Rodzicielstwo bliskości najlepsze dla dziecka
Blisko nie znaczy pod kloszem – przekonują w rozmowie William i Martha Searsowie, twórcy modnej metody wychowania. I zachęcają nasze czytelniczki do długiego karmienia piersią oraz spania z dzieckiem. Tekst: Iwona Herc.
Dla młodych ludzi na całym świecie są taką samą wyrocznią jak dla ich rodziców czy dziadków były poradniki Benjamina Spocka. Searsowie (on jest znanym amerykańskim pediatrą, ona – pielęgniarką) każą zapomnieć o sztywnych zasadach. Ich metoda wychowania opiera się na założeniu, że najważniejsze to odpowiadać na potrzeby dziecka. W tym celu rodzice powinni być z nim cały czas.
Przytulać, nie pozwolić, aby płakało, karmić piersią, brać do łóżka, jeśli ono tego pragnie. A jak może realizować te zalecenia pracująca mama? I czy przy okazji nie rozpieści za bardzo malucha?
Wydawać się może, że rodzicielstwo bliskości tylko krok dzieli od bezstresowego wychowania…
William i Martha Searsowie:
- Przesada jest niedobra we wszystkim, w wychowywaniu także. Jeśli będziemy trząść się nad dzieckiem cały czas, wyręczać je, chować pod kloszem, to nie będzie ono przystosowane do samodzielnego życia.
- Trzeba znaleźć równowagę pomiędzy naszymi potrzebami i potrzebami dziecka. A w miarę jego dorastania coraz bardziej mu ufać i uwierzyć, że dalej samo sobie poradzi. Dlatego jedną z zasad naszego programu jest równowaga. Według mnie autorzy książek o bezstresowym wychowaniu niewiele wiedzą o potrzebach dzieci i o tym, jak je zaspokajać.
Na początku trudno znaleźć tę równowagę, bo dla młodej mamy wszystko jest trudne. Dziecko płacze, a ona nie jest pewna, co może być tego przyczyną...
- Przede wszystkim każda mama musi pamiętać, że płacz niemowlęcia to jego język. Zatem nie należy płaczu traktować jako czegoś, co przeszkadza nam w życiu i z czym trzeba walczyć na różne sposoby, lecz spróbować dowiedzieć się, co dziecko w ten sposób komunikuje.
- Tradycyjne poradniki zawierają typowe instrukcje: karm co cztery godziny, ucz zasypiać samodzielnie. A my mówimy: odczytuj potrzeby swojego dziecka. Oczywiście, to wymaga czasu i ciągłego przebywania z dzieckiem.
- Życie pokazuje, że nie zawsze jest to łatwe. Jak ma tego dokonać mama, która musi wrócić do pracy, a dziecko oddać do żłobka? Pojawiają się wyrzuty sumienia i pytanie: „Czy jestem dobrą mamą, dobrym tatą?”.
- Wystarczy, jeżeli mama (lub na zmianę z tatą) pozostanie w domu z nowo narodzonym dzieckiem choć przez kilka miesięcy. To dość, by wytworzyła się między nimi silna więź. I gdy dziecko będzie musiało później pójść do żłobka nawet na osiem godzin, zarówno ono, jak i mama znajdą w sobie dość siły, aby to rozstanie było jak najmniej bolesne.
- A gdy mama po pracy odbierze je ze żłobka, to pierwszą rzeczą, jaką może zrobić, to nakarmić je piersią. To najlepszy, bo naturalny sposób na odnowienie więzi między nimi. A w nocy, jeśli dziecko śpi blisko rodziców, to oni wszyscy ponownie ładują akumulatory, wzmacniają poczucie wzajemnej bliskości. Dzięki temu łatwiej im będzie przetrwać rozstanie podczas kolejnego dnia.
Popierają państwo wspólne spanie z rodzicami. Czy przez to dziecko nie będzie później bało się spać samo? Albo gorzej znosiło rozłąkę z mamą czy tatą?
- To tylko dobrze świadczy o rodzinie, gdy również duże dziecko wie, że może o każdej porze, także w nocy, przytulić się do rodziców. To daje mu poczucie bezpieczeństwa. Jednakowo ważne jest spanie razem i czas na wspólną rozmowę – zachowanie otwartości na taki kontakt to dawanie dzieciom narzędzi do tego, żeby później poradziły sobie w życiu.
- Jednym z tych narzędzi jest zaufanie do rodziców. Dlatego to fantastyczne, jeżeli taki 10-latek przychodzi do rodziców, bo wierzy, że może im zaufać, że znajdzie u nich odpowiedzi na nurtujące go zagadnienia, że to u nich najpierw szuka rozwiązania swoich problemów oraz wsparcia.
A jak odróżnić autentyczne potrzeby od zachcianek?
- Gdy dziecko jest malutkie, ma tylko potrzeby, nie ma zachcianek. Potem sprawy się komplikują. Jeśli mówi, że chce ciastko, musimy pamiętać, że tak naprawdę go nie potrzebuje.
- Mama powinna być jego przewodniczką: „To jest dla ciebie zdrowe, a tego nie jedz”. Ważne, żeby poprzez towarzyszenie dziecku w jego wczesnych wyborach dać mu szansę na to, aby samo sobie tę różnicę pomiędzy zachcianką a potrzebą uzmysłowiło i potrafiło później podjąć właściwą decyzję, np.: „Chciałbym dziś obejrzeć film, ale jutro mam sprawdzian w szkole”.
- Istotne jest stopniowe uczenie dziecka, że odkładanie nagrody w czasie jest w porządku. Dzięki temu będzie potrafiło na nią poczekać, nie będzie musiało mieć wszystkiego natychmiast.
Jak je zmotywować, by uczyło się czekać?
Najważniejszy – niestety, wiem, że to trudne – jest przykład, jaki dają rodzice. Swoim postępowaniem pokazują dziecku, jak dokonywać wyborów i jakie mogą być tego konsekwencje, np.: „Zjadłem za dużo słodyczy i boli mnie brzuch. To nie był dobry pomysł...”. Dziecko patrzy i wyciąga wnioski.
Czyli pozwolić na popełnianie błędów i ponoszenie konsekwencji?
- Zdecydowanie tak. To najlepsza nauka. My, jako rodzice, nie możemy zawsze chronić dziecka. Za to dom rodzinny może stanowić takie poletko eksperymentalne, gdzie dziecko w przyjaznym, bezpiecznym otoczeniu może popełniać pierwsze błędy i nie będzie czuło się pozostawione samo z ich konsekwencjami.
Czy dziecko, nad którym rodzice rozpościerają taki parasol bezpieczeństwa, nie będzie już jako dorosły człowiek mniej samodzielne, bardziej wrażliwe i narażone na brutalność?
- Nie, jest dokładnie odwrotnie. Z naszych 40-letnich już badań wynika, że to właśnie dzieci, które przez pierwsze lata życia były wychowane w poczuciu rodzicielskiej bliskości, wyrastają na niezależne. Ma to proste przełożenie – jeśli maluch już od pierwszych dni doświadczy uczucia miłości, bezpieczeństwa i nauczy się ufać dorosłym, to później nie boi się podejmować decyzji. Bo wie, że jego wybory spotkają się ze zrozumieniem.
- Takie dziecko oprócz tego, że jest otwarte na innych, zyskuje cenną umiejętność – potrafi otaczać się ludźmi, którzy go nie skrzywdzą. Takimi, którzy są tak samo empatyczni oraz wrażliwi.
William i Martha Searsowie napisali kilkadziesiąt książek o rozwoju dziecka i jego wychowaniu. W Polsce ukazały się dwie (wyd. Mamania): „Księga Dziecka. Od narodzin do drugiego roku życia”, nazywana biblią młodych rodziców, oraz „Księga Rodzicielstwa Bliskości”, dzięki której rodzice uczą się słuchać dziecka i ufać swojej intuicji.
Tekst: Iwona Herc