Reklama

Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę

Bycie mamą to praca 24 godziny na dobę. Każdy wie, że nie brakuje zajęć przy jednym dziecku a co dopiero przy większej gromadce… Niektóre z nas mają wiele wątpliwości, czy na pewno dadzą radę, wahają się i odkładają decyzję o kolejnym dziecku. Ale może niepotrzebnie?

To jasne, że sytuacja każdej kobiety jest inna i różne czynniki wpływają na jej wybór, ale warto sprawdzić jak radzą sobie te kobiety, które mają więcej dzieci. Rozmowa z Karoliną Malinowską, mamą: Zosi - lat 12, Antka - lat 8 i Jasia - lat 4.

Małgorzata Kamińska: Czy zawsze chciałaś mieć dużą rodzinę?  

Karolina Malinowska:

- Tak, nie widziałam innej opcji, bo sama się wychowałam w dużej rodzinie. Było nas ośmioro! Kiedyś myślałam, że będę miała pięcioro dzieci, ale mam troje i raczej tak zostanie, bo porody to były z konieczności cesarki... Bałabym się kolejnej. Nie staram się o kolejne dziecko, ale jeśli się okaże, że jestem znowu w ciąży, to będę się cieszyć.

Reklama

Czy z jednym dzieckiem było łatwiej niż z dwoma, a potem z trzema?  

- Dopóki miałam jedno dziecko, to mi się wydawało, że to jest ogrom obowiązków, dużo rzeczy do zrobienia i zapamiętania. Przy dwojgu mój sposób widzenia się zmienił, przy trojgu tym bardziej. Na początku skupiałam się tylko na jednym, ale gdy pojawiły się kolejne w naturalny sposób zaczęłam się mobilizować i inaczej organizować czas. Potrzeba jest matką wynalazku. To przyszło samo.

- W efekcie myślę, że sobie radzę. Nie jest mi teraz trudniej. Tym bardziej, że córka zaczyna mi pomagać przy młodszych i ogólnie rodzeństwo zajmuje się sobą, bawią się razem itp. Myślę, że ważne jest, aby zachować różnicę tych trzech lat między dziećmi. I przez te trzy pierwsze lata poświęcać im jak najwięcej uwagi.

Czy wraz z doświadczeniem pewne rzeczy stają się łatwiejsze? A jeśli tak, to jakie?  

- Uodporniłam się na chorowanie. Gdy Zosia miała katarek czy niewielką gorączkę, od razu biegłam do lekarza. Teraz jestem dużo rzadziej w przychodni, chyba, że coś się naprawdę dzieje i muszę np. dać antybiotyk. Mimo, że jest więcej dzieci, to jestem spokojniejsza i jakoś jest mi łatwiej.

Jak wygląda twój zwykły dzień?  

- Wstaję o 6.00 rano i robię śniadanie. W weekendy Zosia i Antoś pomagają mi w tym. Po śniadaniu dzieci idą do szkoły, odprowadzam i przyprowadzam je o różnych porach, więc się trochę nabiegam. Antek biega ze mną, bo boi się zostać sam w domu, ale Zosia zostaje. Córka chodzi do tej samej szkoły co Antek więc czasami chodzą razem, już beze mnie. Czasem rano mąż rozwozi dzieci. Gdy jestem już sama, robię zakupy, sprzątam, gotuję.

- Gdy wrócą ze szkoły i przedszkola wszyscy myją ręce, przebierają się w domowe ubrania i siadają do stołu, by odrabiać lekcje. Takie stałe zasady i rytuały pomagają. W niektóre dni trzeba wozić dzieci na zajęcia dodatkowe. Pod wieczór bywam już zmęczona i kiedy wraca mąż korzystam z chwili dla siebie. Dopiero gdy dzieci pójdą spać możemy porozmawiać o tym, co się zdarzyło w ciągu dnia. Chodzę spać późno, bo dopiero po 1.00. Z natury jestem sową i widzę, że z wiekiem coraz trudniej jest mi wstać o tej 6.00. Coraz częściej mam ochotę na drzemkę w ciągu dnia. Zawsze tak krótko spałam, nawet kiedy jeszcze chodziłam do szkoły.  

Kiedy masz czas wolny, dla siebie, dla męża?  

- Raczej niewiele myślę o sobie, mąż uważa, że zdecydowanie za mało, że stawiam siebie na końcu. W tygodniu czas na "pomyślenie" mam dopiero wtedy, gdy dzieci są w szkole, przedszkolu. Odpoczywam przy sprzątaniu. Lubię robić kilka rzeczy na raz i raczej nie czuję się tym zmęczona. Z mężem rzadko sami wychodzimy, może raz na pół roku. On tego bardziej pilnuje niż ja. Ostatnio z okazji rocznicy byliśmy w teatrze na komedii. Świetnie się bawiliśmy.

- W zeszłym roku byliśmy w kinie i w restauracji. Wieczorami jak mąż jest już w domu i zajmie się najmłodszym ja mogę obejrzeć jakiś film, poczytać gazetę. W weekendy rano mąż zajmuje się dziećmi, a ja sobie dłużej leżę w łóżku. Odpoczynkiem i rozrywką jest dla mnie też wyjście do koleżanek. Tyle odpoczynku mi wystarcza. Dzieci szybko rosną i za chwilę będę miała aż za dużo wolnego czasu, nadrobię wtedy wszystko.

Czy ktoś ci pomaga przy dzieciach i w domu?  

- Tylko mąż. Moja mama niestety nie żyje, a druga babcia ma dużo swoich obowiązków. Mąż jest bardzo pomocy po powrocie z pracy do domu, czyli koło 17.00, ale czasem dopiero o 20.00. Wtedy bawi się z Jasiem. Po całym dniu bywam zmęczona, zaczynam tracić cierpliwość i czepiam się o drobiazgi.    

Jaki jest twój przepis na szczęśliwe, uśmiechnięte dziecko?  

- Trzeba dawać dużo miłości i uwagi. Być z całą rodziną w ważnych momentach, robić coś wspólnie, znaleźć czas na wspólną zabawę i rozmawiać. To podstawa.  

Czy miewasz gorsze chwile, kiedy wątpisz, czy sobie poradzisz? Co wtedy robisz, co ci pomaga, co daje siłę?  

- Jedyne co podcina mi skrzydła to choroby dzieci, albo jak coś poważniejszego nie gra w życiu prywatnym. Wtedy mam chwilowy zastój, potem muszę pędzić dalej, bo trzeba dzieciom ugotować itd. W troskach i problemach pomaga mi także moja wiara i modlitwa, ufam, że będzie dobrze.

- W ciężkich chwilach przypominam sobie także słowa mamy, mobilizują mnie, czuję jakby wciąż była blisko mnie. Mąż też ma na mnie dobry wpływ. On jest oazą cierpliwości i spokoju, potrafi mnie wyprowadzić z gorszego samopoczucia. Pomaga nam też poczucie humoru, rzadko się kłócimy, bo mąż mnie rozśmiesza i rozładowuje tak napięcie.

Czy czegoś ci brakuje?  

- Mojej mamy, jej wsparcia i rozmowy. W zasadzie nie mam komu się zwierzyć, zwykle to ja pomagam ludziom.

Czy czujesz się spełniona?  

- Moje obowiązki nie są dla mnie męczące, ale naturalne, a nawet sprawiają mi przyjemność. Odnajduję się w tym. I nie uważam, że się poświęcam. Czuję się spełniona i jako matka, i jako człowiek. Dla mnie bycie w domu to szczęście. Kiedy byłam małą dziewczynką, to marzyłam o tym, żeby mieć dzieci. Nie miałam ambicji, aby zrobić karierę. Wiedziałam, że pójdę do pracy - pracowałam do momentu pojawienia się dzieci -ale moim celem była rodzina. Lubię to. Lubię mieć ich wszystkich przy sobie.

- Niektórzy rodzice z chęcią pozbywają się dzieci, gdy tylko mogą zostawiają u rodziny. Ja mam inaczej. Zresztą nawet jakbym chciała iść do pracy to z kim zostawiłabym dzieci? Próbowałam wrócić do pracy jak Antoś był mały, ale to była gehenna. Nie wiedziałam jak to pogodzić. Lubię coś robić dokładnie, na 100 procent. Albo wcale. Nie byłam w stanie oddać się pracy tak, jak powinnam. Po dwóch miesiącach rozchorowałam się przez to. To nie znaczy, że nie wierzę w możliwość pogodzenia pracy z życiem rodzinnym. Ale warunkiem jest to, żeby mieć pomoc np. babci, oddanej niani. Kogoś kto cię zastąpi, żeby dziecko nie ucierpiało na tym, nie siedziało wiele godzin w świetlicy.

Co myślisz o kobietach, które mają inne priorytety, stawiają na karierę, albo z własnego wyboru rezygnują z życia rodzinnego?    

- Każdy jest do czegoś stworzony, albo inaczej - może wybierać. Jeśli jedna kobieta dobrze się czuje z tym, że jest w domu, z rodziną, cieszy ją ognisko życia domowego to super, ale jeśli inna kobieta realizuje się robiąc karierę zawodową, podróżując itp. to też w porządku. Znam takie kobiety i mam takie koleżanki. Spotykamy się czasem i widzę, że lubimy trochę wejść w te nasze inne życia, posmakować czegoś innego. Nie można nic nikomu narzucać i uszczęśliwiać na siłę. Są różne drogi do szczęścia. Nie uważam, że powołaniem każdej kobiety jest mieć dzieci i dom.  

Czego ci życzyć?  

- Zdrowia, siły i poczucia humoru. Żebym sobie poradziła z tym, że kiedyś dzieci odejdą do swoich domów.

Co powiesz kobietom, które myślą o powiększeniu rodziny, ale nie są pewne, czy sobie poradzą?  

- Zachęcam wahające się mamy, te które mają takie pragnienie, ale boją się zaryzykować. Jeśli chcą i są zdrowe, mają oparcie w mężu, to inne sprawy np. materialne nie powinny być argumentem na nie. Myślę, że najtrudniej zdecydować się na drugie dziecko. Kolejne - to już nie jest taka duża, odczuwalna różnica. Czasem, gdy jestem gdzieś z dziećmi podchodzą do mnie obcy ludzie. Mówią, że mi zazdroszczą. Jedna pani powiedziała, że gdyby mogła cofnąć czas to miałaby więcej dzieci, bo teraz czuje się bardzo osamotniona.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rodzina wielodzietna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy