Reklama

Biżuteria z pępowiny. Dobry pomysł?

Dla większości rodzących łożysko i pępowina po przyjściu dziecka na świat to już tylko elementy popłodu, odpady medyczne, podobnie jak kikut pępowiny, który po kilkunastu dniach usycha, a następnie oddziela się od skóry noworodka. Są jednak osoby uważające inaczej i pragnące go zachować, a nawet… zrobić zeń biżuterię.

"Bursztyn? Ametyst? Nuda! Teraz modne jest to!"

Kikut pępowiny pod odpadnięciu zazwyczaj ląduje w koszu na śmieci. Nie stanowi szczególnie miłego widoku i nie istnieją żadne medyczne przesłanki wskazujące na jego użyteczność. Ale mimo to niektóre mamy przechowują go na pamiątkę zamiast bransoletki identyfikacyjnej z sali poporodowej, albo razem z nią. Zbiory niekiedy wzbogacane są o inne "artefakty", jak np. pierwszy ząb mleczny czy kosmyki włosów. Nie brak osób, które przypisują popłodowi szczególną moc także po drugiej stronie brzucha, stąd rosnąca popularność porodów lotosowych (zakładających nieodcinanie pępowiny po porodzie, tylko pozostawienie jej wraz z łożyskiem aż do samoistnego odpadnięcia, co oznacza, że łożysko trzeba zabrać do domu) i... biżuterii z zatopioną zasuszoną pępowiną.

Reklama

Coraz większą popularnością cieszą się dzieła artystek wykonujących nietypowe ozdoby na zamówienie młodych mam. Klientki dostarczają im zasuszone kikuty pępowiny, które zostają zatopione w żywicy, obramowane srebrem lub złotem, by służyć jako nietypowe oczko pierścionka, zawieszka przy łańcuszku lub ozdobny "kamień" bransolety.

Przeglądając instagramowy profil jubilerki, Ruth Avry, nietrudno zauważyć, że chętni mogą zdecydować się na różne wzory, a każda ozdoba jest unikatowa. Cóż, osoba, która nie wie, z czego wykonano te błyskotki może się nawet nimi zachwycić - rzecz gustu. Niektórzy uważają, że świecidełka przypominają nieco bursztyny, ale świadomość ich pochodzenia zmienia nieco optykę.

Co kto woli...

Innowacyjny pomysł rozgrzewa internetowe fora dla mam do czerwoności. Dyskutowana jest tam też zasadność wykonywania pamiątek z dodatkiem mleka kobiecego, bo i taka biżuteria powstaje i cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Producenci tych wyrobów (i specjaliści od marketingu) zacierają ręce, bo wygląda na to, że trafił się im złoty interes, zwłaszcza, że wszystkie te precjoza do najtańszych nie należą.

Idea tworzenia "biżuterii sentymentalnej" z dodatkiem poporodowej fizjologii nie przypadła jednak do gustu wszystkim mamom:

"Przecież to jest obrzydliwe i mówię to jako kobieta, matka. Pępowina? Krople mleka? A może kupka i krople z ulanego mleka?" - piszą oburzone internautki.

"To bardzo subtelne i dyskretne ozdoby. Dopóki nie podzielimy się naszym sekretem nikt się nawet nie domyśli, z czego zostały zrobione" - odpowiadają inne.

Niektórzy wskazują też na samych zainteresowanych, czyli dzieci - w przyszłości fakt, że ich mamy noszą takie ozdoby może je przecież nieco krępować.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy