Reklama

​Mroczny sekret Disneya

Disneyland /123RF/PICSEL
Reklama

Przez ponad dekadę spekulowano o tym w prywatnych rozmowach oraz pisano na blogach i forach dyskusyjnych. Wielu sądziło, że jest to tylko miejska legenda. Dziennikarze "Wall Street Journal" postanowili zweryfikować straszne opowieści i odkryli, że są prawdą. Najsłynniejsze park rozrywki na świecie Disneyland i Disney World w Stanach Zjednoczonych, skrywają mroczną tajemnicę. Okazuje się, że setki ludzi rozrzucają tam popioły swoich bliskich.

Nie są to niestety odosobnione przypadki. Według ustaleń dziennikarzy od ponad 11 lat nie ma miesiąca, aby nie dochodziło do podobnych incydentów. Służby porządkowe i ochrona obu obiektów mają nawet specjalny kod określający takie wydarzenie - HEPA cleanup. Nawiązuje on do filtrów wychwytujących nawet najdrobniejsze cząstki zanieczyszczeń. Przeprowadzone z pracownikami parku rozmowy, ujawniają niewiarygodne szczegóły tego procederu.

Ludzka pomysłowość nie zna granic

Podejmowane przez odwiedzających parki próby rozrzucenia prochów bliskich są wyjątkowo trudne do wykrycia. Dlatego pracownicy przechodzą specjalne szkolenia, aby móc zidentyfikować skremowane ludzkie szczątki i odpowiednio je utylizować. Jednocześnie ich działania powinny być niewidoczne dla gości tłumnie odwiedzających "najszczęśliwsze miejsca na ziemi".

Reklama

Według "Wall Street Journal", prochy ludzkie trafiają na klomby z kwiatami, w krzaki i na trawniki. Są też rozsypywane przed bramami podczas pokazów fajerwerków. Znaleźć je można na jednej z największych atrakcji, czyli kolejce "Piraci z Karaibów", a także w fosie otaczającej karuzelę Dumbo. Jednak miejscem, gdzie dosłownie brodzi się w ludzkich prochach, jest Nawiedzony Dom. Ta licząca sobie 49 lat atrakcja nawiedzana jest tym samym nie tylko przez sztuczne duchy.

- W Nawiedzonym Domu jest tyle ludzkich prochów, że to przestało być zabawne - opowiada jeden z pracowników parku.

Szkodliwa fanaberia pod płaszczykiem szacunku dla zmarłych

Co kieruje osobami rozsypującymi prochy bliskich w parkach rozrywki? Często jest to ostatnia wola zmarłego, a czasem wyobrażenie rodziny o idealnym miejscu pochówku. Wielu przyłapanych na tym procederze odwiedzających, mówi wprost, że dzięki temu zmarli będą mogli cieszyć się radością również po śmierci.

Okazuje się, że wniesienie ludzkich szczątków na teren parku nie jest specjalnie trudne. Dziennikarze dotarli do rodzin, które wnosiły prochy w puderniczkach i opakowaniach po lekach. Gdy dostaną się już do środka starają się pozbyć ładunku nie zwracając uwagi służb ochrony parku. Jeżeli zostaną złapani, zostaną wyrzuceni z obiektu z zakazem powrotu. Rozsypane prochy zostają natomiast zebrane specjalnym odkurzaczem.

- Takie zachowanie jest surowo wzbronione i bezprawne. Goście, którzy się go dopuszczą, zostaną natychmiast wyprowadzeni z obiektu - podkreśla rzecznik Disneya.

Rozrzucają prochy od co najmniej 16 lat

Pierwsze doniesienia o takim procederze pojawiły się w sieci w 2007 roku. W kalifornijskim oddziale parku w Anaheim pojawiła się nawet policja po doniesieniach o zaobserwowaniu wrzucania dziwnej substancji do wody koło kolejki "Piraci z Karaibów". Przy tej okazji Los Angeles Times przypomniał historię z 2002 roku, opisaną przez Davida Koeniga w książce "Mouse Tales: A Behind-the-Ears". Według autora, grupa odwiedzających poprosiła o chwilę czasu, aby zmówić modlitwę za zmarłego siedmiolatka. Pracownik obsługujący kolejkę zauważył, że wyrzucają z wagonika jakąś dziwną, zwiewną substancję. Po zamknięciu atrakcji odkrył w wagoniku lepki, szary popiół.

Takich przypadków odnotowuje się więcej, ale zarząd Disneylandu odmawia udzielania informacji na temat ich dokładnej liczby. Prawdopodobnie podobny proceder ma miejsce również w innych parkach rozrywki na całym świecie. Świadomość, że odpowiednie służby wiedzą o tym zjawisku i starają się mu przeciwdziałać jest na pewno pocieszająca dla tysięcy odwiedzających.

Z kolei osoby, które postanowiły w ten sposób zrealizować prawdziwą bądź domniemaną wolę swych bliskich, powinny mieć zrozumieć, że ich działania skazane są na niepowodzenie. Prochy ich bliskich trafią po prostu do śmieci



INTERIA.PL
Reklama
Dowiedz się więcej na temat: Disneyland
Reklama
Reklama
Reklama