposobu, aby przenieść miasto w trochę inne miejsce. Jednocześnie pozostaniemy wierni klasyce, czyli policji i straży pożarnej. To zawsze będzie obecne w LEGO City. Nasze produkty są w pierwszej piątce najchętniej kupowanych serii tematycznych LEGO, a policja jest nieodmiennie motorem napędowym tego wyniku.

Czy w mieście LEGO pojawią się drużyny sportowe lub bohaterowie licencyjni?

Rico: - Patrząc długofalowo ciężko jest dać jednoznaczną odpowiedź. Na pewno nie planujemy czegoś takiego w najbliższych pięciu latach.

Nie boicie się, że w końcu licencje zdominują LEGO?

Rico: Jeśli spojrzysz na listę najlepiej sprzedających się linii produktowych, znajdziesz tam tylko jedną licencyjną - Star Wars. Nie widzimy takiego zagrożenia, ale staramy się trzymać rękę na pulsie.

Jeśli jakiś produkt się nie sprzedaje czy to wpływa na zespół?

Rico: - Jeśli pytasz czy Pierre dostanie po głowie, to nie (śmiech). Oczywiście to wpływa na zespół, jeśli coś, co miało być super, nie okazało się sukcesem. Wiadomo, że pracujemy na wynik. Ale nie jest to najważniejszy wykładnik naszej pracy. Ważne jest, co dzieci sądzą o naszej pracy. Można powiedzieć, że i dla nas, i dla właściciela firmy ważniejsze są ich odczucia i czy czerpią z zabawy radość.

Kto ostatecznie decyduje czy dany model trafi na półki?

Rico: - Zazwyczaj jest to seria spotkań i ocen. We wrześniu mieliśmy spotkanie dotyczące tego, co powinno pojawić się na rynku w 2018 roku, czyli półtora roku do przodu. Wyrażono zgodę na pewne linie, a inne odrzucono. To zawsze jest praca zespołowa, konsultujemy się z różnymi osobami z wielu działów. Pytamy też naszych dużych klientów. Bierzemy pod uwagę wiele czynników.

Na produktach LEGO pojawiają się czasem znane marki, jak np. Shell.

Rico: - Patrząc na całe portfolio LEGO mieliśmy kilka takich współpracy. Turbiny wiatrowe z Vestas czy kontenerowiec z Maerskiem. Wszystko zależy od sytuacji i tego czy jest za tym jakaś sensowna historia. Nie potrzebujemy tego, aby zapewnić dzieciom dobrą zabawę, ale czasem są dobre powody, aby stworzyć coś wspólnie. Logo jakiejś firmy nie pojawi się na naszych produktach dlatego, że nam za to zapłacili.

W tym roku pojawiła się pierwsza figurka niemowlęcia w LEGO City oraz ludzik na wózku inwalidzkim. Czy nietypowych ludzików będzie więcej?

Rico: - Oczywiście nie możemy tu nic ujawnić (śmiech), ale oczywiście patrzymy uważnie, co się dzieje i jaki jest ich odbiór. Gdybyśmy coś tu ujawnili, to jeszcze zanim wróciłbym do biurka cały świat by o tym wiedział. Czasami nasi fani wiedzą o czymś wcześniej niż ja. To swego rodzaju sport, aby wyciągnąć takie informacje. To jest całkiem fajne, o ile nie ja je ujawniam (śmiech).

Pierre: - Ale jesteśmy naprawdę zachwyceni społecznością, która wypatruje naszych nowości. To swego rodzaju ambasadorowie marki.

Rico: - Wracając do figurek. Zestaw zwrócił uwagę. Co ciekawe, wózek inwalidzki pojawiał się już w zestawach LEGO Duplo. Poza tym ludzie dopisali do tego historię. Ten ludzik na wózku mógł być równie dobrze chłopakiem, który złamał nogę na nartach czy rowerze. My pokazaliśmy tylko ludzika na wózku, bez symboliki. Ktoś kiedyś zauważył też na obrazku tatusia pchającego wózek z dzieckiem i stwierdził, że to promocja urlopów ojcowskich i cieszył się, że LEGO w końcu zajęło stanowisko w tej sprawie. To nas trochę zaskoczyło. Myślę, że trochę przesadzono z tą analizą.

Pierre: - Jest to jednak najlepszy dowód, że LEGO pozwala na tworzenie dowolnych historii. Masz jeden element, który może mieć wiele znaczeń.

Rico: - LEGO City jest otwartym środowiskiem. Nie mówimy dzieciom co mogą, a czego nie mogą robić. Jeśli chcą, żeby policjant był zły, to nic nie stoi temu na przeszkodzie. Może mieć na imię Bob, albo John. To nie jest Star Wars, gdzie Darth Vader to Darth Vader i nie może być kimś innym.

Ile produktów wypuszczacie rocznie w linii LEGO City?

Rico: - To nigdy nie jest stała liczba. Zazwyczaj mieścimy się między 27 a 35. To się zmienia co roku, ale mamy tu pewną swobodę. Liczba zależy od sprzedaży w poprzednim roku i wielu innych czynników. Ponownie: ważna jest opinia sklepów, które sprzedają nasze zestawy. Mamy też produkty, które przechodzą z roku na roku. Licząc z nimi, w stałej sprzedaży jest około 60 zestawów.

Czemu w obecnej linii LEGO City jest tak mało budynków?

Rico: - Wynika to z testów. Dzieci niespecjalnie chcą się bawić budynkami. Szczególnie, gdy zestawimy to z samochodami czy samolotami. Chcielibyśmy robić ich więcej, bo to jest zawsze wielkie marzenie zbudować olbrzymie miasto, ale gdy pytamy dzieci czy wolą wóz strażacki, czy domek, to zazwyczaj wygrywa ten pierwszy.

Mój syn bierze budynki z serii Friends i wstawia je do miasta.

Rico: - I to jest wspaniałe! Przecież naszym celem jest to, żeby mieszać wszystko ze sobą. O to chodzi. Oczywiście cały czas sprawdzamy czy można dodać budynki do LEGO City.

Pierre: - Dzieci nie zawsze mówią to samo. Mamy te, które wolą pojazdy, ale są takie, które wolą budynki. Dlatego mamy tak zróżnicowane portfolio.

Mówiłeś, że byłeś AFOL-em. Miałeś jakieś doświadczenia z modelarstwem?

Pierre: - Nie. W zasadzie tylko bawiłem się LEGO. Miałem w piwnicy całe miasto. Do dziś mam swoje miasto w domu. Ale nigdy nie sklejałem modeli, ani pociągów.

Gdybyś miał wymienić zestaw, z którego jesteś najbardziej dumny?

Pierre: - Jestem szczęśliwy, gdy widzę, że dzieci bawią się tym, co zaprojektowałem. To jest ciekawe, bo potrafię być bardzo dumny z konkretnego modelu, a jednocześnie szczęśliwy widząc, że dzieci wolą inny z moich projektów. Po to tu jesteśmy. Dzieci mają się świetnie bawić. Gdybym jednak miał już coś wymienić, to nie będę ukrywał, że lubię pociągi. Zaprojektowałem wiele elementów kolejowych, które pojawiły się w zestawach w ostatnich latach i jestem z nich bardzo dumny.

Biały pociąg pasażerski też projektowałeś?

Pierre: - Nie cały. To była praca zespołowa.

Rico: - W przypadku większych modeli praca zabiera mnóstwo czasu i biorą w niej udział różni designerzy.

Mówiłeś o drukarkach 3D. Możesz powiedzieć, jak wykorzystujecie je w pracy i czy nie boicie się, że namieszają na rynku?

Ricco: - Ta technologia jest przez nas wykorzystywana do tworzenia prototypów. Sprawdzamy w ten sposób czy niektóre pomysły się sprawdzą. Jednak biorąc pod uwagę nasze wysokie standardy produkcyjne, muszę powiedzieć, że drukarki nie osiągnęły jeszcze tego poziomu. To interesująca technologia, ale nie postrzegamy jej jako czegoś, co zastąpi dotychczasowe metody produkcyjne.

Pierre: - Używamy ich po prostu wewnętrznie.

Jak często musicie zaprojektować kompletnie nową część do LEGO City?

Ricco: - Co roku tworzymy mnóstwo projektów. Jednak jeśli spojrzymy wstecz, to w ciągu ostatnich kilku lat na rynek trafiło nie więcej niż piętnaście nowych elementów. Każdy z nich musi wnosić coś nowego do zabawy, bo np. dla zestawów arktycznych musieliśmy przygotować nowe kaptury, a dla statków pływających w wannie nowe elementy kadłuba. To jednak tylko niewielka część tego, co wymyśliliśmy po drodze. Co roku około 50-60 projektów trafia do kosza, bo albo nie były naprawdę potrzebne, albo można było je zastąpić innymi.

Czy jest ktoś, kto zajmuje się sprawdzaniem czasu budowania modeli i ich wytrzymałości?

Pierre: - Nie ma osoby, która zajmuje się tylko tym. Mamy jednak ekspertów, którzy uczestniczą w procesie tworzenia instrukcji. Oni ustalają czy dany model może zostać zbudowany przez pięciolatka, czy wymaga więcej cierpliwości. Sprawdzają, jaki jest poziom trudności oraz liczbę kroków potrzebnych do zbudowania modelu.

Ricco: - Ustalają też czy modele są stabilne i czy się nie rozpadną podczas zabawy. Jako projektanci mamy tendencję do dodawania różnorodnych funkcjonalności do modeli, a poza tym wiemy, gdzie trzeba je chwycić, aby się nie rozleciały. Dlatego potrzebne jest spojrzenie zewnętrzne. Takie osoby błyskawicznie wychwycą wszystkie wady. Musimy mieć pewność, że zestawy nie będą ich miały.

Wiem, że masz dwie córki. Czy testujesz na nich swoje produkty?

Ricco: - Z dzieciakami pracowników LEGO i mieszkającymi w Billund jest taki problem, że mają kontakt z tymi klockami przez cały czas. Są wystawione na ich działanie prawie non stop. Więc raczej nie prowadzimy na nich testów, bo są pod tym względem rozpieszczone (śmiech). Oczekują więcej niż inne dzieci.

Pracujesz w firmie od 20 lat. Czy jest jakaś niezwykła historia, którą chciałbyś się podzielić?

Ricco: - Mam ich mnóstwo. Jednak to, co trzyma mnie najmocniej w firmie, to ten błysk w oczach dziecka, gdy widzi zestaw, który projektowałeś. Potrafię spędzić godzinę w sklepie i patrzeć na reakcję dzieciaków i obserwować, jak próbują skłonić rodziców do zakupów. Jestem wtedy niezwykle dumny.

- Jako projektant LEGO często jestem zapraszany w różne miejsca. Kiedyś zaprosiła mnie NASA, abym pojeździł łazikiem marsjańskim. Oczywiście go rozwaliłem, ale to już inna historia (śmiech). To coś, czego nie każdy może doświadczyć.

- Moja praca nie jest monotonna. Jednego dnia projektuję samochód wyścigowy, a kolejnego prom kosmiczny. Są jeszcze listy od dzieci. Jeśli jakiś sześciolatek poświęcił swój cenny czas, aby napisać do mnie ręcznie list, to jest to coś niezwykłego. Przypinam je na tablicy i czuję, że zmieniam świat na lepsze.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy