Reklama

Za ucho!

Lolek leży, zlizuje z chodnika błoto. Do domu zostało nam jeszcze około dwustu metrów. Ten odcinek zawsze jest najgorszy. Choćby nie wiadomo jak przyjemnie zaczynał się spacer, końcówka niezmiennie jest dramatyczna.

Gdyby nie to, że dźwigam ciężkie zakupy, wziąłbym go na ręce i jakoś doniósł do domu. Ale jestem skazany na środki perswazji słownej. "Przecież umawialiśmy się" - zaczynam - "że pójdziemy na spacer tylko pod warunkiem, że będziesz grzeczny". Mówię tak, bo tak każą mówić w pewnej mądrej książce*.

Według doświadczonych niemieckich autorów-pedagogów należy powoływać się na umowy i reguły, aby dziecko nie czuło, że rządzi się nim w sposób autorytarny. Reguły i umowy mają niejako wciągnąć dziecko w proces jego własnego wychowania. Lolek jednak łatwo w wychowanie wciągnąć się nie daje. "Ale ja jestem grzeczny" - mówi i liże chodnik.

Reklama

Co jest takiego dobrego w błocie? - myślę. Może brakuje mu jakiś minerałów? Tylko jakich? Krzemu? "Chodź, w domu włączę ci komputer" - przechodzę do próby przekupstwa. Ale Lolek to osoba żyjąca chwilą, ma w nosie takie obietnice. "Jestem grzeczny" - powtarza w kółko. "Jestem grzeczny". Niezależnie od tego co powiem, on na to: "jestem grzeczny".

Próbuję sobie przypomnieć, co na to radzi mądra niemiecka książka. I uświadamiam sobie, że Lolek właśnie stosuje opisaną w niej tzw. metodę zdartej płyty. Tylko że według książki ten sposób mieli stosować rodzice, a nie dzieci! A ten smarkacz wypróbowuje na mnie niezawodne niemieckie metody, które ja powinienem stosować, bo sam je kupiłem w księgarni, za 19,99!

Co gorsza Lolek nie używa metody zdartej płyty w jej formie wyrafinowanej, w której za każdym powtórzeniem zmienia się słówko lub dwa, aby nie zrobić na adwersarzu wrażenia bezduszności. Lolek powtarza w kółko to samo, słowo w słowo. Jak ostrzega mądra niemiecka książka, technika zdartej płyty w tej odmianie może wywołać "bezsilność, ale przede wszystkim wściekłość".

Tak też się dzieje. Czuję się bezsilny i wściekły. Wściekłość budzi we mnie nadludzką siłę, dzięki której przerzucam całe sprawunki do jednej ręki i drugą łapię dłoń Lolka. Ten jednak z łatwością uwalnia się uścisku. Już dawno opanował tę sztukę: nagle zupełnie rozluźnia całe ciało i w półmagiczny sposób oswobadza się.

Wtedy, wstyd się przyznać, łapię go za ucho i ciągnę do góry. Robię to pierwszy raz w życiu. A on jakby na to czekał. Syczy z bólu, ale jest zadowolony, jakbym mu wreszcie zafundował jakieś nowe, ciekawe doznanie. Śmieje się i idzie, czasem odchylając głowę lub uginając kolana tak, by ucho było nieustannie naciągnięte i bolało. Mijamy przechodniów, którzy patrzą na mnie z potępieniem.

Moja twarz jest czerwieńsza niż ucho Lolka. A następnego dnia podczas spaceru znów kładzie się na chodniku, liże betonową płytę. I, zanim jeszcze rozpocznę bezowocny rytuał perswazji, proponuje: "może za ucho?". Ton ma przy tym tak błagalny, że gdyby nie strach przed spojrzeniami przechodniów, pewnie bym się zgodził.

Na szczęście tym razem nie mam zakupów i mogę go zanieść do domu na rękach, choć przez całą drogę wyrywa się i żąda: za ucho, za ucho, za ucho! Niedoczekanie twoje. Możesz stosować na mnie metodę zdartej płyty w jej najprymitywniejszej postaci, ile zechcesz. Tym razem podejść się nie dam. Nie złapię cię już nigdy za ucho! No, chyba że przez cały dzień będziesz naprawdę bardzo grzeczny.

Łukasz Kaniewski

Autor wierszy dla dzieci publikowanych w piśmie "Czarodziejska kura". Gra na gitarze w zespołach Tania Odzież i Muchomory. Pracuje jako redaktor w miesięczniku popularnonaukowym "Focus". Tata Leopolda (4 lata) i Marianny (7 lat).

Więcej przeczytasz w magazynie Wiem jak działają dzieci.

WIEM jak działają dzieci
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie | maniery
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy