Cisza odsłania całą prawdę

- Hospicjum daje nieprawdopodobną nadzieję, że tę drogę w długą, ciemną noc, ktoś już przed nami przeszedł i tak wielu ludziom udało się ukończyć ją, wchodząc na szczyt, stając się bogatszym wewnętrznie. Żałoba uczy przewartościowania myślenia, w końcu przemiany postawy życiowej z: „bać” na „być” cokolwiek się dzieje – mówi Ewa Liegman.

Nie umiemy rozmawiać o śmierci
Nie umiemy rozmawiać o śmierci 123RF/PICSEL

Ewa Liegman o umieraniu wie dużo. Na co dzień jest prezesem zarządu w Holistycznym Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja, pracuje w Hospicjum Pomorze Dzieciom i Hospicjum Tulipani. Rozmawia z ludźmi, którzy tracą bliskich. Rozmawia z tymi, którzy odchodzą. Tak przecież wygląda zwykle życie.

Monika Szubrycht, Interia.pl: Rozmawiałam wczoraj z serdeczną koleżanką. Jej mama umiera. Jest w domu, pod opieką lekarza hospicyjnego. Bardzo chciałam pomóc i wesprzeć koleżankę, ale miałam poczucie, że słowa brzmią banalnie. Czy w obliczu śmierci wszystkie słowa tak brzmią?

Ewa Liegman: Śmierć jest bardzo intymnym wydarzeniem w życiu człowieka, wielką tajemnicą, a jednocześnie w jej obecności spadają wszystkie maski. Łamie się serce, ale jednocześnie otwiera na nieznane doświadczenie. Podopieczni Hospicjum Pomorze Dzieciom uczą mnie stale, że śmierć niczego nie kończy, ale wszystko zmienia i że każda historia jest zupełnie inna. Z wielkim wzruszeniem i szacunkiem odkrywam więc właśnie w tym miejscu na granicy śmierci i życia, że każdy człowiek jest pierwszym i ostatnim, nikt więcej nie przejdzie przez tę unikalną drogę. Zdarza się, że śmierć odsłania zakopaną, niechcianą prawdę o nas, naszej relacji. Tak wiele czułych słów pada często dopiero na cmentarzu, na pogrzebie. W czasie umierania przychodzi głębsze zrozumienie, a jednocześnie wielki ból straty, tęsknoty, poczucia winy, zaniedbań, nieuleczonych ran. Wychodzi na wierzch wszystko co zakopane, a niepojednane. Dlatego bycie obok osoby w żałobie nie jest łatwe. W dzisiejszym dynamicznie zmieniającym się świecie, uciekającym przed śmiercią na wiele sposobów, trudno nam po prostu, zwyczajnie być obok kogoś kto cierpi, kto wchodzi pod tę stromą górę straty, zmagań, doświadczeń. Wiele osób skarży się na samotność, brak zrozumienia.  

Jak powinnam z nią rozmawiać? Jakich słów używać?

- Chcielibyśmy zabrać ból, najlepiej szybko i bezboleśnie, a żałoba jest drogą, która wymaga czasu, zatrzymania się, przeżywania wszystkich jej stanów. Nauką czułości wobec siebie i bliskich. Najtrudniej jest nam trwać i wytrwać obok, cokolwiek się wydarzy. Przetrzymać łzy, wybuchy gniewu, krzyku, cierpienia, które rozrywa duszę. Zwykle w samotności przeżywamy swoją rozpacz. A szkoda, bo to od nas, dorosłych, dzieci uczą się jak przeżywać kryzysowe sytuacje, nie tłumić emocji, a więc spotkać się ze sobą samym w prawdzie. - Niezwykłym lekarstwem jest obecność - jest jak latarnia na wzburzonym morzu. To wielka próba przyjaźni, a jednocześnie niepojęty dar: być obok i przetrwać, nie wtedy gdy dobrze, ale właśnie wtedy, gdy się wszystko wali.

- A plastrem na złamane serce są wszystkie gesty czułości, bardziej słuchanie, zadawanie pytań niż zagadywanie. Trudno nam powstrzymać się od prób radzenia, czy wypowiadania słów pocieszenia, które faktycznie brzmią banalnie w obliczu ostatecznych zdarzeń. Wielkim skarbem jest być obok, gdy ktoś płacze. A naszym odruchem zwykle jest tłumienie łez, przytulamy, mówimy mimochodem: "Nie płacz, będzie dobrze". Dobrze zwykle nie będzie. Bo co to znaczy? Wszystko się zmienia i nic nie będzie takie samo. Ludzie w żałobie, czy przygotowujący się do śmierci, szukają ludzi, którzy czują podobnie. Nie oszukują, nie lukrują czarnej rzeczywistości, mają siłę zejść nawet na dno, bo dopiero wtedy można odbić się.

Wiara pomaga w odchodzeniu, ale nie każdy jest wierzący. Co wtedy? Jak pomóc osobie, która nie odchodzi, ale która przeżywa odchodzenie kogoś bliskiego?

- Każda historia jest inna, we wspomnieniach chowam wiele historii niewierzących ludzi. W Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja tworzymy przestrzeń rozmowy, dialogu międzyreligijnego, filozoficznego, naukowego, psychologicznego. Bardzo często ostateczna diagnoza jest trampoliną do wznowienia poszukiwań. Niezwykle cenię rozmowy z osobami, które są zadeklarowanymi ateistami. To wyjątkowo trudna droga nie wierzyć w nic, a wiara jest wielkim darem. Obok zawsze pozostaje nadzieja na spotkanie w przyszłości. Gdybym mogła, właśnie wiarę w życie rozdawałabym wszystkim, ale tak się nie da. Dlatego tak ważne jest, by w tej drodze umierania, przygotowania do śmierci, nie przestać iść.

To znaczy?  

- Wciąż zadawać sobie trudne pytania. Bo to właśnie osoby poszukujące docierają do prawdy. Sama często odkrywam, że deklaruję się, jako osoba wierząca, a zastygam i kostnieję w poglądach. Śmierć uczy mnie tego i wszyscy podopieczni, by wciąż schodzić w dół swojego serca, odkrywać siebie i sens wszystkiego, co nas spotyka. Dużo czytać, myśleć, myśleć, myśleć, zgłębiać i odnajdywać harmonię między rozumem, tym co intelektualne, umysłem, psychiką, a światem uczuć, duszy, serca.

Są książki, mówiące o żałobie. Jedna z najlepszych, jakie czytałam to "Cierpisz? Masz do tego prawo. Doświadczenie żałoby w kulturze, która jej nie rozumie" Megan Devine. Nie znalazłam jednak poradnika o odchodzeniu. Są takie?

- Na stronie naszego centrum są dostępne tzw. Drogowskaźniki w podróży przez żałobę osoby dorosłej i dziecka, z całego serca polecam. Wiedza w pigułce dla każdego (www.centumemocja.pl - dop. red.). Organizujemy też wiele spotkań ze specjalistami różnych dziedzin w tematyce związanej z żałobą, umieraniem, wszystko bezpłatnie, by oswajać lęk. W odpowiedzi na brak zrozumienia w kulturze, stworzyliśmy pierwsze w Polsce Holistyczne Centrum Wsparcia po Stracie "eMOCja". Zespół eMOCji pojawia się w momencie, gdy dowiadujesz się, że współczesna medycyna nie zna ratunku i ktoś, kogo kochasz, umrze, zginął w wypadku, odszedł nagle, niespodziewanie, kiedy tracisz dziecko w ciąży, kilkuletnie, nastoletnie, partnera życiowego, jesteś po aborcji, ktoś bliski popełnił samobójstwo albo to właśnie tobie pozostaje niewiele czasu. - Pojawiamy się w momencie, gdy wali się wszystko, a świat rozkłada ręce z informacją: "nie da się zrobić niczego więcej".

Co można zrobić dla siebie, jeśli wiemy, że nasz rodzic umiera, a my przecież musimy zadbać o swoje dzieci czy pracę. Jak pogodzić rzeczy ostateczne z rzeczami codziennymi? Nikt nie daje urlopu na śmierć...

- Nade wszystko zatrzymać się, nawet w prostym ćwiczeniu, nad białą kartką papieru z jednym pytaniem: "Co bym zrobił, gdybym miał jeszcze tylko jeden dzień?". A to pomoże zobaczyć, co jest dla mnie ważne. Co chciałbym jeszcze zrobić, powiedzieć, dopełnić z kimś kto był ze mną, obok przez lata. Zazwyczaj brakuje nam tego zatrzymania, przy wielu obowiązkach, zabieganiu, troskach, zmartwieniu. Bolesne jest odkrycie, że najcenniejsze rzeczy były dostępne codziennie, za totalną "darmochę", a które później, po śmierci stałyby się jak latarka w ciemny czas żałoby.

Czego żałujemy najbardziej?

- Wiele osób żałuje, że nie zdążyło albo zabrakło odwagi, by wyznać miłość, podziękować za bardzo konkretne rzeczy, w końcu też przeprosić. Przytulić się mocno, poczuć ciepło dłoni, zapamiętać zapach, zbierać chwile jak skarby do pamięci, bo to zostanie z nami do końca naszych dni. A więc my w hospicjum staramy się być trochę takimi łapaczami: spojrzeń, czułych słów, gestów i uczymy się być hojnym, bardzo hojnym, zwłaszcza kiedy relacje są lub były do tej pory trudne, bardzo połamane. Zawalczyć o relację ponownie, kiedy jeszcze mamy czas. Największe cuda właśnie wtedy dzieją się na świecie, kiedy w jeden dzień udaje się ludziom na nowo przeżyć całe swoje życie. Z tą wielką tajemnicą przychodzą na świat dzieci w hospicjum perinatalnym. Ich życiorys tak często kurczy się czasem do paru minut, jednego uderzenia serca. Jeden oddech jest w stanie wywołać tsunami łez, zrzucić wszystkie maski, odkryć co w życiu jest najważniejsze, rozbić skały. To dla mnie odkrycie na miarę Ameryki: doświadczenie tak wielu ludzi, w opowieściach ze ściśniętym gardłem, łzami w oczach, kiedy okazuje się, że najpiękniejsze chwile, które dopełniły historię długiego życia, wydarzyły się w krótkim czasie. Często na koniec, już nad grobem. Wystarczy jeden dzień, jedna rozmowa, by zacząć wszystko od nowa. W eMOCji uczymy się też budowania relacji, z tymi, których już nie ma. To właśnie tutaj dowiedziałam się, że wszystko jest do nadrobienia, naprawienia.

Śmierć jest jedną z najbardziej oczywistych rzeczy w życiu. Dlaczego nie umiemy jej przeżywać?

- Zgadza się - w końcu śmierć i żałoba są najbardziej uniwersalnym doświadczeniem na świecie. A to, co nieznane bardziej straszy. Niewielu z nas ma dobry kontakt ze sobą samym, żyjemy często w żałobie po sobie. Śmierć nami wstrząsa, jakbyśmy budzili się z letargu, długiego snu, w poczuciu bez sensu, niezrealizowania marzeń, niespełnienia, a jednocześnie dopinguje nas do poszukiwania "czegoś", co przyniesie wewnętrzny pokój po burzy. Zachęcam, by usiąść w zupełnej ciszy i próbować wytrwać 30 minut dziennie. Cisza nokautuje, ale jednocześnie przygotowuje nas do najtrudniejszych wyzwań. Bo właśnie cisza odsłania całą prawdę, hałas, który nosimy w sobie. W momencie postawienia ostatecznej diagnozy, na chwilę przed śmiercią robi się cicho. Wszyscy milkną, zostajemy zupełnie sami, choćby tłum ludzi był nad nami. Każdy sam przejdzie przez tę ciasną bramę. Warto trenować charakter, być odkrywcą, z pasją pisać swój życiorys jak archeolog, który po największy skarb wyrusza w głąb swojego serca i idzie z różnymi przygodami całe swoje życie. Hospicjum daje tę nieprawdopodobną nadzieję, że tę drogę w długą, ciemną noc, ktoś już przed nami przeszedł i tak wielu ludziom udało się ukończyć ją, wchodząc na szczyt, stając się bogatszym wewnętrznie. Żałoba uczy przewartościowania myślenia, w końcu przemiany postawy życiowej z: "bać" na "być" cokolwiek się dzieje. To wielka siła i "moc, która doskonali się w słabości". Ten cytat nam bardzo przyświeca w szukaniu światła w tak ciemnych zakamarkach ludzkich dróg i doświadczeń. A największym sukcesem jest, gdy słyszymy od ludzi, którzy tracą bliskich: "Jesteśmy wdzięczni, bo wiemy, że udało się zrobić wszystko, co mogliśmy". To jest cel naszej pracy: by nikt w obliczu śmierci i żałoby nie został sam.      

Czytaj więcej:

Zobacz także:

Konkurs Chopinowski oczami publiczności.
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas