Reklama

Nie da się robić komiksów, nie pałając do nich uczuciem

- Chciałbym powiedzieć, że odkryłem tajną metodę rozciągania czasu i chętnie ją ujawnię na ekskluzywnych i arcydrogich warsztatach - żartuje Tomasz Samojlik, autor uwielbianych przez dzieci komiksów i książek opowiadających o bogactwie przyrody.

Adam Wieczorek, Interia: Skąd wziął się pomysł, aby uczyć przyrody w formie komiksowej? Czy jest to związane z fascynacją tym medium?

Tomasz Samojlik: Oczywiście, że jest to związane z moją miłością do komiksów, wydaje mi się zresztą, że nie da się robić komiksów, nie pałając do nich uczuciem. Ja sam zafascynowałem się komiksami jako sześciolatek i od tej pory stanowią one ważną część mojego życia, zarówno czytelniczego, jak i twórczego.

Dlaczego kieruje pan swoje prace dla dzieci? Czy dla nich tworzy się prościej, czy może właśnie są bardziej wymagającym czytelnikiem?

Reklama

- Tworzę takie komiksy, jakie sam lubię i chcę czytać. Może to oznaczać dwie rzeczy - albo ja zdziecinniałem, albo... moje komiksy niekoniecznie są tylko dla dzieci. I to chyba o tę drugą sprawę chodzi, staram się, by moje komiksy były interesujące zarówno dla dziesięcio- jak i dla czterdziestolatka, by każdy czytelnik odnalazł w nich coś dla siebie. Dlatego każdy z komiksów to mieszanka jakiegoś pomysłu fabularnego, który mnie samego interesuje i obiecuje dobrą zabawę podczas tworzenia (fantasy wśród ryjówek, western wśród dzięciołów, wkrótce dołączy do tego opowieść superbohaterska wśród zwierząt), warstwy naukowej i trzeciego poziomu - żartów i nawiązań kulturowych i popkulturowych, które trafią do czytelnika nadającego na tych samych falach, co ja.

Jacy są pańscy, jeśli są, mistrzowie komiksowi? Do którego jest panu najbliżej?

- Bohdan Butenko, Papcio Chmiel, Tadeusz Baranowski, Szarlota Pawel, Guy Davis, Lewis Trondheim, Mawil, Gabriel Ba... Do wszystkich jest mi bardzo, bardzo daleko, ale się staram...

Ryjówka doczekała się już czwartego tomu. Czy myślał pan, że będzie się cieszyć aż taką popularnością?

- Ale w życiu! Byłem przekonany, że pierwszy komiks rozejdzie się w gronie krewnych, znajomych i współpracowników, no i może jeszcze naukowców zajmujących się ssakami owadożernymi...

Jak udaje się połączyć działalność naukową z tworzeniem komiksów i książek?

- Chciałbym w tym miejscu strzelić jakąś życiową mądrością, albo chociaż powiedzieć, że odkryłem tajną metodę rozciągania czasu i chętnie ją ujawnię na ekskluzywnych i arcydrogich warsztatach, ale niestety. To tylko kwestia banalnego wczesnego wstawania i mobilizowania się do pracy nawet w okolicznościach najmniej temu sprzyjających. Poza tym moja działalność naukowa niejako napędza twórczość uprawianą nocami i porankami, więc mam łatwiej niż dajmy na to pilot myśliwca chcący robić komiksy o szydełkowaniu.

Którego ze  swoich bohaterów lubi pan najbardziej?

- To niezwykle kłopotliwe pytanie, dla każdego chyba autora. Wszyscy bohaterowie są mi bliscy, w każdym jest sporo mnie samego, czy będzie to Pompik, Ambaras, Dobrzyk, Triko, Pikotek... Nawet staruszek Ignat bardzo jest do mnie podobny. Mogę natomiast z pewnością powiedzieć, że nie lubię imperatora norek amerykańskich.

Jakie są pana najnowsze projekty związane z komiksami i literaturą dla dzieci? Czy powstaną jakieś nowe serie, czy skupi się pan na rozwijaniu już obecnych?

- I jedno, i drugie, bo ledwie co wydałem czwarty tom sagi o ryjówkach ("Zguba zębiełków’"), właśnie powstają trzy nowe zeszyty z serii "Żubr Pompik. Wyprawy", rysuje się trzeci tom tworzonego wspólnie z Adamem Wajrakiem westernu puszczańskiego ("Zew padliny", premiera jesienią), całkiem niedługo siądę do pracy nad trzecią częścią picturebooka z serii "O rety! Przyroda", ale też wkrótce mam nadzieję rozpocząć nową serię komiksową o nietoperzach, pracuję nad nową trylogią książek dla dzieci...

Czy łatwiej się panu tworzy scenariusze czy ilustracje?

- O, jedno i drugie kosztuje morze potu, łez i krwi!

W swoich komiksach często stosuje pan odwołania do szeroko rozumianej popkultury. Nie obawia się pan, że będą niezrozumiałe dla młodszego czytelnika?

- Pewnie, że się obawiam, ale tak sobie myślę, że taki zupełnie mały czytelnik będzie poznawał moje komiksy z rodzicami i w nich pokładam nadzieję na wyjaśnienie nawiązania do Barei czy żartu władcopierścieniowego. Z drugiej strony te odwołania są okiem, które puszczam do starszych czytelników - to są komiksy również dla was! Nie dajcie się zwieść słodziutkim pyszczkom i dzióbkom na okładkach...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komiksy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy