Reklama

To już prawdziwa plaga. Nieuczciwi klienci kpią sobie z prawa?

Kasy samoobsługowe wprowadzono, by usprawnić proces dokonywania zakupów oraz zmniejszyć kolejki w marketach. Szybko się okazało, że są doskonałym narzędziem dla oszustów, którzy wykorzystują ich pewne niedoskonałości. I co ciekawe – sądy przychylniej patrzą na łamiących prawo przy kasie samoobsługowej, niż w przypadku takich samych czynów, ale mających miejsce w kasie z pracownikiem sklepu.

Oszustwa przy pomocy kas samoobsługowych to już prawdziwa plaga. Ważenie awokado i wybieranie na kasie cebuli lub ziemniaków, by cena była o wiele niższa, przeklejanie kodów kreskowych i skanowanie steków w cenie wątróbki - nieuczciwi konsumenci prześcigają się w pomysłach, jak oszukać system kas samoobsługowych.

W zasadzie niemal każdy towar w markecie - ten na wagę, lub z konkretnie nabitą już na opakowaniu ceną - może być zaniżony przy użyciu kasy samoobsługowej. Należy również podkreślić, że taki proceder ma miejsce w wielu krajach na całym świecie. W Niemczech jedna z sieci sklepów na skutek ogromnej liczby oszustw na kasach samoobsługowych, postanowiła wycofać je z użytkowania. 

Reklama

Dzieje się tak z uwagi na fakt, że kasę samoobsługową łatwej oszukać niż pracownika sklepu własnoręcznie nabijającego ceny produktów na "kasę tradycyjną". Jednak być może jeszcze ważniejszą kwestią dla oszustów jest brak precyzyjnych przepisów, o czym świadczą zaskakujące dla wielu wyroki sądów.

"Kasa samoobsługowa bez przeżyć psychicznych". Czyli co na to sądy?

Jeśli nieuczciwy klient podmieni etykiety kupowanych produktów i zostanie przyłapany na próbie takiego oszustwa przy kasie obsługiwanej przez pracownika marketu, to wówczas sprawca popełnia czyn zabroniony z art. 286 (zazwyczaj § 3) Kodeksu karnego, tj. przestępstwo oszustwa. Przy przestępstwie oszustwa nie stosuje się  tzw. "przepołowienia", więc taki czyn jest przestępstwem, niezależnie od kwoty.

Czytaj także: Ukryte funkcje w kasach samoobsługowych: Kiedy z nich korzystać?

Natomiast identyczny czyn, ale dokonany przy kasie samoobsługowej, nie wyczerpuje znamion przestępstwa. Dlaczego? Mówi o tym m.in. wyrok Sądu Okręgowego w Zielonej Górze z dnia 19 maja 2022 r. Sprawa dotyczyła przeklejania kodów kreskowych z niższą ceną i skanowania tak oklejonego towaru na samoobsługowych kasach. Mężczyzna na droższych perfumach kosztujących 139,99 zł przykleił kod kreskowy tańszych perfum za 12,99 zł i skasował je na kasie samoobsługowej.

Sąd pierwszej instancji skazał klienta za oszustwo "mniejszej wagi" z art. 286 § 3 k.k. i wymierzył mu karę trzech miesięcy ograniczenia wolności. Mężczyzna złożył jednak odwołanie i sąd odwoławczy zmienił zaskarżony wyrok, uznając, że popełniony przez mężczyznę czyn wyczerpuje jedynie znamiona kradzieży wykroczeniowej.

Należy pamiętać, że kradzież, bez względu na to, czy będzie wykroczeniem czy przestępstwem, a to jest uzależnione od kwoty skradzionego mienia, i tak jest traktowana łagodniej niż oszustwo.

Otóż zdaniem sądu oskarżony “nie wprowadził w błąd żadnego człowieka w postaci pracownika sklepu lub właściciela sklepu, nie wykorzystał błędnego postrzegania rzeczywistości przez konkretną osobę, a jedynie wykorzystał maszynę".

Z kolei w podobnej sprawie, Sąd Rejonowy w Pile orzekł, że "kasa samoobsługowa nie przejawia przeżyć psychicznych - a zatem nie może zostać wprowadzona w błąd. Tym samym utrwala się linia orzecznika zakładająca, że złe bicie produktu w kasie samoobsługowej to kradzież - a nie oszustwo" - o czym informował serwis Bazprawnik.pl.

I właśnie m.in. takie uzasadnienia niektórych sądów w pewnym sensie zachęcają nieuczciwych klientów do permanentnego okradania sklepów dzięki kasom samoobsługowym.

Warto wiedzieć: Groźna, sklepowa pułapka. Podczas zakupów zachowaj ostrożność

Lżej znaczy taniej. Pochwała oszczędności, czy działanie niezgodne z prawem?

Kilka miesięcy temu głośno zrobiło się o procederze obrywania przez klientów liści i łodyg z warzyw przed ich zważeniem. Wówczas jeden z klientów sieci sklepów Biedronka wstawił na jej oficjalnym profilu na Facebooku post, w którym skarży się na - jego zdaniem - nieuczciwe praktyki sklepu:

"Biedronkowe oszczędności wyglądają tak, że za kalafiora zapłaciłem 26 zł 9,99 za kg. Po odkrojeniu liści jak ważył w sklepie 2,65 kg, zrobiło się 1,7 kg. 10 zł zapłaciłem za liście. Czyste oszustwo."

Polacy nagminnie zaczęli odrywać z warzyw i owoców nieprzydatne do spożycia liście i łodygi, co w opinii wielu osób było nielegalne. Sprawa tak bardzo rozgrzała opinię publiczną, że głos zabrał nawet Tomasz Grzegorczyk, dyrektor działu jakości produktów świeżych i bezpieczeństwa żywności w sieci Biedronka, który powiedział wtedy, że:  "Stosowaną powszechnie praktyką w handlu jest sprzedaż kalafiora razem z liśćmi, ponieważ zapewniają one przede wszystkim większą świeżość tego warzywa".

Interia postanowiła wówczas sprawdzić, czy obrywanie niejadalnych części warzyw przed ich zważeniem i opłaceniem faktycznie ma miejsce, dlatego w tym celu wybraliśmy się do jednego z marketów pod szyldem Biedronki, gdzie porozmawialiśmy z tamtejszym kierownikiem.

"Nie zwracam ludziom uwagi, kiedy odrywają niejadalne części od kalafiora, bo doskonale wiem, że nie robią tego ze złości, ale z braku pieniędzy. Mamy inflację, ludzi nie stać na podstawowe produkty, więc ja naprawdę im się nie dziwię, że to robią. Zresztą nie chodzi tylko o kalafiora - klienci obrywają nawet liście z rzodkiewki. Dla mnie to bardzo smutny widok, ale świadczy jedynie o tym, że sytuacja finansowa zmusza ich do takich decyzji. Jestem pewien, że oni nie czują się z tym komfortowo, ale co mają zrobić? Nastały takie czasy, że każdy chce zaoszczędzić" - mówił nam w maju br. kierownik jednego ze sklepów Biedronka w Warszawie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kasa samoobsługowa | sklepy | zakupy | prawo | oszuści
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama