Reklama

Przeżyć w dzikim królestwie

Każdy czytający ten wywiad ma możliwość wpływania na losy całej naszej planety - mówi David Eden Simon, autor postapokaliptycznej powieście dla młodzieży, gdzie władzę nad planetą przejęły zwierzęta.

Adam Wieczorek, Interia.pl: Gdy zacząłem czytać "Dzikie królestwo", od razu przyszła mi do głowy książka Jamesa Pattersona "Zoo", również opowiadająca o zwierzętach, które postanawiają zniszczyć ludzi. Oczywiście pana historia idzie w zupełnie innym kierunku, ale chciałem zapytać, czy znał pan opowieść Pattersona zanim zaczął pisać swoją książkę? A jeśli tak, czy podobała się panu zarówno ta historia, jak i cała oparta na niej seria? 

Simon David Eden: To ciekawe pytanie, ale przyznam szczerze, że nie słyszałem o książce "Zoo" dopóki pan o niej nie wspomniał. Pierwszą wersję swojej powieści ukończyłem w 2011 r., a rok później w czerwcu została ona wydana w Wielkiej Brytanii pod tytułem "Animalian". Następnie podpisałem umowę z wydawnictwem Simon & Schuster, które - czując, że czytelnicy być może nie do końca rozumieją oryginalny tytuł - wydało jej drugą wersję w 2014 roku już jako "The Savage Kingdom". Właśnie sprawdziłem książkę Jamesa Pattersona w Google i widzę, że została opublikowana we wrześniu 2012 r., co oznacza, że moja powieść pojawiła się w księgarniach 4 miesiące wcześniej. Natomiast znałem oczywiście powieść alegoryczną George Orwella "Folwark zwierzęcy", którą czytałem jako nastolatek. To bardzo dobra książka. 

Reklama

Książkę zadedykował pan swojej córce. Czy to ona natchnęła pana do tego pomysłu? 

- Moja córka Millie była inspiracją do powstania całej historii. Pewnego dnia, gdy miała 12 lat, siedziała przy stole i odrabiała pracę domową, podczas gdy ja przygotowywałem kolację. Wcześniej przeglądałem magazyn "National Geographic" i przypadkowo leżał otwarty na stronie ze zdjęciami "przed i po" amazońskiej dżungli po ogromnej wycince drzew. Millie spojrzała na smutne zdjęcia wyciętego lasu i zapytała: "Jeśli wytniemy wszystkie drzewa, gdzie ptaki będą budować swoje gniazda?". To było bardzo głębokie i piękne pytanie, które uświadomiło mi, że muszę napisać dla jej pokolenia powieść ukazującą konsekwencje niedbania o naszą niesamowitą planetę i o niezwykłe zamieszkujące ją istoty. 

Czy kreując mroczną wizję przyszłości ludzkości chce pan uwrażliwić młodych czytelników na los naszej planety i wszystkich żyjących na niej stworzeń? 

- Jak najbardziej. Nie twierdzę, że wszystkie powieści muszą nieść za sobą poważne przesłanie. Myślę, że dla literatury czysto rozrywkowej też jest miejsce, ale w mojej historii od początku chodziło o rodzica (mnie jako ojca) pragnącego przekazać ważne fakty i prawdy dotyczące otaczającego świata, biosfery i naszego miejsca w tym układzie. I o to, w jaki sposób pokolenie Millie może pozytywnie wpłynąć na zmianę tego, co się dzieje. 

Czytelnicy twierdzą, że wykreowane przez pana postaci są naprawdę niezwykłe i oryginalne. Czy umieścił pan w swojej powieści siebie, albo jakieś prawdziwe osoby? Czy wszyscy są wymyśleni?  

- Dziękuję bardzo! To wspaniałe, że czytelnicy tak mówią. Zdecydowaną część postaci wymyśliłem, ale rzeczywiście w postaci ojca, Quinna, jest dużo mnie, Drue ma dużo cech mojej córki, a Kocisko Zobaczysko to połączenie naszego czarnego kota imieniem Bagherra (który niestety zmarł w 2012 r., dożywszy 15 lat) i jego trójłapego kociego przyjaciela, który przychodził w odwiedziny z sąsiedniej farmy. Wszystkie inne postaci są całkowicie fikcyjne. 

Czy wierzy pan, że każdy ma moc zmieniania świata? 

- Od każdej zasady są wyjątki i wiem, że niestety są ludzie urodzeni w skrajnej biedzie lub żyjący w tak opresyjnych systemach politycznych, że ich codzienność to walka o przetrwanie. Ale na pewno każda z osób czytających ten wywiad ma możliwość zmieniania świata wokół siebie, a co a tym idzie - wpływania na losy całej naszej planety. Polacy i ich historia to świetny przykład tego, jak odwaga, niezłomność i nadzieja niewielu może zainspirować tłumy i doprowadzić do pokonania trudności, które wydawały się niemożliwe do przezwyciężenia. 

Jak przyszłość czeka bohaterów "Dzikiego królestwa"? Czy planuje pan napisać drugą część ich przygód? A może nakręcić serial na podstawie książki? 

- Manuskrypt drugiej książki z serii "Dzikie królestwo" jest już gotowy. Jest on kontynuacją historii opisanej w książce pierwszej. Bardzo się cieszę, że już w przyszłym roku powieść trafi w ręce czytelników. Mogę obiecać, że będzie tak samo epicka i wciągająca jak pierwszy tom, pojawią się w niej zaskakujące zwroty akcji, kilka nowych postaci i zakończenie, jakiego jeszcze w literaturze nie było.  

Wiem, że pisał pan scenariusze dla telewizji i dla kina. Chciałby pan zobaczyć "Dzikie królestwo" w postaci filmu albo serialu? 

- Nadal współpracuję teatrami i piszę scenariusze - na początku tego roku w Londynie pokazywana była sztuka, której adaptację filmową właśnie skończyłem tworzyć. I rzeczywiście - jestem teraz w trakcie rozmów nad przeniesieniem "Dzikiego królestwa" na duży ekran. Napiszę do tego scenariusz i mam nadzieję na współpracę ze wspaniałymi animatorami i twórcami filmowymi, razem z którymi ożywimy postaci z książki i całe królestwo zwierząt. To bardzo ambitny projekt, którego ukończenie na pewno zajmie dużo czasu, ale jako kinomaniak z prawdziwą przyjemnością usiądę kiedyś na widowni, by wraz z innymi obejrzeć film na podstawie mojej książki. To będzie na pewno magiczna chwila. 

Pana kariera jest ściśle związana ze sztukami audiowizualnymi. Dlaczego tym razem zdecydował się pan napisać książkę? Czym różniło się to od pana innych działań artystycznych? Co było w pisaniu najtrudniejsze? 

- Z racji tego, że cała powieść wzięła się od pytania o środowisko naturalne zadanego przez moją córkę Millie, ta historia od zawsze była bardzo osobista. Dlatego pomyślałem, że powieść będzie najlepszym sposobem na jej opowiedzenie; że będę mógł wyrazić wszystko, co chcę, bez ograniczeń związanych z długością, lokalizacją czy realizacją efektów specjalnych. Poza tym ludzki umysł może zabrać każdego wszędzie i dzięki temu powieść pisana jest jednocześnie doświadczeniem wspólnym oraz bardzo indywidualnym. Na przykład postać Drue, którą pan jako czytelnik ma przed oczami może być podobna do mojej, ale na pewno nie będzie taka sama jak moja czy innego czytelnika. I wydaje mi się, że właśnie ta osobista więź emocjonalna z postaciami czyni powieść wyjątkową. W przypadku filmu kinowego czy serialu, gdy postaci są określone, jako prawdziwi aktorzy czy też obrazy generowane komputerowo, wybór jest dokonywany niejako za widza. To nie jest wada, bo jest to krok niezbędny i w pewien sposób też ekscytujący dla odbiorcy, ale to powieść pozwala czytelnikom niejako współdziałać z autorem w ożywianiu opisanych postaci dzięki wspaniałemu i tajemniczemu królestwu zwanemu wyobraźnią. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: książki dla dzieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy