Diamenty są wieczne...

Jeśli chcesz kupić diamentowy drobiazg, nie musisz jechać ani do Antwerpii, światowego centrum diamentów, ani do Genewy, gdzie handluje się biżuterią. Olśniewającą błyskotkę możesz nabyć u jubilera za rogiem. Wyjdzie taniej.

fot./ J. Stalęga
fot./ J. StalęgaMWMedia

Kamyk na czarną godzinę

Diamenty z Antwerpii po szlifowaniu i oprawieniu w złoto, srebro, a także w platynę, trafiają do Genewy, światowego centrum aukcji brylantowej biżuterii. Tutaj panuje zupełnie inna atmosfera niż w Antwerpii. Sprzedaż kosztowności organizowana przez największe domy aukcyjne, takie jak Sotheby's czy Christie, odbywa się w najbardziej eleganckich i najdroższych hotelach miasta.

Andrzej, dawny działacz sportowy, z nostalgią wspomina wyprawy do Genewy sprzed dwudziestu paru lat. - U nas szarzyzna, a na aukcjach wielki świat. To był szok. Chętnie tam zachodziłem, żeby popatrzeć. Oczywiście tylko wtedy, kiedy wpuszczano ludzi z ulicy - dodaje.

Andrzej pierwszy pierścionek z brylantem kupił właśnie w Genewie. O tym, jak udało mu się go przewieźć do Polski, nie chce dziś mówić. - Nabyłem go, oczywiście nie na aukcji, lecz u jubilera - mówi. Z następnej podróży przywiózł bransoletkę. Żona była zachwycona, lecz on nie pozwolił jej nosić kosztowności. Zamknął biżuterię w sejfie jako zabezpieczenie na czarną godzinę.

Brylant za rogiem

Genewa, dawna mekka wielbicieli biżuterii z brylantami, powoli ustępuje pola innym ośrodkom. Po kolie, pierścionki i bransoletki jeździ się dziś do Londynu i Nowego Jorku. Po tańsze (choć w tym wypadku "tańsze" wcale nie znaczy "tanie") błyskotki można wybrać się też do najbliższego jubilera. Gdyby Andrzej teraz chciał kupić kosztowne świecidełka, nie musiałby wcale wyjeżdżać. Wyroby Choparda, Cartiera, Tiffany'ego, Maurice'a, Lacroix czy Gucciego można kupić w każdym większym mieście Polski.

Jeśli czegoś nie ma w ofercie salonu, zostanie specjalnie zamówione i sprowadzone. Cena wiele się nie zmieni, bo po wejściu Polski do Unii Europejskiej nie trzeba płacić cła. - To tak, jakby wozić towar z Krakowa do Warszawy - tłumaczy Waldemar Lisicki z Izby Celnej w Warszawie.

Zresztą co lepsi (czytaj: zamożniejsi) klienci i tak nie robią zakupów w salonach. I, rzecz jasna, nie gustują w seryjnej produkcji. - Do sklepu dzwoni asystent lub sekretarka klienta i umawia go na spotkanie z dyrektorem firmy. Odbywa się ono w kameralnych warunkach. W ten sposób dokonywana jest transakcja - objaśnia Artur Szymański, ekspert ds. diamentów Centrum Gemmologicznego w Idar-Oberstein w Niemczech i członek Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich.

Zdradza, że miał kilka ekskluzywnych zleceń, ale oczywiście obowiązuje go tajemnica... Podobnie tajemnicze są ceny najdroższej biżuterii. - Towar z najwyższej półki wyceniany jest indywidualnie - tłumaczy jubiler. - Mówimy o kwotach sięgających kilkudziesięciu czy nawet kilkuset tysięcy złotych...

Wielka kasa i omdlenia

Szymański obraca w palcach pierścionek z brylantem oprawionym w białe złoto. Nie zachwyca się migotliwym blaskiem kamienia, lecz fachowym okiem ocenia jego barwę, wielkość, czystość i jakość szlifu. - Ten drobiazg kosztuje zaledwie 34 tysiące złotych - informuje. - Mieliśmy na wystawie pierścionek wart 98 tysięcy, ale nikt się nim nie interesował, więc schowaliśmy go do sejfu. Żeby nie kłuł w oczy...

Te kwoty to jeszcze nic w porównaniu z cenami, które obowiązują na światowych rynkach. Kiedy kilka lat temu genewski dom aukcyjny Sotheby's wystawił na sprzedaż biżuterię, którą Maria Callas dostała od męża, włoskiego przemysłowca Giovanniego Battisty Meneghiniego, wylicytowane kwoty osiagnęły setki tysięcy dolarów. Najzacieklejsza walkę stoczono o 12-karatowy pierścionek z brylantem. Sprzedano go za 340 tysięcy dolarów. Zanim młotek opadł po raz trzeci, 200-osobowa publika wstrzymała oddech. Ktoś zemdlał, komuś zrobiło się słabo...

Turcja - mocne wrażenia

Są też tacy, którzy po brylantowa biżuterię zapuszczają się aż do Turcji. - Można tam kupić właściwie wszystko i to dość tanio, ale odradzałbym takie wycieczki - mówi Krzysztof Kacprzak. - Nie zawsze można mieć pewność, że kamienie pochodzą z legalnego źródła. Trzeba też pamiętać o względach bezpieczeństwa. Poza tym Turcy nie przejmują się prawami autorskimi i bez oporów kopiują wzory Cartiera czy Tiffany'ego. Biżuteria stamtąd nie jest więc żadną inwestycją - dodaje.

Co więcej, brylanty z Turcji musza najpierw pojechać do któregoś ze specjalnych ośrodków w Wielkiej Brytanii, Belgii lub Niemczech uprawnionych do rejestrowania kosztowności wwożonych do UE spoza jej obszaru. Dopiero stamtąd trafiają do kraju przeznaczenia. - Nie opłaca się, to gra niewarta świeczki. Nikt z tego nie korzysta - mówi Kacprzak.

Jego słowa potwierdza Waldemar Lisicki. - Najstarsi celnicy nie pamiętają, żeby ktoś został przyłapany na przemycie diamentów. Przed przystąpieniem do UE stawki na diamenty nie były wysokie, teraz nie trzeba płacić nic - porównuje celnik. - Oczywiście kamyki są małe i można je schować, ale to się zwyczajnie nie kalkuluje. Czasy wielkich lewych interesów na kamieniach szlachetnych dawno minęły.

Polska: tanio, bez marki

Szymański zapewnia, że polska biżuteria wyceniana jest według obowiązujących na całym świecie norm. Polscy jubilerzy mają też niezłą renomę. Również niższa niż na Zachodzie cena robi swoje. Klienci z Zachodu zwietrzyli interes i coraz chętniej odwiedzają naszych jubilerów. - Podoba im się szczególnie ręczna robota, która sprawia, że biżuteria jest niepowtarzalna - mówi Krzysztof Kacprzak, warszawski jubiler. - Często też przyjeżdżają specjalnie po to, by naprawić biżuterię. W Polsce kosztuje to kilka razy mniej niż u nich.

Projektantka mody Teresa Rosati przyznaje, że uwielbia diamenty

Są bardzo modne! I to nie tylko w biżuterii, ale również naszywane na ubrania zarówno wieczorowe, jak i sportowe. Ale nawet wielcy projektanci używają do tego imitacji. Chyba że szyją na specjalne zamówienie - mówi Rosati. Z Paryża przywiozła ostatnio wieści o modowych nowinkach na następny sezon, czyli o obcasach ozdabianych drogimi kamieniami. - Na pewno znajdą się klientki, które zażyczą sobie, by były to brylanty - mówi projektantka. - Poza tym pamiętajmy, że brylanty symbolizują trwałość związku i wieczną miłość, dlatego wszystkie kobiety tak je kochają.

Jubilerskie cztery C, czyli co wpływa na wartość diamentu

Carat - waga; 1 karat równa się 0,2 g. Nazwa pochodzi od indyjskiej rośliny Kuara India. Jej nasiona mają równą wagę, indyjscy handlarze kamieni używali ich jako odważników.
Colour - barwa; im kamień bielszy, tym lepiej. Najcenniejsze są białe diamenty, najtańsze - żółte.
Clarity - czystość; diament "czystej wody" nie może mieć plamek, żyłek i przebarwień.
Cut - szlif; decyduje on o tym, że - jak mówią jubilerzy - do kamienia dostaje się światło, odbija się wielokrotnie od ustawionych pod kątem fasetek i wydobywa się przez koronę, czyli przez górną płaszczyznę.

Ewa Jagalska

Tekst pochodzi z gazety

Dzień Dobry
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas