Reklama

Czesław Mozil: W Polsce dzieci traktuje się jak debili

- Dzieci w Polsce nie mają prawa ani myśleć, ani wiedzieć - twierdzi Czesław Mozil, krytykując metody wychowawcze rodaków. Dlaczego tak sądzi?

Magdalena Tyrała: Współtworzysz firmę, która projektuje odzież dla dzieci. Skąd ten pomysł?

Czesław Mozil: - To było moje marzenie. Zawsze zazdrościłem zespołom metalowym t-shirt’ów, które ich fani kupują, i w których chodzą po ulicach. Uświadomiłem sobie jednak, że fani Czesław Śpiewa nie będą raczej chodzić w takich t-shirtach. Pomyślałem więc, że skoro fani-rodzice nie będą chodzić w takich koszulkach, to może zaproponuję coś ciekawego dla ich dzieci...

- Potem spotkałem Dorotę Zielińską, projektantkę i stylistkę, która jest także moją przyjaciółką. Pożaliłem się jej, że jestem wujkiem i ilekroć chcę kupić coś dla synka swojego przyjaciela, mam ogromny problem. A wynika on ze złej jakości ubrań dla dzieci, nudzie w modzie dziecięcej i tendencji, z jaką myśli się o niej. Na dodatek podział na płeć jest w niej obowiązkowy - dziewczynka musi chodzić ubrana jak księżniczka, a chłopiec jest nijaki. Przecież płeć dziecka widać już z kilku metrów.

Reklama

- Pamiętam też sytuację, gdy chciałem kupić dziewczynie bieliznę. Mój kolega powiedział mi wtedy: "Kupuj bieliznę dotykiem, czyli wybierz to, co sam chciałbyś mieć na sobie". No i skończyłem na zakupie bardzo drogiej bielizny (śmiech). Ale podobnie było, gdy szukałem fajnego ubranka dla dzieciaka.

Też kierowałeś się dotykiem?

- Oczywiście.

W tych wszystkich okolicznościach narodził się CzesioCiuch?

- Tak, ale na początku trochę przerosło nas to, w jakim tempie firma rośnie. Mamy dopiero roczek, a dzieją się już takie fajne rzeczy. Myślę, że rok 2014 będzie dla nas przełomowy. Dorota przekształciła styl CzesioCiucha w mój styl - taki streetowy - i przełożyła to na uniseks dla małego człowieka. Cieszymy się ogromnie, bo jest to takie nasze wspólne dziecko. Chcemy być alternatywą do tego, co jest na rynku.

Na waszej stronie przeczytałam, że ten styl ma podkreślić indywidualizm dziecka.

- Jeżeli trzyletni synek mojej przyjaciółki mówi do niej: "Mamusiu, ładniej ci w tej bluzce do tej spódniczki niż w tamtej", to oznacza, że on już ma swój gust.

- Moi rodzice też zawsze podkreślają w opowieściach, że jako czteroletni chłopiec miałem ulubione trampki i tylko w nich chciałem chodzić. Wszystkie inne były przy nich beznadziejne. Czy to nie cudowne, że dzieciaki mogą się poczuć ważnie i fajnie w tych swoich ubrankach? Nie o to chodzi, żeby czuli się lepsi wobec innych dzieciaków, ale żeby ich ubrania były cool.

Ale czy już na tym etapie, u małych dzieci, warto podkreślać indywidualizm ubiorem? To jest przecież nic innego jak generowanie w dziecku potrzeb konsumpcyjnych.

- Podkreślać indywidualizm? Tak! Generować potrzeby konsumpcyjne? Niestety, nie da się tego przecież obecnie uniknąć. W końcu już te najmniejsze dzieci, które mają kontakt z rówieśnikami, są na to skazane. Jeden ma samochodzik ze znanej bajki, drugi też ma potrzebę go mieć. Mnie zależy jednak najbardziej na tym, by każde dziecko czuło się wyjątkowo.

Poprzez ubiór?

- Też, bo w wychowanie przez rodziców nie mogę się przecież wtrącać. Chociaż w jakimś stopniu trochę mogę ich sprowokować. Ale nie wprost.

Co masz na myśli?

- W tej chwili tworzymy ubranka z symbolami, których jeszcze nie wypuściliśmy na rynek, a które niosą przekaz, są formą komunikacji. Wyobraź sobie taką sytuację: dzieci spotykają się na podwórku, jedno z nich tłumaczy, że jego mama mówi, że ten motyw na jego koszulce znaczy, żebyśmy dbali o tych słabszych... Czy to nie jest uczenie dziecka indywidualizmu?

- Chodzi o wytworzenie w dziecku takiej świadomości, że np. pomaganie słabszym jest piękne, że powinniśmy być odpowiedzialni za drugą osobę. Coraz mniej osób reprezentuje takie podejście. Czy to nie jest naprawdę super, że uczymy dziecko budowania poczucia wyjątkowości na czymś takim?

Przekonałeś mnie.

- Moja mama, jak i wiele moich koleżanek mam mówiło mi, że ich dzieci, nawet te trzyletnie, mają już własne zdanie co do ubrań. Wolą ubrać się w coś bardziej od czegoś.

A zaczyna się to wraz z buntem dwulatka...

- Tak, potrzeba jakiejś namiastki samostanowienia o sobie zaczyna się pojawiać właśnie w okresie buntu dwulatka. Dziecko zaczyna chcieć mieć wtedy wpływ na coś. Na ubrania również.

I często jedyną sensowną metodą na owy bunt jest wtedy właśnie danie dziecku możliwości podjęcia decyzji, danie wyboru: to albo to.

- To jest właśnie ta potrzeba indywidualizmu u dziecka, na którą chcemy dać mu szansę.

Mieszkałeś przez wiele lat w Danii, masz więc porównanie dwóch systemów wychowawczych. Tam się wychowałeś, wracałeś do Polski i nawet wróciłeś teraz na stałe, jako dorosły człowiek. Widzisz jakieś różnice? Jak postrzegasz Polskę na tle Danii?

- Najbardziej uderza mnie to, że mocno tkwimy w stereotypach rodzinnych. Jak np. widzę reklamę banku, który przekonuje do wzięcia kredytu, to widzę mężczyznę, matkę i dwójkę dzieci. Inaczej kredytu w Polsce nie dostaniesz, jeśli nie jesteś szczęśliwą rodziną z dwójką dzieci. A co ma zrobić samotna matka czy ojciec?

- Poza tym bardzo rzuca mi się w oczy to, że w Polsce ludzie traktują dzieci jak debili. Przepraszam, ale tak to czuję. W Danii swego czasu grałem w teatrze dla dzieci i jeździłem z nim po całym kraju. Ten projekt miał na celu poruszać różne ważne i trudne tematy, takie jak rozwód, kłótnia, śmierć, wojna, dręczenie słabszego, a nawet seks. I w Danii normalnie się o tym rozmawia, a w Polsce są to cholerne tematy tabu...

- Kiedyś napisała do mnie fanka, która opowiedziała mi, że została wezwana na poważną rozmowę do przedszkola swojego synka, bo on chodzi tam i śpiewa: "Kiedy tatuś sypiał z mamą, mama była smutna rano". To jest piosenka Czesław Śpiewa. I ona tłumaczyła przedszkolance, że słuchają z mężem Czesław Śpiewa i tłumaczyli dziecku, że to jest piosenka o tym, jak tata się kłóci z mamą. I że jak synek spotyka czasem ojca na kanapie rano, to ojciec mówi, że pokłócił się z mamusią, ale że zrobi wszystko, by się z nią pogodzić i wrócić znowu do sypialni.

- Ale takie rozmowy z dzieckiem, nie oszukujmy się, taka otwartość na nie to w Polsce  rzadkość. Przedszkolanka była oburzona... Czy musimy gadać z dzieciakami na poziomie guczi guczi, puczi puczi? W Polsce to niestety standard. I to z kolei oburza mnie.

Czyli w Polsce nie traktuje się dzieci na równi, nie daje się im prawa myśleć i nie pozwala próbować czegoś ważnego zrozumieć? Nie rozmawiamy z nimi po prostu. To racja.

- Nie mają prawa myśleć i nie mają prawa wiedzieć, co się dzieje. Jak się rodzice kłócą, to myślą, że dzieci tego nie słyszą. Nawet nie próbują podejmować trudnych tematów. A to jest przecież proza życia... Dziecko, któremu się nie wytłumaczy trudnej sytuacji, może się za nią po prostu obwiniać. Poza tym uważam, że traktowanie dzieci jak debili to zwyczajny brak szacunku do nich.

W Danii tego nie ma?

- Na pewno traktuje się dzieci inaczej - jak małych ludzi, którzy mają swoje myśli, marzenia i obserwują to, co się dzieje, obserwują świat, który rodzice pomagają im zrozumieć.

Czy uważasz, że ta opieka państwa, system opieki prorodzinnej w Danii wpływa na relację rodzic-dziecko, na jej jakość?

- W Polsce jest z tym dramat. Przede wszystkim fajnie jest obserwować kolegów Duńczyków, którzy cieszą się idąc na urlop tacierzyński.

Polityka proojcowska w Danii rozwija się  już od lat 70., Polska jest więc z tym jakieś 30 lat do tyłu, bo u nas to dopiero, niestety, raczkuje. Ale w Polsce jak matka idzie na urlop macierzyński często gryzie paznokcie z nerwów czy będzie miała co do garnka włożyć i czy będzie miała jeszcze możliwość powrotu do pracy. W Danii pewnie nie ma z tym problemu.

- Powiem ci szczerze, że ja nie miałem pojęcia, że może być inaczej. Naprawdę nierzadko słyszę, że ludzie nie mają tu na chleb, bo stali się rodzicami, a państwo w żaden sposób ich nie wspiera. To jakiś absurd, jakaś abstrakcja.

- Jestem jeszcze singlem, więc nie mam tego problemu bezpośrednio, ale w Danii w ogóle taka sytuacja nie wchodzi w grę. Państwo powinno pomóc stworzyć warunki do tego, aby rodziły się dzieci. A w Polsce mam wrażenie, że dzieje się zupełnie na odwrót - państwo rzuca rodzicom kłody pod nogi. Ja, żeby zostać w Polsce ojcem, musiałbym wywrócić swoje życie do góry nogami.

Czy dzieci są szczęśliwsze w Danii? Czy obserwujesz, że pomoc państwa wpływa na relację rodziców z dziećmi?

- Wiesz, jak wszystko jest pod górkę, a jeszcze na dodatek np. rodzi ci się dziecko niepełnosprawne, to w Polsce rodzic zostaje z problemem zupełnie sam. I albo go stać na leczenie, rehabilitację, albo nie.

- W Danii swego czasu byłem pomocnikiem niepełnosprawnego chłopaka, który był całkowicie sparaliżowany od góry w dół. A byłem zatrudniony dla niego przez... państwo. Ja dla niego gotowałem, nocowałem u niego, byłem dla niego przez 24 godziny na dobę. To pozwalało mi łączyć pracę z muzyką - pracowałem 7 razy w miesiącu, po 24 godziny. A on mógł niezależnie od swoich rodziców funkcjonować.

- Państwo tam na każdym etapie pomaga, na początku rodzicom, a później osobie niepełnosprawnej się w miarę usamodzielnić. Dania jest odpowiedzialna za swoich obywateli, za wszystkich. W Polsce to tylko marzenie. Ja i tak jeszcze chyba mało wiem, mało widzę, bo sam jeszcze nie jestem zmuszony radzić sobie jako rodzic z polską rzeczywistością.

Lubisz dzieci?

- Uwielbiam je! Wiesz, ja pracowałem swego czasu w przedszkolu...

Czego ty nie robiłeś?!

(Śmiech) - Pracowałem w przedszkolu jako pomocnik pedagoga. I byłem jedynym mężczyzną na tym stanowisku. Na akademii muzycznej z kolei prowadziłem warsztaty dla dzieci. Moim drugim przedmiotem była elementarna muzyczna pedagogika.

Na czym polegały te warsztaty?

- Prowadziłem je dla matek i ich trzymiesięcznych dzieci. Nie wiem, czy wiesz, ale absolutnie najpiękniejszy głos dla dziecka to głos jego matki. Bez względu na to, jak bardzo ona fałszuje. Zapomnieliśmy wszyscy o tym, dlaczego muzyka jest piękna. A nawet, gdy ktoś śpiewa pięknie i czysto, może się zdarzyć, że nas nie wzrusza, bo liczy się tak naprawdę przekaz, uczucia, jakie wyrażamy podczas śpiewania, ich prawdziwość.

- To było cudowne, bo obserwowałem, jak przez trzy tygodnie powtarzaliśmy z tymi mamami piosenki i jak dzieciaki wariowały na dźwięk tej, którą słyszały regularnie przez ten okres. Nowe piosenki dzieci tylko badały. To było niezwykłe i mocne przeżycie.

Użyczasz głosu bałwankowi w bajce "Kraina lodu" Disneya. Współtworzysz odzież dla dzieci. Czy muzykę też będziesz kiedyś chciał dla nich tworzyć?

- Dzieci słuchają najczęściej tego, co ich rodzice. Uważam, że nie ma czegoś takiego, jak muzyka dla dzieci. To mnie trochę prowokuje. Naprawdę dużo otrzymuję informacji od fanów, że moja muzyka jest uwielbiana przez ich dzieciaki. I to jest cudowne.

- Chociaż... Koleżanka, która wykonuje masaż Shantal dla niemowląt poprosiła mnie niedawno, bym do rymowanki, którą podczas niego wypowiada, napisał muzykę razem z Czesław Śpiewa. Bardzo chcemy to zrobić. Ale dedykowanej dla dzieci płyty nie planuję, bo uważam, że nie ma takiej potrzeby.

Zdecydujesz się kiedyś na dzieci?

- Póki co nie myślę o tym, bo na razie jest to dla mnie zbyt duża odpowiedzialność. Jeszcze nie jestem na to gotów. Ale chciałbym...

Wychowywałbyś je w Danii czy Polsce?

- Myślę, że jestem skazany na Polskę. Wszystko zależy też od tej drugiej połówki, z którą będę je miał. Ale jestem w idealnej sytuacji, bo mam te dwa kraje do wyboru, i z obu zamierzam brać wszystko to, co najlepsze.

No tak, ale jak cię już szlag trafi, to zawsze możesz się wyprowadzić do Danii, do rodziny.

- Chciałbym wychować dzieci w kraju, który szczerze kocham. Ale zależy mi też na tym, by moje ewentualne dzieci doświadczyły zadowolonego, szczęśliwego z życia ojca. Jeśli nie będzie to możliwe w Polsce, to się zobaczy. Zawsze mam alternatywę.


***

13 grudnia 2013 r. o godz. 19:00 w Centrum Kultury Rotunda w Krakowie odbędzie się koncert charytatywny zespołu Cochise, którego frontmanem i wokalistą jest Paweł Małaszyński. Imprezę organizuje Fundacja Psi Los, a cały dochód z niej przeznaczony zostanie na bezdomne i potrzebujące, szczególnie zimą, zwierzęta z Krakowa i jego okolic.

Podczas koncertu odbędzie się aukcja dobroczynna. Jako, że wiernym przyjacielem i miłośnikiem zwierząt, a także przyjacielem fundacji jest Czesław Mozil, postanowił on, zgodnie ze swoim nieprzeciętnym stylem i dobrze znanym Polakom poczuciem humoru, podarować do licytacji swoje, uwaga... zdrowie. Spotkaj się z Czesławem i napij (wódki, drinka, soku, wody) to jedna z opcji do wylicytowania, obok obiadu z Pawłem Małaszyńskim i zespołem Cochise oraz godzinnym bieganiem z Maćkiem Stuhrem.. Czesław będzie także gościem specjalnym podczas koncertu!

Na koncert i licytację zaprasza Czesław Mozil: ZOBACZ!



INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Czesław Śpiewa | wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy