Reklama

Dlaczego Polki boją się macierzyństwa?

Sama miłość to dziś za mało, by być supermatką. Dziecko stało się zadaniem do wykonania. Żeby mu sprostać, nie wystarczą rozsądek, uczucie i konsekwencja. Dlatego wiele kobiet ucieka przed wyzwaniem ponad ich siły.

Już samo zajście w ciążę powinno przebiegać w określonych warunkach. Najlepiej, żebyśmy były wypoczęte, dlatego specjaliści sugerują, by wziąć wcześniej kilka dni urlopu. Od pierwszych dni życia dziecka należy dbać o jego potrzeby emocjonalne. Tego uczymy się na specjalnych kursach.

Mamy dowiadują się, że muszą „rozbudzić potencjał”, „odkryć w nim olbrzyma”, „wychować małego profesora”. Jeśli im się nie uda, mają poczucie winy i przekonanie, że poniosły życiową porażkę. Coraz więcej kobiet nie ma ochoty podejmować takiego wysiłku.

Reklama

Żeby mieć dziecko, sama muszę wiedzieć, jak żyć

Daria, 29 lat, obawia się zostać matką

Nie planuję ciąży. Przynajmniej w ciągu najbliższych kilku lat – mówi Daria. Pracuje jako pomoc stomatologiczna, od dawna jest w stałym związku. Koleżanki rodzą jedna po drugiej, jej rodzice chcą mieć już kolejnego wnuka.

Trzydziestka to według nich ostatni dzwonek na pierwszą ciążę, lecz Daria wzrusza ramionami: – Nic im nie mówię, ale nie wiem, czy w ogóle zdecyduję się na dziecko. Kiedyś miałam strasznie naiwne wyobrażenie o macierzyństwie! Dziś boję się, że presja otoczenia mnie przerośnie. Napatrzyłam się na to, co dzieje się u mojej siostry Gosi. I nie wyobrażam sobie, żebym przechodziła przez to samo co ona.

Do wychowania mojej siostrzenicy, ośmioletniej Hani, wtrąca się cała rodzina. Wielokrotnie namawiałam Gosię, by wreszcie tupnęła nogą. O niczym przecież nie decyduje samodzielnie. Kłótnie z dziadkami o to, co mała powinna jeść, czym się bawić, w co się ubrać są na porządku dziennym.

Daria opowiada, że już pierwsza kąpiel Hani zamieniła się w istny cyrk. W ciasnej łazience nad płaczącym niemowlakiem tłoczyły się babcie i kuzynki. Przekrzykując się, wyrywały sobie dziecko z rąk, a młoda mama miała obłęd w oku. Siostra od początku dała sobie wejść na głowę. – Nie stać jej na opiekunkę, więc jest uzależniona od pomocy. Stała się zakładnikiem krewnych, z których każdy uważa się za autorytet.

U mnie byłoby podobnie: Jarek dużo podróżuje służbowo, a mnie co drugi dzień wypadają popołudniowe dyżury – Daria dodaje, że problemem jest także to, że nie ma zielonego pojęcia, jak chciałaby wychować dziecko. Czego je uczyć, co byłoby dla niego dobre, a co złe. – Mam mętlik w głowie, ale widzę, że dziadkowie mają na Hanię zły wpływ. Jest rozkapryszona, lękliwa. Za żadne skarby nie chciałabym, by rodzice byli tak nadopiekuńczy w stosunku do mojego dziecka. A znając życie, pewnie bym im uległa.

Dlatego najpierw muszę mocno stanąć na własnych nogach. Ustalić priorytety i umieć ich bronić, by nie stracić kontroli.

Wychowanie – trudna specjalizacja

Czy to finanse, a raczej ich niedostatek hamują macierzyńskie apetyty Polek? Wprawdzie wiele osób tak uważa, lecz nie jest to ocena do końca zgodna z prawdą. Nasz kraj dołączył do grona zamożnych państw europejskich, w których od lat maleje przyrost naturalny.

Podczas gdy na przykład w biednej Ameryce Południowej dzietność utrzymuje się na niezmiennie wysokim poziomie. Socjologowie próbują wyjaśnić ten fenomen, który zaobserwowano także w Polsce.

W 1982, okresie najcięższego kryzysu politycznego i gospodarczego, odnotowano u nas rekordową liczbę urodzeń – 705 tysięcy. Natomiast w 2002, w roku względnego dobrobytu, kiedy większość rodaków deklarowała poprawę swej sytuacji materialnej, ich liczba zmalała o ponad połowę! Wśród tłumaczeń tego zjawiska pojawiają się głosy mówiące o odpowiedzialności przytłaczającej kobiety.

Wraz ze wzrostem zamożności rośnie bowiem świadomość wyzwań, jakie niesie ze sobą wychowanie. Teraz miłość i instynkt macierzyński to zdecydowanie za mało. Kobiety zewsząd są bombardowane informacjami o tym, jakie nieodwracalne szkody może uczynić w psychice dziecka na przykład zbyt wczesne odstawienie go od piersi lub niewłaściwe usypianie.

Specjaliści od marketingu wmawiają nam, że nie da się dobrze opiekować maluchem bez odpowiednich gadżetów. Polki zaczynają postrzegać macierzyństwo jako skomplikowany proces wymagający wielu umiejętności. Dodatkowo nie wierzą, że takie kompetencje posiada także starsze pokolenie. Dlatego wychowanie staje się w ich oczach zadaniem ponad siły.

Jeżeli dawniej kobiety nie rodziły, to głównie z powodów zdrowotnych lub ze strachu, że nie będzie ich stać na dziecko. Teraz doszedł lęk przed rodzicielstwem.

Posiadanie potomstwa nie jest już naturalną koleją rzeczy, tylko decyzją, której się lękamy. 40 proc. trzydziestolatków przyznaje, że wydaje im się to rzeczą trudniejszą niż zrobienie kariery.

Jakich umiejętności potrzebujemy w dorosłości?

Psycholodzy przyszli z pomocą rodzicom, którzy chcieliby wiedzieć, co powinno umieć dziecko, by było w przyszłości samodzielne i szczęśliwe. Specjalnie w tym celu ułożyli listę ważnych kompetencji.

Okazuje się, że ich nauka nie wymaga dużych nakładów finansowych. Każda z nas może być trenerem córki lub syna!

Inteligencja emocjonalna. Empatia, rozumienie i szanowanie potrzeb otoczenia są jednymi z najistotniejszych rzeczy, których powinno nauczyć się dziecko. Nie tylko dlatego, że są to tradycyjnie cenione wartości. We współczesnym świecie sukces nie zależy już tylko od wiedzy i talentów jednostki. Znacznie cenniejsza jest umiejętność działania w zespole i nawiązywania przyjaźni. W pojedynkę niewiele się osiągnie.

Dyscyplina, czyli dobra organizacja, pracowitość, sumienność. Ludzie, którzy prowadzą uporządkowane życie i potrafią sami się motywować, rzadziej zapadają na depresje i ulegają nałogom. Mają też bardziej udane związki, a w pracy częściej awansują.

Otwartość na świat. Ciekawość, pozytywne nastawienie do obcych kultur oraz tolerancja dla odmienności pomagają szybko przystosowywać się do różnych warunków. Powinniśmy nauczyć dziecko języka obcego (angielski zupełnie wystarczy) oraz często razem podróżować.

Nasz związek nie przetrwa, jeśli zostaniemy rodzicami

Iwona, 34 lata, odwleka decyzję o zajściu w ciążę

Wysportowana szatynka bez makijażu nigdy wcześniej nie podejrzewała, że pokocha takiego faceta jak Marek. Iwona zajmuje się organizowaniem wyjazdów integracyjnych dla firm, a każdą wolną chwilę spędza na nartach lub żaglach.

Starszy od niej o sześć lat prawnik, powściągliwy i zamknięty w sobie, stanowi jej przeciwieństwo. Poznali się na kursie nurkowym trzy lata temu i od tamtej pory są parą. – On zaimponował mi inteligencją. Ja jemu luźnym podejściem do życia – tłumaczy Iwona. – Jesteśmy z różnych bajek, ale dobrze nam razem.

Ostatnio Marek coraz częściej przebąkuje, że chciałby znów zostać ojcem. Z pierwszego małżeństwa ma 12-letniego syna. Ale ja wstrzymuję się z decyzją. Bo jeśli jest coś, co mi się w nim nie podoba, to właśnie jego stosunek do Ksawerego. A dokładnie jego metody wychowawcze. Choć bardziej pasowałoby tutaj słowo „tresura”.

Iwona mówi, że Marek i jego była żona chcą, by ich syn był kimś. Kim dokładnie, tego nie precyzują. Ale na pewno po maturze powinien wyjechać do Anglii lub Stanów na prestiżową uczelnię. Być wysportowany, znać języki, umieć odnaleźć się w każdym towarzystwie. Dlatego Ksawery nie ma już czasu na zabawę. Uczy się angielskiego, trenuje tenisa, jeździ konno, bierze lekcje gry na gitarze klasycznej.

– Byłam przerażona, gdy usłyszałam, jak każdego wieczoru Marek telefonicznie przepytuje syna z tego, jakie stopnie dostał i co udało mu się osiągnąć. – Przestań, to jeszcze dzieciak, wpędzasz go w jakąś paranoję – tłumaczyłam. Ale on niewzruszenie argumentował, że im wcześniej nauczy się realizować konkretne cele, tym lepiej. On, taki tolerancyjny i wrażliwy, przy synu zmienia się w despotę.

Sama przecież widzę, że z Ksawerego nie będzie tenisisty. Nie ma do tego smykałki, nawet nie lubi machać rakietą. Ale rodzice nie odpuszczają. Każda porażka to powód do pretensji. Na ostatnich wakacjach mój narzeczony zrobił synowi awanturę, bo ten zajął ostatnie miejsce w rajdzie rowerowym. Ostrzegłam go wtedy, że robi wszystko, by zrazić chłopaka do sportu. Ale Marek powtarza jak mantrę słowa: „rywalizacja”, „ambicja”, „wysoko ustawiona poprzeczka”.

Jest przekonany, że wymaga dla dobra Ksawerego. Ciągle słyszę: „on ma wszystko podane na tacy, musi się jedynie uczyć”. Iwona uważa, że sama miała idealne dzieciństwo. Spędziła je w Beskidach. Razem z braćmi całymi dniami bawiła się na świeżym powietrzu. Latem nocowali w szałasie, który ojciec zbudował na łące obok domu. – Nikt nie odpytywał nas z „realizacji celów”, a jakoś poradziliśmy sobie w życiu.

Z tamtych lat zachowałam cudowne wspomnienia i przyjaźnie. To był mocny fundament, na którym zbudowałam własne życie. Widzę, że Ksawery nie jest szczęśliwy. Świat ogląda przez szyby samochodu, jest zmuszany do rzeczy, których nie cierpi. Czasem kłócę się o to z narzeczonym.

Ostatnio usłyszałam jednak, że nie mam prawa głosu, bo Ksawery nie jest moim synem. Boję się, że gdybym urodziła dziecko, nasz związek by tego nie przetrwał. Dlatego wolę poczekać.

Liczę, że z czasem Marek zmieni swoje nastawienie, trochę wyluzuje. Ale często się zastanawiam: może rzeczywiście na swobodę i takie dzieciństwo jakie ja miałam, brakuje już miejsca? Może to już zamierzchła przeszłość?

American high school czy zwykła podstawówka?

W naszym kraju zapanowała nowa moda. Dzieci zaczynają uczyć się chińskiego. Lektorzy tego języka są rozchwytywani, a ambitnych rodziców nie zraża cena 120 złotych za godzinę. Boom przeżywają też szkółki gotowania, narciarskie i tenisowe.

Wyścig o prestiż zaczyna się już w przedszkolu. Wystarczy dodać informację o tym, że zatrudniony jest w nim native speaker, czyli nauczyciel, dla którego język angielski jest językiem ojczystym, by liczba chętnych i czesne podwoiły się.

Zaczyna się zarysowywać podział na dwa światy. Ten, w którym przygotowuje się potomstwo do zaciętej rywalizacji, i ten, gdzie jak za dawnych lat, uczniowie mają czas, by po lekcjach bawić się na podwórku.

Bogactwo oferty dla utalentowanych jest ogromne: obozy przetrwania na Sri Lance, wyjazdy do college’u w Stanach, międzynarodowe szkoły pod żaglami. Niektórzy mają poczucie, że nie posyłając syna lub córki na wakacyjne kursy nurkowania, zawodzą jako rodzice. Edukacja dziecka zamienia się w logistyczne przedsięwzięcie.

Trzeba nie tylko podjąć decyzję, jakie jego zdolności rozwijać i w co inwestować, by to się opłaciło. Potem należy jeszcze rozwiązać kwestie finansowe, transportu i opieki. Psychologowie zwracają jednak uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, szkoląc dziecko w języku chińskim i sztukach walki, zwalniamy go najczęściej z domowych obowiązków, co sprawia, że nie nabywa ono najbardziej potrzebnych życiowych umiejętności.

Po drugie, popularność oryginalnych kursów obnaża często kompleksy opiekunów. Bywa próbą zrekompensowania sobie własnych braków i niedostatku z dawnych lat. Czy gra jest warta świeczki? Niekoniecznie.

Wysokość opłat i zagraniczne słowa w nazwach szkół jak „academy” lub „advanced” są często marketingowym wabikiem i nie zawsze idą w parze z jakością usług i wysokim poziomem nauczania.

Wychowaniu nadano dziś wyjątkową rangę

Olivia: Kobiety mają dziś dostęp do mnóstwa informacji, ale zarazem w swoim macierzyństwie czują się bardzo osamotnione.

Anna Giza-Poleszczuk: - Istnieje taki paradoks. Z jednej strony wywierana jest na nie silna presja, by były idealnymi opiekunkami. Z drugiej, w sytuacjach kryzysowych nie mają na kogo liczyć. Bo czasem pomoc teściów nie ma nic wspólnego z mądrym wsparciem, kojarzy się raczej z zaszczuwaniem.

- Gdy kobiety zachodzą w ciążę, przestają być postrzegane jako osoby, które mają swoje potrzeby i prawo do własnego życia.

Kiedyś było inaczej?

- Dawniej uważano, że dziecko rodzi się już z jakąś naturą. Jest na przykład energiczne albo skryte. Teraz za jego wady winą obarcza się matkę. Bo może piła lub była smutna? Do niedawna sądzono nawet, że autyzm bierze się z tego, że matka jest zimna i wycofana.

- Wiele kobiet żyło z tego powodu z wyrzutami sumienia. Nasze babcie pilnowały, żeby dziecko było nakarmione, czyste i chodziło do szkoły. Dziś należy ukształtować człowieka. Najlepiej geniusza. Bo dziecko świadczy o nas.

T- o potwornie obciążające. Dlatego albo rezygnujemy z macierzyństwa, albo odsuwamy je w nieskończoność. Ja rodząc syna w wieku 25 lat, zostałam nazwana „starą pierwiastką”. W dzisiejszych czasach istnieje przekonanie, że z ciążą można czekać do czterdziestki. Ponieważ wychowanie urosło do takiej rangi, każda decyzja jest trudna. Syn pragnie bawić się na podwórku, a my się boimy, że ktoś go napadnie. No, ale nie chcemy, żeby wyrósł na mamisynka! Czegokolwiek nie postanowimy i tak będzie źle.

Kogo więc słuchać?

Innych matek, na przykład na forach internetowych. I specjalistów. Ale trzeba nauczyć się odróżniać ziarno od plew. Bo blogująca mama może być pracownikiem korporacji, który usiłuje namówić nas na kupno jakiegoś produktu. Mądrzy specjaliści też bywają mniej atrakcyjni medialnie niż osoby, które potrafią się lansować, ale nie dysponują dostateczną wiedzą.

Badania pokazały, że np. w procesie uczenia się, ważne jest, żeby dziecko nie obcowało tylko z rodzicami i nauczycielami. Powinny robić coś razem z innymi, w grupie. To najlepszy trening społeczny.

prof. Anna Giza-Poleszczuk

"Inni wiedzą lepiej, co jest dobre dla mojej córki"

Im młodsza matka, tym bardziej naturalnie i tradycyjnie wychowuje dziecko. Ale dziś kobiety rodzą coraz częściej po 30. roku życia. Lecz im są starsze, tym więcej widzą trudności i wyzwań w byciu dobrą matką. Agata, 42 lata, wychowuje niedosłyszące dziecko. 

- Kocham Natalkę z całych sił. Może nawet bardziej, niż gdyby była zdrowa. Ale tego, co przeżyłyśmy, najgorszemu wrogowi nie życzę – wyznaje Agata, urzędniczka bankowa. Dziesięć lat temu po rozwodzie przeżyła krótki romans ze swoim lektorem języka angielskiego. Nauczyciel Irlandczyk, wrócił do domu, a ona odkryła, że jest w ciąży.  

– To nie był dobry moment, a poza tym nawet w małżeństwie nie myślałam, żeby zostać matką. Dziś wiem, że ktoś na górze postanowił dać mi lekcję pokory – Agata nie od razu odkryła, że Natalka różni się od innych dzieci. W rodzinie nie było maluchów, więc skąd miała wiedzieć, że zachowanie córki odbiega od normy. Wprawdzie nie mówiła dużo, ale Agata nie nabrała podejrzeń. Dopiero potem zaczęła przypominać sobie różne szczegóły. Dziewczynka nie była wrażliwa na hałas, miała problemy z koncentracją, niechętnie bawiła się z innymi dziećmi. Już w pierwszym miesiącu przedszkola Agatę zaczepiła wychowawczyni i zasugerowała, że Natalka potrzebuje psychologa. Mała nie brała udziału w zajęciach, zamiast mówić, głośno krzyczała. „Niczego pani nie zauważyła?” – pytała podejrzliwie przedszkolanka, świdrując Agatę wzrokiem. 

– Poczułam się jak wyrodna matka. Nie dość, że dziecko nie ma ojca, to jeszcze ją zaniedbuję. Nazajutrz popędziłam z Natalką do przychodni. Ale dopiero po kilku miesiącach lekarze zdiagnozowali u niej znaczny ubytek słuchu. Od tamtej pory pielgrzymowałyśmy od gabinetu do gabinetu, brałyśmy udział w niezliczonych badaniach i obserwacjach. Natalka źle zareagowała na wszczepienie implantu, który się nie przyjął. Zaczęły się u niej przewlekłe infekcje, zapalenia i katary. Ktoś powie, że są dzieci z poważniejszymi problemami zdrowotnymi i oczywiście będzie miał rację. Ale przykre jest to, że spotkałam się z brakiem wsparcia od osób, które z racji wykonywanego zawodu powinny mi pomóc. Nikt nie rozumiał, że jestem samotną matką i nie mogę chodzić z córką na terapię w godzinach pracy. Gdyby nie życzliwa kierowniczka, dawno wyleciałabym z banku. Lekarze z jednej strony odnosili się do mnie jak do kogoś, komu nie należą się wyjaśnienia, bo i tak ich nie pojmie. Z drugiej strony oczekiwano ode mnie kwalifikacji specjalisty. Przywykłam do niemiłych uwag, nieliczenia się z moim czasem. Tylko raz trafiłam na logopedkę, która rozumiała, z czym się borykamy. Przez te lata straciłam pewność siebie. I dałam sobie wmówić, że to nie ja, tylko obcy ludzie wiedzą, co jest dobre dla Natalki. Jeśli już chorować  to tylko za granicą!

Niedawny protest rodziców dzieci niepełnosprawnych, który zamienił się w okupację kancelarii premiera, zwrócił uwagę na problemy tych, których rodzicielstwo jest obarczone podwójnym ciężarem. W Polsce przewlekła choroba lub inwalidztwo dziecka skazuje na wyrzeczenia i podporządkowanie życia opiece nad nim. Wiele mówi się o tym, że Polki chętniej rodzą na emigracji.

Dwa lata temu w Wielkiej Brytanii urodziły najwięcej dzieci wśród kobiet z obcym obywatelstwem, wyprzedzając nawet Hinduski, które tradycyjnie zakładają duże rodziny. Okazuje się, że to opieka socjalna jest głównym argumentem, który je do tego skłania.

Polki w Anglii mają pewność, że gdyby przytrafiło się im nieszczęście, nie zostałyby pozostawione same sobie. Świadczenia, jakie rodzice chorych dzieci otrzymują w Europie Zachodniej, nie tylko pokrywają wydatki związane z leczeniem i rehabilitacją, ale również z utrzymaniem dorosłego opiekuna.

Mogą też liczyć na wizyty pielęgniarek środowiskowych, które odciążają ich w codziennych obowiązkach. Tymczasem w Polsce 68 proc. pytanych uważa, że chore dziecko to dla ich rodzin finansowa katastrofa.

Dziecko nie jest szafką do skręcenia

Olivia: Wychowanie jest trudne, bo nie da się ująć w tabelki, parametry i szczegółowe instrukcje.

Beata Matys-Wasilewska: - Nową misją kobiet jest chowanie dzieci w sposób nowoczesny. Niestety, matki nie bardzo wiedzą, co to oznacza. Wystarczy wejść na internetowe fora, by zobaczyć ile mają wątpliwości. Bo przeczytały, że w wieku pięciu lat dziecko powinno opanować jakąś konkretną umiejętność, a widzą, że ich syn lub córka odstaje od „normy”. I natychmiast pojawia się u nich poczucie winy, frustracja.

- A prawda jest taka, że nie da się spełnić wszystkich zaleceń specjalistów. To zupełnie nierealne.

Jak w tym szaleństwie zachować zdrowy rozsądek?

- Warto słuchać co mają do powiedzenia lekarze i psycholodzy, ale nie przekładać ich rad na swoje życie w 100 proc. Dziecko nie jest szafką do skręcenia. Każde jest inne. Ma odmienne potrzeby, charakter, sytuację rodzinną.

- Możemy być teoretycznie przeszkolone i wiedzieć np. na jakim etapie które książeczki i zabawki kupować. Ale to wcale nie sprawi, że będziemy idealnymi matkami.

Kto może być dla nas, rodziców, autorytetem?

- Sami musimy zadecydować. Dawniej było nim starsze pokolenie, ale ostatnio częściej podkreśla się jego negatywną rolę. Bo nasi rodzice czegoś nam nie mówili, nie edukowali. Przekarmiali lub przegrzewali. Dziś mamy uważają, że zawodzi je instynkt macierzyński.

- Choć osobiście nie wierzę, że coś takiego istnieje. Bo bywa, że zwyczajnie nie potrafimy czytać swego dziecka, nie rozumiemy go. Wydałyśmy dużo pieniędzy na treningi karate, a syn chodzi na nie niechętnie. Kobiety są załamane: tyle ich wysiłku poszło na marne! Widocznie są do niczego!

Bycie matką nie kojarzy się im z radością, tylko ze zniewoleniem.

- Są przerażone, że już na nic innego nie znajdą w życiu miejsca. A jeśli jeszcze pomimo tego trudu, poniosą klęskę, są załamane. Tymczasem stawanie się dobrą mamą to długi proces. Zdobywanie doświadczenia w praktyce, nie tylko gromadzenie informacji. Słuchanie malucha i siebie samej. A także popełnianie błędów. Nie porównujmy się bez przerwy.

- Moje pacjentki zarzucają sobie niekompetencję, ponieważ np. sąsiadka długo karmiła piersią, a ona przestała po czterech miesiącach. I wstydzi się przyznać, że wcale nie sprawiało jej to frajdy. Pamiętajmy też, że chętnie chwalimy się sukcesami, ale niepowodzenia przeżywamy w ukryciu.

- Nawet wybitni specjaliści mają na swoim koncie porażki wychowawcze, tylko o tym nie mówią.

Maja Nowierska


Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy