Reklama

Komiks zaczyna się od dzieci

W Polsce dorosło pokolenie ludzi, którzy znają komiksy, rozumieją je i lubią. Są obeznani z popkulturą i chętnie poczytają z dzieckiem - mówi Tomasz Kołodziejczak, miłośnik i promotor komiksu.

Adam Wieczorek, Interia: Komiksy dla dzieci, to segment, który wydaje się rosnąć w Polsce bardzo szybko.

Tomasz Kołodziejczak, Egmont: Komiksy dziecięce - szczególnie w wydaniu klasycznym - zawsze odgrywały ważną rolę na polskim rynku. "Kajko i Kokosz", "Tytus, Romek i A’Tomek" czy francuski "Asteriks" od lat są bestsellerami. Czytelnictwo komiksów dziecięcych rośnie od kilku lat i ten segment rynku się wzbogaca o nowe serie. Wynika to z realnej potrzeby czytelników, ale też świadomych działań wydawców.

Jakie działania podejmujecie, jako wydawca?

Reklama

- Po pierwsze, już od lat jesteśmy wydawcą wielu klasycznych polskich i światowych komiksów dla dzieci, takich jak "Kajko i Kokosz", "Kajtek i Koko", "Jonka, Jonek i Kleks", niektóre księgi "Tytusa", "Asteriks", "Lucky Luke", "Calvin i Hobbes", "Kaczor Donald".

- Po drugie, od kilku lat pokazujemy i przypominamy czytelnikom kolejne cykle - "Smerfy", "Gnat" (w oryginale "Bone" - przyp. red), "Hugo" czy "Kucyki Pony". Wprowadziliśmy też serię "Sisters", która jest świetnym komiksem o dziewczynkach. Ja mam dwie, dorosłe już córki, ale jeszcze parę lat temu mówiły, że to komiks właśnie o nich. Staramy się wybierać serie, które wydają mi się ważne, dobre i atrakcyjne zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Również ten segment będziemy stopniowo zwiększać.

- Po trzecie, wydajemy nowe polskie komiksy. Kilka lat temu wystartowaliśmy z konkursem im. Janusza Christy na komiks dla dzieci. Konkurs miał dwa cele. Przede wszystkim chcieliśmy uhonorować Janusza Christę, wielkiego mistrza, na którego twórczości wychowało się tak wielu z nas. Drugim celem było poszukanie nowych polskich twórców i wygenerowanie nowych bohaterów. Do tej pory ukazało się już ponad dwadzieścia pokonkursowych albumów.

- Polski rynek komiksowy nie jest duży i to jest problem dla rysowników. Mówiąc wprost, nakłady komiksów i idące za tym pieniądze nie są dostateczne, aby móc się tym zajmować zawodowo. Nasz konkurs ułatwia realizację marzeń. Pojawiają się pieniądze na nagrody i dodatkowa promocja. Na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi, kilka dni temu, premierę miały aż cztery nowe serie. Razem z nimi, wydaliśmy łącznie dwanaście nowych serii komiksowych. To dość duża inwestycja finansowa i czasowa. Przekłada się na potężną pigułę polskiego komiksu, który trafia na rynek. Osobiście jestem z tego bardzo dumny. Udało się połączyć misję komercyjną z promocją sztuki i młodych autorów. Niezależnie od konkursu, nowi twórcy kontynuują też samą serię "Kajko i Kokosz".

Jakie są te nowe komiksy?

- Przede wszystkim są rysowane po nowemu i reprezentują bardzo różne style. Od bliskiego samemu Chriście, po realistyczny, od grafiki bliskiej współczesnym kreskówkom po malarskie, akwarelowe plansze. To prace dla dzieci w różnym wieku, np. seria "Malutki Lisek i Wielki Dzik" jest przeznaczona już nawet dla trzy- czterolatków, którym czytają rodzice.

- Spójrzmy na nasze cztery premiery. "Oskar i Fabrycy" Mieczysława Fijała to przygodowa historia w stylu Christy, o dwóch chłopcach przeniesionych w przeszłość. "Oto Tosia" Marty Falkowskiej to fantastyczna historia dla małych dzieciaków - bardzo dowcipna, zabawna, o przygodach ciekawskiej dziewczynki, o jej życiu, kocie i potworach. "Maja i minizaury", rysowany amerykańską kreską komiks przygodowy Kajetana Wykurza o dinozaurach z kosmosu, które lądują na ziemi i mają różne przygody. Wreszcie czwarta nowość, to "Pikapidula" Agnieszki Surmy, komiks o sześcioletniej dziewczynce, która marzy, żeby być piratem i do tej zabawy wciąga całą rodzinę, a nawet zwierzęta domowe. Komiks składa się z jedno i dwuplanszowych gagów.

- Oprócz tego pojawia się trzeci tom "Liska i Dzika", no i oczywiście promujemy laureatów poprzednich edycji konkursu. Kolejne tomy będą się ukazywać w przyszłym roku. 

Czy komiksy dziecięce budują rynek?

- Uważam, że jest to przygotowywanie przyszłego czytelnika na komiksy poważniejsze. Cieszę się, że tych komiksów jest więcej. Wynika to z faktu, że w Polsce dorosło pokolenie czytelników, które chowało się na superbohaterskich komiksach wydawnictwa TM-Semic z początku lat 90. XX wieku, naszym "Kaczorze Donaldzie", trochę na komiksach z PRL-u. To ludzie, którzy dziś mają trzydzieści, czterdzieści lat i dochowali się kilkuletnich dzieci. 

- Kiedy moje córki miały osiem i dziesięć lat, a ja byłem wydawcą i redaktorem pisma "Kaczor Donald", tych dorosłych czytelników komiksów nie było zbyt wielu. Należymy przecież do najstarszego pokolenia miłośników historyjek obrazkowych. 

- Przez takie pisma jak "Kaczor Donald" budowaliśmy podwaliny rynku. Teraz mamy dorosłych ludzi, którzy znają komiksy, rozumieją je i lubią. To dorośli, którzy są obeznani z popkulturą i chętnie poczytają z dzieckiem "Calvina i Hobbesa". 

Mój syn odkrył ostatnio komiksy z serii Gigant i zaczytuje się w nich. Wydają się nieśmiertelne.

- Są przede wszystkim zabawne. Nie opiekuję się już tą linią tytułów, ale robiłem to przez 15 lat. Zawsze staraliśmy się nie tylko je tłumaczyć, ale oddawać jak najlepiej dowcip i spolszczać. Jacek Drewnowski, który od lat jest głównym tłumaczem całej linii, wprowadza żarty na wielu poziomach. Były tam zabawne historyjki dla małych dzieciaków, ale też aluzje i żarty słowne dla dorosłych i dorastających czytelników. Dziś wydaje się to oczywiste, bo wszystkie duże animacje dziecięce są w ten sposób robione, ale gdy startowaliśmy z tym w połowie lat 90. XX wieku, było to odkrycie i jedna z przyczyn popularności pisma. "Kaczor Donald" w najlepszych latach sprzedawał się w nakładzie 250 tysięcy egzemplarzy co tydzień. Jego czytelnicy są już dorośli i ich dzieci też będą czytać komiksy.

A co z "Kajkiem i Kokoszem"? Czy inspiracją do kontynuacji był sukces francuskich powrotów "Asteriksa" i "Lucky Luke'a"?

- Wszyscy kontynuują. "Supermana" i "Batmana" też się kontynuuje po śmierci twórców. To jest naturalna część procesu wydawniczego i biznesowego. Jest jasne, że nowe wersje powstają po to, żeby wykorzystywać popularność brandu i się sprzedawać. Ale nowe tomy, o ile są dobrze zrobione, podtrzymują też pamięć o dziele oryginalnym, sprawiają, że sięga po nie nowe pokolenie. "Asteriks" jest potęgą we Francji nie tylko dlatego, że to współtworzy kanon frankofońskiej kultury, ale także dlatego, że nowe albumy (filmy, gry, zabawki) wspierają sprzedaż starych. 

- Widzimy to też w Polsce. Nowe albumy "Kajka i Kokosza", które zresztą są bestsellerami rynku, pomagają nam w promocji dorobku Janusza Christy. Praca przy tej kontynuacji ma dla nas, wydawców i autorów, aspekt biznesowy, kulturowy i emocjonalny, bo wszyscy się na "Kajku i Kokoszu" wychowywaliśmy. Mamy poczucie, że robimy coś, z czego Christa byłby zadowolony. Oczywiście jest to subiektywna opinia twórców i autorów. Kiedy dawno temu rozmawiałem z samym Januszem o kontynuacji, to był jej wielkim zwolennikiem. Uważał, że jego bohaterowie będą dzięki temu dalej żyć, nawet jeśli to już nie On będzie opowiadał o ich przygodach.

A jednak chcę zapytać o pełne albumy, gdzie twórcy będą mogli rozwinąć skrzydła.

- Nie jest to takie proste. Nie wiem jeszcze czy będziemy tworzyć pełne albumy czy podtrzymamy krótką formę, czyli kilku krótkich historyjek w jednej książce. Album komiksowy to jest dla grafika dziewięć miesięcy pracy. W polskich realiach rynkowych bardzo trudno zapłacić autorowi takie pieniądze, żeby przez dziewięć miesięcy nie musiał zajmować się niczym innym. Jeśli tworzy dla nas krótkie, kilkustronicowe historie, może to robić obok innych zajęć zawodowych. Oczywiście wkładając w to pełną energię i talent. Większość polskich komiksiarzy pracuje dla agencji reklamowych i nie może sobie pozwolić na wypadnięcie z rynku na taki czas, bo straci zlecenia. To złożony problem, do którego dochodzi jeszcze część artystyczna, bo musimy mieć pewność, że będziemy mieli fajny, dobry album. Wszystko wynika tutaj ze skali rynku. Pamiętajmy o tym, że nowy "Asteriks" we Francji, który ukazuje się co dwa lata, sprzedaje się w nakładzie 3 milionów. Nowy "Lucky Luke" to nakłady półmilionowe. W Polsce mówimy o kilku, może kilkunastu tysiącach. Stąd konkretne decyzje edytorskie.

Powiedziałeś, że "Kajko i Kokosz" są bestsellerami. Rozumiem, że nie możesz wchodzić w szczegóły, ale jak to wygląda w porównaniu z innymi komiksami?

- Na sprzedażowej topce pierwszy tom nowych przygód "Kajka i Kokosza" lokuje się zaraz po seriach thorgalowskich, które zawsze są bestsellerami polskiego rynku wydawniczego.

Drugi tom podobnie?

- Jest na rynku dopiero od miesiąca, ale wszystko na to wskazuje. Warto pamiętać, że "Kajko i Kokosz" trafił na listę lektur. To znakomicie wspiera całą serię. Również nagrodzony w konkursie Christy "Lil i Put" trafił do podręczników szkolnych.

Jesteś na tym rynku od początku. Czy rzeczywiście jest już dojrzały?

- Jesteśmy w innej sytuacji, niż gdy zaczynałem pracę w Egmoncie. Wtedy rocznie wydawano, wliczając fanziny, około 50 pozycji. Według naszych szacunków, w zeszłym roku było ponad 1200 premier. Pokazuje to skalę zmiany. Nas, fanów komiksów, jest coraz więcej.

Gdybyś miał wskazać ulubiony komiks o "Kajku i Kokoszu"...

- Mam do Kajka i Kokosza wielki sentyment, więc to trudny wybór, ale chyba.... "Na wczasach". Lubię też te pierwsze, stripowe serie z "Wieczoru Wybrzeża". Mam nadzieję, że te nasze nowe komiksy opowiadają historie, które są utrzymane w duchu oryginalnej serii, tylko, że przenoszą się w nową rzeczywistość. Na przykład, w drugim tomie kontynuacji publikujemy historyjkę, w której młode bohaterki mówią emotikonami. No i spotkaliśmy się z zarzutem, że w komiksach Janusza Christy tego nie było, bo wtedy nie było internetu. Ale on rysował komiksy w innych czasach, a my żyjemy teraz. Ten rodzaj aluzji do współczesności zachowuje ducha oryginału. To trochę tak, jak z najlepszym kinowym "Asteriksem" - "Misja Kleopatra", gdzie pojawiają się dowcipy z telefonii komórkowej. W komiksach ich nie było, a w filmie owszem, i są śmieszne, bo utrzymano je w duchu humoru Goscinnego.

Ostatni album Christy, gdy do Mirmiłowa przybywa kontrola, pełen był aluzji politycznych.

- Oczywiście. Janusz Christa żył w rzeczywistości PRL-u i wprowadzał ją do swoich komiksów. Choć nienachalnie, raczej jako tło, smaczek graficzny czy tekstowy.

Wydaliście nowe przygody "Kajka i Kokosza", wznawiacie stare albumy, wydaliście gry planszowe. Czy nie kusi was, żeby razem z którymś uznanym polskim studiem zrobić nową grę komputerową?

- Zmieniliśmy niedawno cały koncept zarządzania prawami autorskimi. Wszelkimi sprawami tego typu zajmuje się teraz Fundacja Kreska, w której działa wnuczka Janusza Christy, Paulina. Blisko z nią współpracujemy, ale to są rzeczy w ich gestii. My zajmujemy się grami planszowymi, komiksami i książkami. Jednak kto wie, co przyniesie przyszłość. Myślę, że tam jest wiele do zrobienia i liczę na ożywienie na rynku. My zajmujemy się tym na czym się znamy najlepiej, czyli wydawaniem komiksów i gier.

TOMASZ KOŁODZIEJCZAK (1967)

Pisarz, scenarzysta, wydawca, promotor kultury.

Debiutował w 1985 roku, od tego czasu opublikował 6 powieści i kilkadziesiąt opowiadań (ostatnio tomy "Biała Reduta" i "Wstań i idź"). Tworzył też gry planszowe i komputerowe, scenariusze komiksowe, teksty publicystyczne. Był redaktorem naczelnym takich pism jak "Magia i Miecz", "Voyager", "Świat Komiksu", "Kaczor Donald".

Od 1995 roku jest związany zawodowo z wydawnictwem Egmont Polska. Kieruje tam imprintami: "Klub Świata Komiksu", wydającym najpopularniejsze światowe komiksy oraz "Kraina Planszówek", publikującym rodzinne gry planszowe.

Wielokrotnie nominowany do nagrody im. Janusza Zajdla (pierwszy raz w 1992 roku, ostatni w 2015), zdobył ją za powieść "Kolory sztandarów".

Jest też laureatem innych wyróżnień za działalność wydawniczą i promotorską (m.in. nagrody im. Papcia Chmiela i nagrody im. Janusza Christy za działania na rzecz komiksu w Polsce).

W roku 2010 otrzymał odznakę "Zasłużony dla kultury polskiej" przyznaną przez Ministra Kultury Dziedzictwa Narodowego. W roku 2013 za zasługi na rzecz rozwoju kultury i za pielęgnowanie pamięci o najnowszej historii Polski został uhonorowany medalem Złoty Krzyż Zasługi.

Jego powieści i opowiadania były tłumaczone na angielski, czeski, litewski, rosyjski, ukraiński. 

Ukończył VI LO im. Tadeusza Reytana w Warszawie, studiował na wydziale Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej. Interesuje się polityką, astronomią, historią, grami planszowymi. Grał w III lidze koszykówki w zespole AZS Politechnika Warszawska. Jest żonaty, ma dwie córki.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komiksy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy