Reklama

Prowadź mnie

Częste podróże państwowymi środkami lokomocji dostarczają mi wielu ciekawych obserwacji. Cenię ludzi i lubię patrzeć na relacje, jakie między nimi zachodzą.

Podróże są ku temu wspaniałą okazją. Wysiadając z pociągu, często, pomimo zmęczenia jestem pozytywnie nastawiona do tego, co widzę i słyszę. Niestety, niekiedy bagaż doświadczeń zebranych podczas drogi jest trudny do udźwignięcia.  

"Blanka, szkoda gadać! Co ta twoja nauczycielka znowu wymyśliła?" - tak zaczęła się wypowiedź pani w średnim wieku, która krytycznie oceniała wychowawczynię swojej córki. Świadkiem tego typu rozmów toczących się w obecności dzieci bądź, tak jak w tym wypadku, dialogu między rodzicem a dzieckiem niestety, byłam wielokrotnie.  

Reklama

Rodzic recenzent

Rodzice bez mrugnięcia okiem i bez zastanowienia negatywnie wypowiadają się na temat nauczycieli, księży, lekarzy, jak również oczerniają siebie nawzajem, czego świadkami są dzieci.  

Parę lat temu, badając zjawisko agresji wśród młodzieży gimnazjalnej, doszłam do wniosku, że jedną z podstawowych przyczyn agresywnych zachowań uczniów jest frustracja, czyli stan, w którym nie możemy zaspokoić jakiejś potrzeby, albo zrealizować celu, do którego dążamy.   Przyczyną frustracji młodzieży była niezaspokojona, jak się okazało, potrzeba bezpieczeństwa.  

Abraham Maslow, przedstawiciel nurtu psychologii humanistycznej, autor teorii hierarchii potrzeb, uznał potrzebę bezpieczeństwa za priorytetową. Człowiek, według niego, potrzebuje stabilizacji będącej gwarantem utrzymania jego wartości, takich jak życie, zdrowie, praca, dom, rodzina.   Niezaspokojenie jej powoduje frustrację, niepokój, poczucie zagrożenia, budzi lęk.

Aby potrzebę tę zaspokoić, potrzebujemy innych osób. Każdy z nas wie, że malutkie dziecko czuje się bezpiecznie, kiedy są koło niego rodzice. Oni chronią przed zagrożeniem, są wsparciem, ostoją, pokazują co dobre, a co złe, wskazują drogę i uczą ustawiać bezpieczne granice.  

Potem takimi osobami stają się nauczyciele, trenerzy, instruktorzy, przyjaciele, księża. Osoby, które nazwać można autorytetami.

Obecnie mówimy o kryzysie autorytetów. Brakuje osób, które byłyby wsparciem, przykładem godnym naśladowania i inspiracją, tych, których dzieci i młodzież darzyłaby szacunkiem i zaufaniem. Osób, o których Konfucjusz mówił, że prowadzą, ale nie ciągną za sobą, przynaglają, żeby podążać naprzód, lecz nie stoją nad nami, otwierają drogę, ale nie wiodą nas do celu. 

Brakuje niestety, dzisiaj tych, których śladem młody człowiek mógłby podążać.   Chcąc dzieci i młodzież wychować, przekazać im wartości, ukształtować pozytywne postawy, należy być w ich oczach autorytetem. Okazuje się jednak, że nie jest to łatwe. Na autorytet bowiem trzeba sobie zapracować. Należy go budować w oczach młodego człowieka.  

Skąd taki kryzys?  

Co się stało, że w obecnych czasach mamy do czynienia ze zjawiskiem kryzysu autorytetów? Przecież kiedyś rodzina, kościół, szkoła stanowiły opokę, oparcie. Po głębszym zastanowieniu każdy z nas dojdzie do wniosku, że nie ludzie się zmienili, ale czasy, w jakich żyjemy. Zawsze byli dobrzy i źli, lepsi i gorsi, ale czasy były inne, gdyż rodzic dla dobra dziecka, które nie ma jeszcze ukształtowanej postawy i nie umie samodzielnie oceniać rzeczywistości, nie miałby odwagi rzucić jednego złego słowa na osoby będące ogólnie przyjętymi autorytetami.  

Rodzice okazywali sobie szacunek, a konflikty rozwiązywali w momentach, gdy dzieci nie były tego świadkami. Dawniej pamiętano o tym, co w słowach wyraził E. Ferrer Hortet: "W wychowaniu większą szkodę niż podjęcie błędnej decyzji przynosi sprzeciwianie się współmałżonkowi w obecności dzieci".  

Nie chodzi o hipokryzję, o udawanie, że nie widzimy zła. Należy zastanowić się jedynie, czy nie wyrządzamy krzywdy dzieciom, oczerniając w ich oczach innych. Obecny kryzys autorytetów związany jest bowiem nie tylko z postawami osób, którzy nie potrafią zapracować na swój autorytet.  

Dużą winę ponosimy my  jako rodzice, oceniając, krytykując, a tym samym osuwając dziecku grunt spod nóg. Wszyscy, a szczególnie dzieci, dla zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa, potrzebują oparcia.

Jeżeli pozbawimy dziecko tych autorytetów, straci ono poczucie bezpieczeństwa, zacznie rodzić się w nim lęk, pojawią się zachowania nerwicowe albo zacznie szukać oparcia w grupach nieformalnych, które chętnie zasilą swoje szeregi. Tylko czy tego jako rodzice dla naszych dzieci chcemy?  

Zasada autorytetu jest jednym ze sposobów wywierania wpływu na drugiego człowieka (R. Cialdini "Wywieraniu wpływu na ludzi").  


PsychologiaPrzyKawie.pl

Psychologia przy kawie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy