Reklama

Mirabelka na straży historii

Na warszawskich Nalewkach rośnie mirabelka, a właściwie dwie. Mama i córka. Duża śliwa rodzi słodkie owoce, z których korzystać mogą mieszkańcy dzielnicy. Mniejsza, choć jeszcze nie owocuje, rozmawia z dziećmi, bo każde dziecko wie, że drzewa opowiadają nam różne historie, a co najważniejsze, potrafią też słuchać. A to, co usłyszą i zobaczą, mogą nam potem pięknie relacjonować, jak robi to mirabelka-córka.

Ileż ciekawych rzeczy dzieje się w jednym miejscu! Mała Dorka, która zaprzyjaźniła się z drzewkiem, dorasta i poznaje tu swą pierwszą miłość. Romantyczne uczucie przeradza się w szczęśliwy związek, Chaim i Dorka stają na ślubnym kobiercu. Niemała w tym zasługa braci Alfusów, prowadzących fabryczkę strojów karnawałowych.

Spełniły się słowa Dorki, która przekonywała swojego wybranka, że: "Każdy może być, jaki chce. Tylko trzeba mieć nadzieję i wiarę w siebie". Dzięki opowieści mirabelki poznajemy życie przedwojennej Warszawy. Dowiadujemy się o zwyczajach Żydów, którzy stanowili aż 30 proc. mieszkańców miasta. Ale ramy czasowe książki obejmują nie tylko czasy przedwojenne.

Reklama

Narratorka-drzewko prowadzi czytelnika przez historię, której częścią jest też jedno z największych nieszczęść w dziejach ludzkości. II wojna światowa, Holokaust, getto - to powinno zostać na zawsze w pamięci narodu. Dzieci również muszą wiedzieć.

Krakowski poeta Leszek Aleksander Moczulski twierdził, że dla dzieci powinno się pisać jak dla dorosłych, tylko lepiej. Czy autor "Mirabelki", Cezary Harasimowicz, myśli podobnie?

- Dzieci mają większą wrażliwość niż dorośli, ale dotyczą je te same sprawy, co nas. Trzeba o tym wszystkim opowiadać takim językiem, by był dla nich zrozumiały. Wszystkie najważniejsze książki dla dzieci w historii literatury są poważnymi książkami. "Mały książę" to opowieść filozoficzna, "Baśnie" Andersena - poważne, czasami okrutne, już nie wspomnę braci Grimm. Dopiero z czasem zaczęło się lukrować rzeczywistość, tak po Disneyowsku. W pewnym momencie w literaturze dziecięcej stało się to kanonem i trudno się jest teraz przez niego przebić. W polskim filmie też jest takie staroświeckie myślenie, mentorskie. Tymczasem dzieci nie znoszą mentorskiego tonu. Nie można do nich przemawiać ex cathedra. A niektórym autorom i wydawcom wydaje się, że tak powinno być.

Rodzice chcą chronić dzieci przed wieloma rzeczami, nawet przed prawdą historyczną.

- Przed okrucieństwem życia, przed przemijaniem, przed starością... - wylicza autor. Jest taka tendencja, dlatego piszę książki pod włos. "Mirabelka" spotkała się z zaskakująco dobrym przyjęciem, dzięki czemu nie mam wątpliwości, że idę dobrą drogą. Ponad 700 bibliotek na terenie Polski zorganizowało warsztaty historyczne w oparciu o moją książkę, czyli kilkanaście tysięcy dzieci zapoznało się z jej treścią. Oczywiście, dorośli inaczej czytają tę książkę, bo dopisują cały kontekst, który nie jest zawarty w opowieści. Miałem w związku w tym nawet pewne przykre doświadczenie. Moja ukochana, Grażyna Wolszczak, czytała audiobook. I jak wróciła z nagrania, to mi tą książką rzuciła w twarz: "Co ty dla dzieci napisałeś! Płaczę przez cały czas!" Dla mnie było to szokujące i przykre. Nawet zastanawiałem się, czy nie przesadziłem, ale potem okazało się, że dzieci inaczej odczytują sens, nie dopisują kontekstu. Traktują treść jako przypowieść, pewną bajkę, a ponieważ kończy się szczęśliwie, to nie mam wyrzutów sumienia.

Książka została zilustrowana niezwykłymi rysunkami Marty Kurczewskiej. Jest również w niej warstwa muzyczna, bo autor zadbał o to, by wraz z mijającymi dekadami, pojawiały się współczesne bohaterom piosenki. Słychać więc nie tylko wzruszającą melodię graną na skrzypcach przez Izaaka, ale też kompozycję Władysława Szpilmana "Autobus czerwony", "Dziwny jest ten świat" Niemena, czy "Przeżyj to sam" Lombardu.

Mirabelka przeżyła II wojnę światową. Przeżyła też czasy komunizmu. Dotrwała do współczesności, która jednak nie była dla niej łaskawa. Została ścięta, by na jej miejscu mógł wyrosnąć apartamentowiec. Okazuje się jednak, że jest coś trwalszego od życia - ludzka pamięć. Dzięki niej mirabelka została zasadzona gdzieś daleko, za oceanem. Rodzi słodkie owoce. Można przyjść do niej i z nią porozmawiać.

A tymczasem ci, dla których historia jest ważna, pragną, by wróciła na swoje miejsce. Wystarczy mała szczepka, by nastąpiło odrodzenie. Wystarczy opieka nad nią, by mirabelka zapuściła korzenie tam, gdzie jej prawdziwe - nomen omen - korzenie. I mogła rozmawiać z dziećmi, słuchać plotek i gadać z kasztanami w Ogrodzie Krasińskich, dzieląc troski i radości warszawiaków.



    

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: książki dla dzieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy