Ona przywróciła mi sprawność
Inni lekarze uważali, że jestem hipochondryczką. A ja naprawdę cierpiałam - mówi Małgorzata Szkopińska (50 l.) z Warszawy.
Latem ub. r. rozbolała mnie lewa stopa. Ortopeda rzucił okiem.
- To platfus - orzekł. Kazał nosić wkładkę.
Nie pomogło.
Za to palec u nogi spuchł jak bania.
I kolejny ortopeda:
- Nie ma złamania...
Czas mijał, a ból obejmował z wolna całe ciało. Nie mogłam już nawet sama się ubrać. Ból nie dawał mi żyć, a lekarze traktowali mnie jak hipochondryczkę...
- Może to stawy? - podsunęła mama.
- Stawy? - zajrzałam do Internetu.
"Przy długotrwałym obrzęku natychmiast zgłosić się do reumatologa" - wyczytałam.
I dlatego umówiłam się na wizytę do reumatologa. Trafiłam do dr Elżbiety Majewskiej.
- Sprawdźmy, co to za choroba - zaczęła ciepło. Na specjalnej mapce ciała zaznaczyła każde bolesne miejsce. - Teraz czeka panią cały szereg badań.
- Podwyższony poziom przeciwciał anty-CCP - orzekła podczas kolejnej wizyty. - To RZS, reumatoidalne zapalenie stawów. Podstępne schorzenie autoimmunologiczne. Organizm sam się zwalcza - tłumaczyła. - Jeśli nie zastopujemy choroby, może dojść do ich unieruchomienia.
- Będę kaleką?!
- Proszę nie płakać - doktor... mnie przytuliła. - Opanujemy to.
- Mam dość tego bólu... - szepnęłam.
- Zrobię wszystko, żeby pani nie cierpiała - odparła.
Wyszłam z nadzieją. Wiedziałam, co mi dolega. I czułam, że jestem w dobrych rękach. Dostałam leki przeciwzapalne i sterydy. Już po kilku dniach ból ustąpił, a stawy stały się mniej sztywne.
Jeszcze nie wróciłam do pełnej sprawności, ale wiem, że dzięki pani doktor będę mogła normalnie żyć.