Reklama

DDD - dorosła dziewczynka z rodziny dysfunkcyjnej

Jeśli w dzieciństwie nie miałaś poczucia bezpieczeństwa i wsparcia, w dorosłym życiu możesz borykać się z wieloma problemami. Być pełna lęku albo przeciwnie – udawać, że niczego się nie boisz...

O tym, jak uporać się z przeszłością, pisze w swojej nowej książce psychoterapeutka Eugenia Herzyk, z którą rozmawiała Katarzyna Troszczyńska.

Skąd wziął się termin „dorosła dziewczynka z rodziny dysfunkcyjnej”?

Eugenia Herzyk: - Od DDA, czyli Dorosłych Dzieci Alkoholików. Okazało się, że z podobnymi problemami borykają się także osoby, które w dzieciństwie doświadczyły innych traum: przemocy fizycznej lub psychicznej, nadużyć seksualnych, braku opieki i miłości, surowej dyscypliny, ale czasem też nadopiekuńczości. DDD weszła w życie z deficytami utrudniającymi jej zdrowe relacje ze sobą i światem.

Reklama

Z jakimi brakami żyje taka osoba?

- Najpoważniejszy to brak poczucia bezpieczeństwa. Rozwija się u dziecka, gdy już zaspokojone są jego podstawowe potrzeby: jedzenia, snu, ciepła i przytulenia. Później dochodzi potrzeba akceptacji, wsparcia, szacunku i stabilizacji, a gdy się tego nie dostaje, nie ma mowy o wykształceniu się wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa. U dorosłej kobiety objawia się to dwoma skrajnymi postawami – albo szukaniem wsparcia i nadmiernym przywiązywaniem się do innych, albo koncentracją na karierze, pieniądzach, przy jednoczesnym unikaniu zaangażowania w relacje.

- Kolejny deficyt DDD dotyczy kobiecości. Najważniejsza w kształtowaniu się tożsamości płciowej dziecka jest jego relacja z rodzicami. Obserwacja ról, jakie matka i ojciec odgrywają w rodzinie, tego, jaki mają do siebie stosunek. Istotne jest też to, jak traktują seksualność - czy jest to dla nich temat tabu, czy nie. Zaburzenia w tej sferze wpływają na deficyty kobiecości. Również nadużycia seksualne, brak szacunku dla fizycznych granic dziewczynki wyrządzają jej ogromną krzywdę. Taka kobieta w dorosłym życiu odcina się od sfery seksualnej albo wręcz przeciwnie – zatraca się w niej.

- Trzeci deficyt dotyczy poczucia własnej wartości. Mądrzy rodzice pozwalają określić córce swoją tożsamość. Nie narzucają jej wzorców, nie krytykują. Są życzliwymi obserwatorami. Ale potrafią też powiedzieć: „Twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się nasza!”. Pokazując, że jest ważna, uczą ją zarazem szacunku dla innych ludzi.

A co się dzieje, gdy tego nie robią?

- Jeśli dziewczynka musi zasłużyć na akceptację rodziców, spełniając ich oczekiwania, w przyszłości nie będzie wiedziała, co jest dla niej samej istotne. Będzie natomiast doskonale wyczuwała, co jest ważne dla innych. Zacznie spełniać ich żądania, żeby poczuć się wartościowa. Będzie też dostosowywać się do tego, co jest aprobowane społecznie. Chyba że zamieni się w kobietę dominującą: nie będzie umiała przyjmować krytyki, godzić się z porażkami, stanie się zbyt pewna siebie i arogancka. Wszystko po to, żeby nie skonfrontować się z wewnętrznym bólem, że ktoś kiedyś jej nie akceptował.

Większość z nas może być DDD, bo nie ma domów idealnych...

- To prawda. Dotykają nas przecież wydarzenia, na które nie miałyśmy wpływu, choćby rozwód rodziców czy śmierć kogoś bliskiego. Wiele zależy od tego, jak traktowano nasze emocje w związku z trudnymi sytuacjami. Pozwalano je wyrażać, kazano tłumić czy wyśmiewano?

Po czym poznać, czy jesteśmy DDD?

- Pierwszym sygnałem jest ciągły niepokój, smutek, kiedy nie potrafimy radzić sobie z emocjami. One albo przejmują nad nami kontrolę, albo blokujemy je, stosując różne formy ucieczki. DDD w jakimś stopniu zawsze są ekstremalne. Z jednej strony to ambitne karierowiczki, które uciekają przed bliskością. Na drugim biegunie są typy bluszczy: uległe, ciepłe, walczące o akceptację.

- Ta skrajność może dotyczyć tylko jednego obszaru w życiu. Na przykład wciąż zmieniamy posady, partnerów, nigdzie nie możemy zagrzać miejsca. Albo wprost przeciwnie – jak raz sobie coś postanowimy, trzymamy się tego za wszelką cenę. Nie bacząc na to, że za upór i brak elastyczności ponosimy ogromne koszty.

Pisze pani, że od nas zależy, czy odzyskamy wewnętrzną moc. Czym ona jest?

- Dzięki niej nie musimy już dopasowywać się do innych. Ale nie oczekujemy też, że inni to zrobią. Nie zabiegamy o uczucie. Jesteśmy odporne na krytykę, na zranienia. Nie manipulujemy i nie dajemy sobą manipulować. I w końcu: nie potrzebujemy zewnętrznego świata, żeby czuć się wartościowe i kobiece.

- Jeżeli posiadamy wewnętrzną moc, potrafimy tak uzupełnić deficyty z dzieciństwa, że już do dobrego samopoczucia nie jest nam niezbędna czyjaś aprobata.

Ale jak to można zrobić?

- Najważniejsze jest od budowanie przekonania, że poradzimy sobie niezależnie od tego, co przyniesie los, że potrafimy o siebie zadbać. Zacznijmy od docenienia własnych możliwości. Nie muszę polegać wyłącznie na innych. Mam dwie ręce, jestem inteligentna, pracowita, dam radę.

- Bardzo przydatne są rozmaite grupy wsparcia, warsztaty – na nich spotkamy kobiety, z którymi możemy podzielić się doświadczeniami. Żeby mieć siłę, dobrze jest zadbać o zdrowie, zrezygnować z używek, dużo spać, odpoczywać. Nauczyć się żyć tak, by oszczędzać energię.

Jak pracować nad swoją kobiecością?

- Przede wszystkim należy odzyskać kontakt ze swoim ciałem. Ogromne znaczenie ma taniec i obcowanie z naturą, które posiadają właściwości terapeutyczne. A także aktywność fizyczna, pływanie, ćwiczenia. Dobrze wyrzucić z siebie dawne zranienia, nazywając je. Trudna relacja z matką? Przemoc w domu? Mobbing w szkole? Na moich warsztatach uczestniczki wypisują na kartkach bolesne sytuacje, których doświadczyły w przeszłości.

- Zaczynają rozumieć, że przez te wszystkie zdrady, odrzucenia, wpadały w nałogi, uzależniały się od toksycznych mężczyzn. W procesie odzyskiwania poczucia własnej wartości ważna jest kolejność. Jeśli przychodzi do mnie kobieta uzależniona od partnera nie tylko psychicznie, ale także finansowo, to jak może poczuć się wolna bez wcześniejszego zerwania ekonomicznych więzów? Najpierw powinna więc zatroszczyć się o swoją samodzielność, a dopiero potem o emocjonalną niezależność.

A może ktoś chce być ofiarą? Narzeka, ale przywykł do roli osoby cierpiącej?

- Naturalnie, można być przyzwyczajonym do pewnych zachowań, np. do wyuczonej bezradności, niechęci do ryzyka, wyręczania się innymi. To w gruncie rzeczy nawet wygodne. Zmiana zawsze stanowi wyzwanie, bo wiąże się z opuszczeniem tzw. strefy komfortu. Może nie czułyśmy się w niej zbyt dobrze, ale było to jednak coś znanego.

- Jeżeli decydujemy się na zmiany, mierzymy się z tym, co w nas słabe. Wtedy nieuchronnie pojawią się nieprzyjemne uczucia: wstyd, złość, żal. Warto się więc zastanowić, jakie czerpiemy korzyści z obecnej sytuacji. Może lubimy być dorosłą dziewczynką? Do wysiłku potrzebna jest silna motywacja: „chcę poznać siebie”, „chcę decydować o sobie”. Rozwój osobisty naprawdę może nam to wszystko dać.

-----

„Dorosłe dziewczynki z rodzin dysfunkcyjnych. Jak odnaleźć poczucie bezpieczeństwa, kobiecości i własnej wartości?" Eugenia Herzyk, Świat Książki

Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy