Reklama

Wnuczka w zielonej sukience

Dzięki nim została pisarką. Mając 21 lat wyruszyła na Syberię, by być bliżej prawdziwej historii swoich dziadków.

Małgorzata Szumska mówi wprost: - Miałam szczęście, że wychowali mnie dziadkowie. Byli dla mnie bliżsi niż rodzice.

Choć urodziła się po stanie wojennym i jest z pokolenia, które dorastało w czasach pokoju, przed wojną czuje paniczny lęk. Wie, że ten lęk przekazali jej dziadkowie.

- Babcia nie znała żadnych bajek. Jedyne co mi opowiadała przed snem, to historie z Syberii, Kazachstanu, z zsyłki i wojny. One zawsze były pogodne, za co jestem jej wdzięczna. To nie była trauma i martyrologia, natomiast jedyne czego się boję w życiu to wojna.

Reklama

Małgorzata pamięta, że w dzieciństwie, gdy działo się coś złego, od razu biegła do babci. I choć w domu było biednie, babcia zawsze wymyślała jakieś słodycze, jak choćby kogel-mogel. Mała Małgosia czuła, że opowieści wojenne dziadków są niesamowite. W wieku 13 lat zaczęła pisać książkę o dziadku - partyzancie.

- To był pierwszy mój zryw, kiedy poczułam, że chciałabym wszystko spisać. Niestety, jak się ma 13 lat, to się ma niewiele w głowie. Dziadek mnie zdenerwował i stwierdziłam, że pisać o nim nie będę - opowiada. Rodzice pracowali, babcia była ciepłą duszą, nic więc dziwnego, że dziadek był jedyną osobą, przeciw której nastolatka mogła się buntować.

- Dużo się kłóciliśmy i strasznie teraz tego żałuję. Rok przed śmiercią dziadka, w wieku 17 lat, na szczęście oprzytomniałam. Dowiedziałam się, że dziadek ma raka płuc. Zapomnieliśmy o sprzeczkach, bardzo się nim opiekowałam. Mieszkał już wtedy w Jeleniej Górze, bo miał bliżej do lekarzy i do szpitala - wspomina. Gdy przyjeżdżała w odwiedziny tylko ona mogła mu podawać lekarstwa i zakrapiać oczy. To były dla niego ważne rzeczy.

- Bardzo, bardzo przeżyłam jego śmierć i strasznie żałowałam, że to się stało w takim durnym czasie, że nie zdążyliśmy wielu rzeczy zrobić. Wiem, że gdyby dziadek przeczytał moją książkę, byłby bardzo dumny i mógłby jeszcze dużo do niej wnieść - mówi ze smutkiem. - Nie na darmo mówi się: "Śpieszmy się kochać ludzi...", bo czuję czasami, że nie do końca zdążyłam dać dziadkowi wszystko to, co chciałabym mu dać. Z drugiej strony wierzę, że zawsze wiedział, że go kocham. Nazywał mnie swoją wiewióreczką. To on mnie odbierał z przedszkola na wielkim, złotym składaku - wspomina.

Śladami dziadków

Małgorzata Szumska opowieści zaczętej w wieku 13 lat nie skończyła, za to napisała tę, która przyniosła jej uznanie i czytelników, i krytyków. "Zielona sukienka" to historia podróży na Syberię śladami zesłania dziadków. Kiedy powiedziała babci, że jedzie na Syberię, ta przyklasnęła pomysłowi. Nie było mówienia: "Nie jedź".

- Radziła tylko, żebym wzięła za sobą jakiegoś frajera do opieki. Ale powiedziałam, że z obcym frajerem to jeszcze bardziej niebezpiecznie. Babcia na to: "Wiesz, ja jechałam w czasie wojny do Kazachstanu szukać dziadka. Miałam 21 lat i mi się nic nie stało, to tobie się też nic nie stanie" - opowiada Małgorzata. Bo babcia Janka zawsze widziała wokół siebie dobre rzeczy. Została zesłana, ale przecież tam poznała najbliższą przyjaciółkę Szurę.

Dziś, gdy tylko Małgosia ją odwiedza, babcia chce dzwonić na Syberię. Znalazła nawet rosyjski kanał telewizyjny, który ogląda, żeby przypomnieć sobie język, by być w kontakcie z ludźmi, których odnalazła wnuczka.

Proste, trudne słowa

- Nauczyłam moją rodzinę mówić: "Kocham cię", bo babcia często mi to mówiła. Dzięki niej dla mnie takie wyznanie jest proste i łatwe. Nie, że dopiero kiedy dzieje się coś złego, mówię: "Kocham cię, jestem z tobą" - mówi Małgorzata.

Pani Janka dzięki książce odmłodniała. Chociaż ma duże problemy z chodzeniem, pojechała z wnuczką na Wileńszczyznę. Odwiedziła swoją rodzinę i kościół, w którym była chrzczona, a potem brała ślub. Ale to nie jedyna dobra strona wydania rodzinnej historii.

- Dostawałam mnóstwo listów od czytelników, którzy pisali, że dzięki nam znowu zwrócili się w stronę dziadków. Czytałam to wszystko babci. Dużo dobrego zrobiła książka też dla naszej relacji. Mam poczucie, że gdzieś to zostanie. Że moim dzieciom, nawet jeśli nie poznają babci, bo może nie zdążą, przynajmniej zostanie książka.

- Babcia ma umysł cały czas jak żyleta. Wszystko pamięta, ma niesamowicie cięte riposty, jest świetna, natomiast ciało już jej odmawia posłuszeństwa. To jest smutne, gdy patrzy się na osobę, którą się kocha, a ta osoba pomału gaśnie. Małgosia poprosiła babcię, żeby podpisała dla niej pięć książek. Jedna będzie tylko jej, a resztę zostawi swoim przyszłym dzieciom.

- Babcia się ucieszyła, bo wyliczyła, że będę mieć czwórkę dzieci, a tak przecież powinno być - śmieje się pisarka. Przez kontakt z dziadkami ma sentyment do wszystkich starszych ludzi.

- Mama się śmieje, że dobrze, że ma taką córkę, bo jak będzie stara i spróchniała, to się nią zaopiekuje jeszcze bardziej - mówi żartobliwie pisarka, która w czasie studiów potrafiła wydać ostatnie pieniądze, żeby tylko jej pomóc staruszce handlującej kwiatkami czy czosnkiem.

- Czasami cierpię z tego powodu, że jestem taka wrażliwa, bo wzruszam się na reklamach czy na bajkach Disneya.

Małgorzata myśli o tym, żeby działać na rzecz seniorów. Mówi: "Zapomina się o nich, a przecież niosą w sobie niesamowitą mądrość życiową. I tak naprawdę wszyscy moglibyśmy uczyć się od nich".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dziadkowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy