Reklama

​Co przywiozłeś z wakacji? Pourlopowe nadwyżki?

Początek marca to istne szaleństwo w gabinetach dietetycznych. Nazywamy to "akcją bikini". Zaczyna się nerwowe odliczanie i "szycie ciała na miarę". Zawsze mnie to przeraża. Myślenie życzeniowe, niby charakterystyczne dla świata dziecka, a jednak powszechnie obecne w głowach osób dorosłych. Jak inaczej nazwać przekonanie, że zmienię sposób żywienia na kilka tygodni i na zawsze będę już szczupły?

Wciąż nie brakuje chętnych do eksperymentów, których celem jest jak najszybsza redukcja masy ciała. Jak w kilka tygodni zrobić z siebie modela? Cóż, sposoby są różne. Dla wielu istotna jest jedynie cyfra, jaką wskaże waga, nie patrzą zatem na konsekwencje zdrowotne. Po "ociosaniu" ciała ze zbędnych fałdek wyjeżdżają na wymarzone wakacje. Nierzadko "All inclusive" - proszę wybaczyć, ale oryginalna nomenklatura musi tu zostać przytoczona.

I co się dzieje? Wygłodzeni i zmęczeni do granic możliwości, bo nierzadko w pośpiechu zgubili 5-10 kilogramów, rzucają się bez umiaru na suto zastawione stoły. Pojawiają się słodycze i drinki.

Reklama

Nie wszystkim jest potrzebny wypoczynek z kolorową opaską na nadgarstku. Wakacje w Polsce też są świetną okazją do zgromadzenia tkanki tłuszczowej i przywiezienia kilku dodatkowych kilogramów. Najtrwalszy prezent, niestety. Na każdym rogu czyhają budki z lodami, goframi i innymi smakołykami. Niby serwujemy je dzieciom, a jednak sami też chętnie sobie pozwalamy. "W końcu wakacje, raz się żyje" - tak zwykliśmy się tłumaczyć.

Wyobraźmy sobie przez chwilę sytuacje z punktu widzenia pojedynczej komórki naszego ciała. Był czas katorżniczego postu, a teraz wakacyjna kilku- kilkunastodniowa czy nawet kilkutygodniowa uczta bez hamulców. Podczas postu przewód pokarmowy zwolnił i wyciszył się. Machina procesu trawiennego nie uruchomi się natychmiast do pracy na wyśrubowanych obrotach.


  To nie jest odkrywanie Ameryki. To są fakty oczywiste dla wszystkich. Dlaczego więc w pełni świadomie co roku fundujemy naszym ciałom te same katusze, istną karuzelę żywieniową. Przywozimy z wakacji 2-3 fałdki więcej, spokojniejsi, bo we wrześniu raczej nie trzeba będzie pokazywać się na plaży. Z ulgą sięgamy do szafy po jesienną garderobę, albo biegniemy do sklepu po większy rozmiar. Gruby jesienny sweter ma bezpiecznie skryć to, co stało się z naszym ciałem.

Jednak żadne ubranie, ani jesienny koc nie są w stanie unicestwić konsekwencji stresu w komórkach. Huśtawki i ciągłe zaburzenia naturalnego rytmu odżywiania, głodzenie, przejadanie się, spożywanie pokarmów mimo braku odczuwanego głodu, to standardowe katusze, jakie jesteśmy w stanie co roku fundować swojemu organizmowi. Po co? "Bo chcemy przywieźć z wakacji ładne zdjęcia"? Różne już odpowiedzi słyszałam.

A może już czas popatrzeć na swoje ciało z szacunkiem i zacząć je odżywiać, a nie traktować jak egzemplarz wystawowy, który możemy bezkarnie szlifować? Opisany scenariusz wiele osób serwuje sobie regularnie każdego roku i ze zdziwieniem przychodzi do gabinetu dietetycznego, informując, że etapy głodowej diety nie przynoszą już tak spektakularnych efektów jak kiedyś. Cóż, jakoś się nie dziwię.

Jesień powoli wysyła nam swoje sygnały. Lato, a przynajmniej wakacje 2016 odchodzą do historii. Może w tym roku pomyślisz o zdrowiu swojego ciała, o jego odżywieniu. Wymarzona waga pojawi się jako efekt uboczny, bardzo przyjemny.

Życzę zdrowia i mądrych wyborów.

Ewa Koza, dietetyk, autorka bloga mamsmak.com, MAM s’MAK na życie

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dieta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy