Reklama

„Za darmo” istnieje

Mówi się, że nie ma w życiu nic za darmo. A jednak podczas niedawnego spaceru moja córka zawołała: – Zobacz mamo! Tam jest napisane: „Poczęstuj się, wszystko za darmo!”

Podeszłyśmy do ludzi stojących przed rozłożonym na ziemi towarem. Głównie artykuły spożywcze. Córka, ośmielona uśmiechem młodej dziewczyny, podeszła do niej i zapytała, czy może sobie coś wybrać. Skusiła się na dużą paczkę orzeszków ziemnych z miodem. Ja z kolei sięgnęłam po ulotki, które rozdawali młodzi ludzie. Dostałam też zaproszenie na spotkanie Otwartego Koła Naukowego "Okno", organizowane trzy dni później. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o inicjatywie tych młodych ludzi i sprawdzić, co ich pociąga w nurcie zwanym freeganizmem.

Reklama

Ze śmietnika na talerz

Co wyrzucamy? Przeterminowany jogurt, resztki wędlin, sparciałe ziemniaki, wysuszoną rzodkiewkę, nadgniłe jabłka. Według najnowszych badań, opublikowanych w miesięczniku "Forbes", w Polsce marnuje się 9 milionów ton żywności rocznie. Z czego 2 tony lądują w koszu wyrzucane przez przeciętnych Kowalskich.  

W kontenerach obok dużych marketów lądują produkty przeterminowane, albo takie, które już nie mieszczą się na półkach. Czasami wystarczy mały defekt danej rzeczy, by ją wyrzucić - odrapane pudełko, zerwana etykieta, jeden obity owoc zamknięty w worku z innymi, wciąż bez skazy.  

Przemek zainteresował się freeganizmem już dwa lata temu. Zawsze był ciekaw nowych trendów, zaczął szukać w internecie, czytał i pytał innych, o co w tym wszystkim chodzi. Pewnego dnia, przechodząc koło śmietnika zauważył koszyk z jabłkami i porami. - Wziąłem je i okazało się, że wszystko jest w pełni dobre. Później coraz częściej sprawdzałem za śmietnikami, co tam jest. Okazało się, że w takim miejscu można znaleźć wiele ciekawych rzeczy.

- W pewnym momencie 70, czy nawet 80 procent żywności jaką spożywałem, miałem ze śmietników - wyznaje. Przemek opowiada, jak znalazł kiedyś 20 granatów. Zrobił z nich przetwory i soki do herbaty. Przecież wszystkiego na raz nie byłby w stanie zjeść. Robił też soki z jabłek, marchewek i cytrusów. Dla Przemka freeganizm to dużo więcej niż myślenie w kategoriach recyklingu. To inne spojrzenia na świat. - Ludzie traktują teraz wszystko jako rzecz jednorazową. Mogą w każdej chwili coś kupić, mogą sobie na to pozwolić i mogą też wyrzucić.

Z Maroka do Polski 

Karolina od dziecka była zbieraczem. Niczego nie wyrzucała, gromadziła. Teraz, kiedy ma większą świadomość, twierdzi, że to się po prostu opłaca. W dorosłym życiu potrafi swoje zbieractwo odpowiednio wykorzystać. - Mój pierwszy raz był w te wakacje. Podróżowałam do Maroka. Na Gibraltarze spotkałam mężczyznę, z którym zaczęłam rozmawiać na temat podróży, którą właśnie odbywam. Zapytał, jakie są koszty takiego wyjazdu z Polski do Afryki. Odpowiedziałam, że gdyby nie fakt, że musimy wydawać na jedzenie, to tak naprawdę zapłaciłybyśmy za to 0 złotych.

Dziewczyny spały pod namiotem, jeździły autostopem, zostawała więc tylko kwestia posiłków. Nieznajomy oznajmił więc, że nie będą musiały płacić za jedzenie i zabrał je w miejsce, gdzie wyrzucano żywność ze sklepu. - Zobaczyłam, ile jedzenia się tam marnuje. Po powrocie do Polski zaczęłam czytać więcej na ten temat. Kiedy zobaczyłam statystyki i poznałam  środowisko freegańskie, wszystko ruszyło pełną parą.

Kiedyś Karolina buszowała w śmietniku za małym, osiedlowym sklepikiem. Jej poczynaniami zainteresował się właściciel spożywczaka. Dziewczyna zaczęła tłumaczyć, że szuka w ten sposób jedzenia. Nie z biedy, lecz z przekonania. Sklepikarz doskonale ją rozumiał - jemu też serce się krajało gdy musiał wyrzucać jedzenie, które mogłoby być wykorzystane. Umówili się, że będzie zostawiał "podniszczone" produkty w pudełku koło śmieci. Teraz studentka przychodzi więc tylko i zabiera, co przygotował dla niej poczciwy sprzedawca.

- Fajne jest też to, że rodzice wspierają mnie w 100 procentach, we freeganizmie i w ogóle w całym moim sposobie życia. To jest dla mnie bardzo istotne. W tym momencie mama czerpie ze mnie przykład, nie ja z niej - śmieje się Karolina.

Podróże kształcą

- Nie działam tak aktywnie, jak koledzy. U mnie fereeganizm pojawił się, gdy pojechaliśmy autostopem dookoła Anglii - opowiada Natalia. Autostopowicze mieli plan, by w ogóle nie wydawać pieniędzy. Czasami pytali ludzi z ulicy, czy mogą u nich przenocować, jedli żywność ze śmietników albo z knajp, które oddawały im za darmo niezjedzone potrawy. - Żywiliśmy się tak przez półtora miesiąca i przeżyliśmy - opowiada Natalia - A gdy wróciliśmy do Krakowa, zauważyliśmy, że jest grupa freegan na fejsbuku i dołączyliśmy do niej. Natalia opowiada, że bierze udział w akcjach organizowanych przez innych freegan, ale znajduje mało rzeczy. Nie poddaje się jednak.

Co można znaleźć?

- Ostatnio znalazłam dwustronną tablicę. Z jednej strony można pisać markerem, a jak się odwróci - kredą - opowiada Karolina - Też kosz na śmieci w koszu na śmieci, ale tak naprawdę wszystko - śmieje się, gdy pytam ją o najdziwniejsze rzeczy, które znalazła. Za to 15-kilową dynię podzieliła na części i rozdała ludziom z grupy freegańskiej. Mają zapasy do końca zimy.

- Ciepła pizza zostawiona na śmietniku, bardzo dobre ciasta różnego typu, wegańskie rarytasy, zapakowany jeszcze humus - recytuje Natalia, gdy proszę, by wymieniła rzeczy, które znalazła. Pytam, czego na śmietniku znaleźć nie można. Przemek trafił kiedyś na 26 puszek piwa. Przez długi czas myślał, że nie można znaleźć pieczywa. Potem okazało się, że szukał w złych sklepach.

- Papierosów nie znalazłem - konstatuje wreszcie i wszyscy przyznają rację, że faktycznie, to chyba jedyna rzecz, jakiej nie wygrzebali.

Karolina z kolei ma piękne, nowe łyżwy dla dziecka. Z chęcią je odstąpi. Rozmiar 26. Obiecuję sobie, że jak przyjdę do domu, sprawdzę dokładnie, jaki rozmiar nosi moja córka. A nuż będą w sam raz.  


Monika Szubrycht

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy