Reklama

Najlepsze przedszkole? Naturalne!

Erin Kenny, założycielka Cedarsong Nature School na Vashon Island w stanie Waszyngton, stwierdziła: "Dzieci nie będą obijać się o ściany, jeśli zlikwidujemy ściany". Właśnie o to przede wszystkim chodziło człowiekowi, który wymyślił przedszkole.

Przeczytaj fragment książki "Natura leczy, czyli co sprawia że jesteśmy szczęśliwsi, zdrowsi i bardziej kreatywni":

Friedrich Fröbel urodził się w 1782 roku niedaleko Weimaru, w samym sercu prastarych niemieckich lasów i dolin porośniętych bujną roślinnością. Jako student historii naturalnej, który przekroczył próg dorosłości zauroczony romantyzmem, był miłośnikiem francuskiego filozofa Jeana Jacques’a Rousseau. "Wszystko wychodząc z rąk Stwórcy jest dobre - pisał Rousseau ku zachwytowi Fröbla - wszystko wyrodnieje w rękach człowieka".

W Emilu Rousseau opowiedział się za pielęgnowaniem ciekawości i wolności u dzieci. To radykalne podejście ostatecznie wywarło wpływ na wszystkie aspekty postępowej edukacji. Za czasów Fröbla dzieci poniżej siódmego roku życia zazwyczaj przebywały w domu lub były oddawane w dzierżawę do tanich żłobków. Fröbel rozumiał, że edukacja przepełniona naturą i sztuką może wpoić gotowość do nauki przez całe życie. Uważał, że dzieci przejmą również umiejętności emocjonalne, takie jak empatia, a także głębokie poczucie łączności z wszelkimi żywymi istotami.

Reklama

W 1837 roku, po kilku latach pracy w szkole podstawowej, założył szkołę dla małych dzieci. Podczas spaceru po lesie (spaceru po lesie!) wymyślił nazwę: Kindergarten - "ogród dzieci" (stąd "ogródki freblowskie"). Dzieci miały tam wchłaniać świat przyrody wszystkimi zmysłami. Miały sadzić rośliny na świeżym powietrzu, ćwiczyć, tańczyć i śpiewać. Miały bawić się prostymi przedmiotami, takimi jak klocki, drewniane kulki i kolorowy papier, poznając w ten sposób, niemal wbrew sobie, uniwersalne prawa geometrii, formy, fizyki i projektowania.

Fröbel nie był zwolennikiem zaplanowanych co do joty programów. Dzieci - mówił - powinny podążać za własną ciekawością i "autoaktywnością". Pomysł przez jakiś czas się sprawdzał, ale pruski rząd, obawiając się wpojenia dzieciom skłonności do swobodnej zabawy, a co za tym idzie także swobody ateistycznego myślenia, zamknął publiczne przedszkola, jeszcze zanim Fröbel zmarł w 1852 roku. Jego koncepcja zdobyła jednak popularność wśród zastępów bogatych, ustosunkowanych kobiet, które stały się fenomenalnie skutecznymi misjonarkami działającymi dla sprawy. "To była drobna perła nowoczesnej epoki, którą nazwano przedszkolem" - pisze Norman Brosterman w pasjonującej historii Inventing Kindergarten (Wynalezienie przedszkola).

Dzieciństwo już nigdy nie będzie takie samo

Niemniej w miarę rozprzestrzeniania się pomysłu w innych krajach, w tym w Ameryce, koncepcja zmieniała się w taki sposób, że Fröbel chyba rzuciłby liczydłem. Sprzeciwiał się sformalizowanym lekcjom dla dzieci w tym wieku i nie chciał nawet umieszczać na klockach liter alfabetu. Pod koniec XIX wieku pedagodzy dostrzegli jednak potrzebę przygotowania dzieci, zwłaszcza z klasy robotniczej, do przemysłowego życia zawodowego. W przedszkolu coraz więcej czasu spędzano w czterech ścianach, a lekcje stały się bardziej programowe. Mimo krótkiego romansu ze szkołami przyrodniczymi w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych amerykańskie przedszkola nadal zmierzały leniwie w stronę siedzącego akademizmu. (...)

Dziś jedna dziesiąta przedszkolaków w Skandynawii spędza niemal całe dnie na świeżym powietrzu, a spory odsetek spędza tak większość czasu. W Finlandii zabawa na świeżym powietrzu jest wpleciona w szkołę podstawową w zaskakującym stopniu: uczniowie powszechnie są wyganiani na zewnątrz co godzinę na 15 minut.

Kiedy byłam w Finlandii, zapytałam nauczycielkę szóstej klasy dlaczego. Johanna Peltola, podobnie jak wielu Finów, była skrajnie pragmatyczna. "Gdy wyjdą na zewnątrz i odetchną świeżym powietrzem, jaśniej myślą" - odpowiedziała. Mimo to, choć amerykańscy eksperci w dziedzinie edukacji wyśpiewują peany na cześć fińskiego systemu szkolnictwa i zachwycają się wysokimi notowaniami tego kraju w globalnych rankingach akademickich, regularnie ignorują wpływ przebywania na dworze. W poświęconym Finlandii rozdziale Najbystrzejszych dzieciaków na świecie Amanda Ripley nawet nie wspomina o zabawach na świeżym powietrzu.

Co ciekawe, w Finlandii odnotowuje się taki sam odsetek dzieci, u których diagnozowane jest ADHD, jak w Stanach Zjednoczonych: 11 procent, głównie chłopców. O ile jednak większość nastolatków w Stanach zażywa leki, większość młodych Finów tego nie robi.

Zabawa w otoczeniu przyrody

Nauka potwierdziła to, w co wierzył Fröbel, a co praktykują Finowie. Zabawa w otoczeniu przyrody sprzyja co najmniej dwóm rodzajom aktywności, o których wiadomo, że wspomagają rozwój poznawczy i emocjonalny dziecka: ćwiczeniom fizycznym i zabawom badawczym. Szeroko zakrojona metaanaliza kilkudziesięciu badań wykazała, że aktywność fizyczna u dzieci w wieku szkolnym (od czterech do osiemnastu lat) poprawia wyniki w najważniejszych aspektach pracy mózgu: IQ, zdolnościach percepcyjnych, werbalnych, matematycznych, gotowości do nauki. Najsilniejsze efekty zaobserwowano u młodszych dzieci.

Co jeszcze ciekawsze, naukowcy na Uniwersytecie Stanowym Pensylwanii odkryli, że umiejętności społeczne u małych dzieci mają większy wpływ na przewidywanie przyszłych sukcesów niż zdolność do nauki. Obserwowali 750 dzieci przez 12 lat. U dzieci, które w ocenie wychowawców przedszkolnych były bardziej zdolne do współpracy, rozwiązywania konfliktów i słuchania innych, istniało mniejsze prawdopodobieństwo bezrobocia, poważnych problemów z nadużywaniem środków odurzających, mieszkania komunalnego czy życia na zasiłku.

W latach siedemdziesiątych Niemcy ufundowały jeszcze ambitniejsze badanie. Naukowcy obserwowali tam absolwentów stu przedszkoli. W połowie z nich program opierał się na zabawie (choć niekoniecznie na świeżym powietrzu), a w połowie - na zajęciach teoretycznych. Wychowankowie uczestniczący w zajęciach naukowych początkowo mieli przewagę, ale już w czwartej klasie zabawowi rówieśnicy wyprzedzali ich we wszystkich skalach służących do pomiaru sukcesów w nauce lub czynników społeczno-emocjonalnych. Niemcy podjęły decyzję, która wzruszyłaby Fröbla, i osłabiły trend korzystny dla naukowych przedszkoli.

Niestety jednak nie stało się tak w Stanach Zjednoczonych, gdzie małe dzieci spędzają za biurkiem więcej czasu niż kiedykolwiek wcześniej. Amerykańskie przedszkolaki w swoich placówkach średnio mają jedynie 48 minut ćwiczeń na dzień, mimo że zalecany poziom to według artykułu z "Pediatrics" z 2015 roku dwie godziny. Jedynie 33 z tych 48 minut jest spędzane na świeżym powietrzu. Badanie opublikowane w "Pediatrics" w 2009 roku wykazało, że 30 procent trzecioklasistów ma mniej niż 15 minut przerwy na dzień, a inna praca dowiodła, że 39 procent uczniów afroamerykańskich nie miało w ogóle przerw, podobnie jak 15 procent białych uczniów.

Rodzice też niespecjalnie pomagają. Jane Clark, profesor na Uniwersytecie Maryland zajmująca się kinezjologią, nazywa dzieci uczące się chodzić "skonteneryzowanymi", ponieważ spędzają coraz więcej czasu w fotelikach samochodowych, krzesełkach do karmienia i wózkach, a potem przechodzą do siedzącego konsumowania treści medialnych. Według badania Outdoor Foundation (finansowanego przez Amerykańską Agencję Parków Narodowych i producentów z branży sportowej i turystycznej) wszystkie dzieci spędzają mniej czasu na świeżym powietrzu, ale największy spadek, aż o 15 procent, odnotowano u dzieci od szóstego do dwunastego roku życia w latach 2006-2014. Dane te obejmują piesze wyprawy, nocowanie na kempingu, łowienie ryb, jazdę na rowerze lub deskorolce, wiosłowanie, obserwację fauny i flory oraz inne aktywności, nie dotyczą natomiast zorganizowanych zajęć sportowych.

W 2004 roku 70 procent amerykańskich matek pamiętało, że jako dzieci swobodnie bawiły się same na świeżym powietrzu, podczas gdy jedynie 31 procent z nich pozwalało na to samo własnym dzieciom pomimo spadku liczby przestępstw. Brytyjskie dzieci też wydają się uwiązane. Od lat siedemdziesiątych dziecięcy "promień aktywności" - obszar w pobliżu domu, po którym dzieci mogą poruszać się bez nadzoru - zmniejszył się o prawie 90 procent, jak wynika z raportu National Trust for Places of Historic Interest or Natural Beauty, brytyjskiej organizacji zajmującej się ochroną zabytków i przyrody. Podczas gdy w 1971 roku pieszo do szkoły chodziło 80 procent siedmio- i ośmiolatków, w 1990 roku było to mniej niż 10 procent.

W Wielkiej Brytanii dwie trzecie uczniów nie wie, że żołędzie rosną na drzewach.

Naturalne antydepresanty

Jeżeli - jak sugerują badania - swobodna zabawa na świeżym powietrzu jest tak ważna dla zdrowia fizycznego i psychicznego dzieci, można spodziewać się informacji o chorobach podczas tej pokoleniowej migracji wewnątrz czterech ścian. I tak rzeczywiście jest, choć trudno bezpośrednio połączyć dolegliwości z określoną przyczyną.

Statystyki są niepokojące: przedszkolaki to najszybciej rosnąca grupa zażywająca antydepresanty w Stanach Zjednoczonych. Ponad 10 tysięcy amerykańskich przedszkolaków jest leczonych na ADHD. Nastolatkowie mają obecnie od pięciu do ośmiu razy bardziej istotne klinicznie wyniki w kwestii lęku czy depresji w porównaniu z młodymi ludźmi urodzonymi w latach pięćdziesiątych. Od 1999 roku odsetek samobójstw w USA wzrósł w prawie wszystkich grupach, ale najwyższy wzrost - o 200 procent - odnotowano wśród dziewcząt między dziesiątym a czternastym rokiem życia.

Powszechnie wiadomo, że częstość występowania otyłości wśród dzieci wzrosła trzykrotnie, natomiast w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich 30 lat znacznie wzrosła także liczba przypadków alergii i astmy. Według danych Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC, Centers for Disease Control and Prevention) prawie jedno na dziesięcioro dzieci ma niedobór witaminy D. To 7,6 miliona dzieci. Mało tego - dwie trzecie, kolejne 50,8 miliona, ma "niewystarczającą" ilość witaminy D. Światło słoneczne jest potrzebne do różnego rodzaju procesów zachodzących w naszym organizmie: od regulowania snu i rytmu dziennego przez umożliwianie właściwego wzrastania kości aż po wzmacnianie odporności.

Problem jest na tyle poważny, że w niektórych rejonach Wielkiej Brytanii i USA znów zaczyna się pojawiać krzywica - choroba spowodowana niedoborem witaminy D, która w zasadzie została wyeliminowana. W ciągu ostatnich piętnastu lat u dzieci z obu krajów częstość występowania wzrosła czterokrotnie.

Kiedy zostawi się małe dzieci w otoczeniu przyrody, nawet jeśli to tylko trawnik albo jakieś krzaki, od razu zaczynają się ruszać. W szkołach z konwencjonalnymi miejskimi placami zabaw chłopcy zazwyczaj biegają więcej niż dziewczęta. Jednak przeprowadzone w Szwecji badania wykazują, że różnica w aktywności między chłopcami i dziewczętami zmniejsza się w bardziej naturalistycznym środowisku. Natura niweluje podział zabaw według płci. Poza tym dzieci z leśnych przedszkoli chorują rzadziej niż ich rówieśnicy spomiędzy czterech ścian, a także dysponują zdrowszą i bardziej zróżnicowaną florą bakteryjną w organizmie.

Fragment książki "Natura leczy, czyli co sprawia że jesteśmy szczęśliwsi, zdrowsi i bardziej kreatywni", Florence Williams. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Premiera: 16 maja 2018r.

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy