Najsłynniejsze książki dla dzieci szkodzą!
Świat nie jest biało-czarny. Ludzie nie dzielą się na złych i dobrych. Czasem są tacy, a czasem inni. Czasem sobie radzą, a innym razem nie. Popełniają błędy, próbują i trafiają kulą w płot. Robią innym krzywdę. A wszystko najczęściej z troski, o siebie i o innych. Poranionej, niezgrabnej, niedojrzałej, ale jednak troski. Na początek muszę się do czegoś przyznać.
Odkąd jestem mamą, mam problem z bajkami dla dzieci. Teorię znam świetnie, choć nie wiem już skąd: archetypy, obraz świata, międzypokoleniowa łączność, mądrość ukryta w baśniach. Jednym słowem, rozumiem ich domniemany przekaz podprogowy. Jednak jako osoba, która zawsze robi wszystko na odwrót, uważam, że są zbyt czarno-białe.
Na przykład bajka o Czerwonym Kapturku. Dlaczego właściwie leśniczy jest dobry, a wilk zły? Co mam odpowiedzieć dziecku, które pyta, czy wilka bolało, jak mu brzuch wypchali kamieniami albo jak go leśniczy zastrzelił? Pewnie bolało, ale o tym narrator milczy. Zresztą, według jednej z interpretacji, wilk to czyhający na młode dziewczęta mężczyzna, zazdrosne babcia i mama oczywiście są przeciw. A Czerwony Kapturek?
Dwie siostry Kopciuszka też sprawiają mi kłopot. Czy to ich wina, że mają taką okropną matkę? Że niewychowane albo brzydkie? Czy brzydka nie zasługuje na księcia z bajki? I czy kara, która ją spotyka pomoże jej w przemianie w osobę życzliwą i serdeczną? I dobrze wychowaną w dodatku? A może, gdyby taką siostrę ktoś naprawdę pokochał, odkryłaby, że ma dobre serce, lubi kwiaty i potrafi niejedno, tylko nie wiedziała o tym dotychczas? Przejdźmy jednak do sedna - walka dobra ze złem.
Bezpieczny świat, w którym panują stałe zasady, porządek i struktura. Dobry zostaje wynagrodzony, a złego spotyka zasłużona kara. W ten sposób wychowuje się od tysiącleci: dzieci i dorosłych. Dzięki temu świat nie zszedł jeszcze na psy. A tu nagle przychodzi taka jedna przemądrzała i się czepia. Psycholodzy badający wpływ książeczek dla dzieci z dużą zawartością dydaktycznego smrodku (jak je czasem nazywam) odkryli z zaskoczeniem, że maluchy raczone podobnymi treściami dochodziły do zgoła odmiennych wniosków niż te, których się po nich spodziewali troskliwi dorośli.
Zamiast cierpliwie pochylać główki nad prawdą, że każde zło zostanie wykryte i ukarane, a winowajca z pewnością pożałuje swego postępku, znajdowały w nich inspirację do własnych drobnych "przestępstw" i wybryków. Te, które czytały o tym, że nie wolno braciszka szarpać za włosy, kiedy zabiera zabawkę, postanawiały wypróbować, jaka będzie reakcja braciszka na żywo. Podobnie było z kłamstwami, przywłaszczeniami i innymi kuszącymi pomysłami, które nigdy nie wpadłyby dzieciom do głowy, gdyby nie podpowiedziała im tego usłużna literatura.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego starannie wybieram lektury mojego dziecka i bajki, które ogląda, a teraz, gdy wiek przedszkolny mamy już za sobą, wolę "Piratów z Karaibów" od "Gwiezdnych Wojen". Mianowicie świat nie jest biało-czarny. Ludzie nie dzielą się na złych i dobrych. Czasem są tacy, a czasem inni. Czasem sobie radzą, a innym razem nie. Popełniają błędy, próbują i trafiają kulą w płot. Robią innym krzywdę. A wszystko najczęściej z troski, o siebie i o innych. Poranionej, niezgrabnej, niedojrzałej, ale jednak troski.
Więc hodując tę troskę u mojego dziecka, oglądamy razem Jacka Sparrowa (bohatera serii filmów pt. "Piraci z Karaibów"), który nie zawsze mówi prawdę (a raczej dość rzadko), ale jest pozytywnym bohaterem, Davy’ego Jonesa, który ma złamane serce i poważnie nawalił. Widzimy, że wszystko jest ludzkie, normalne i proste, choć ma w sobie odrobinę magii. Nie ma jednoznacznej kary, choć są porażki i nie ma nagrody, chociaż są chwile szczęścia, jeśli ktoś z nich potrafi skorzystać i je docenić. Nikt nie przechodzi na ciemną stronę mocy. "Poza dobrem i złem jest pole. Tam się spotkamy". To chyba najbardziej znany fragment poezji Rumiego.
Myśląc ocenami, można się poczuć dobrze z samym sobą. Rezygnując z ocen i patrząc na to, co jest, można sobie skomplikować życie. Spotkać drugiego człowieka i poznać go naprawdę, choć nigdy do końca. Więc kiedy mój syn mnie pyta: czy ten wilk był zły, że zjadł babcię i Czerwonego Kapturka? Odpowiadam: nie wiem, a jak ty uważasz? A może on był głodny mamo i nie miał co jeść? Jeśli jest gdzieś granica między dobrem i złem, to raczej nie w naszych sercach, ale w naszych głowach. Odróżnianie dobra i zła jest banalnie proste. Wszyscy to potrafią. Dostrzeżenie, że oprócz mojego dobra jest także twoje dobro, równie ważne, zajmuje czasami prawie całe życie.
Agnieszka Stein, psycholog. Pracowała w Domu Dziecka, ośrodku dla ofiar przemocy. Obecnie współpracuje z przedszkolami i gimnazjum oraz pisze artykuły dotyczące troskliwego rodzicielstwa, między innymi na stronę www.dzikie-dzieci.pl, której jest współtwórcą.