Reklama

Przyjaciółka mnie zdradziła

Byłyście jak dwie połówki pomarańczy. Zawsze mogłyście na siebie liczyć. Tak było do dnia, w którym zostałaś zdradzona.

Przyjaciółka to oprócz rodziców pierwsza ważna osoba w twoim życiu. Powierzasz jej wszystkie swoje sekrety, marzenia, po prostu zna ciebie jak nikt! Bez kobiecego wsparcia i ciepła trudno byłoby nam przetrwać pierwsze zawody miłosne i rozczarowania.

Jest przecież tyle rzeczy, o których nigdy nie powiesz mamie albo partnerowi. Nie mówiąc o tym, że nikt nie doradzi ci tak jak ona. Dlatego staje się kimś wyjątkowym. Nic więc dziwnego, że zdrada przyjaciółki potrafi zaboleć bardziej niż zdrada mężczyzny.

Czasem łatwiej jest pozbierać się po końcu miłości niż po ciosie, który zada nam ktoś, kogo obdarzamy bezgranicznym zaufaniem. Co robić, gdy spotka nas taki zawód? W pierwszym odruchu starasz się znaleźć wytłumaczenie i na- prawić wasze relacje.

Reklama

Czy jednak to zawsze jest konieczne? Gdy zdrada była bolesna, odbudowanie przyjaźni może okazać się niemożliwe. Wprawdzie przyjaźń jest uważana za jedną z najcenniejszych wartości, lecz psycholodzy zwracają uwagę, że ona też podlega ewolucji. Niekiedy lepiej zamknąć ten rozdział...

Mam rodzinę i dla niej brakuje mi czasu

Marta, 34 lata, naukowiec biolog

Wychowałyśmy się razem na warszawskim Grochowie a koledzy mówili o nas Maria- -Marta, bo stanowiłyśmy jedność. Nawet zadrapania na kolanach miałyśmy jak w lustrzanym odbiciu.

W liceum obiecałyśmy sobie: jeżeli kiedykolwiek wyjdziemy za mąż, będziemy sobie świadkować. Potem nasze drogi się rozeszły.

Ona studiowała w Poznaniu, ja zostałam w Warszawie. Poznałam przyszłego męża. Marii w sprawach sercowych się nie układało. Miała romanse, przelotne przygody, później została kochanką żonatego faceta, który w końcu i tak ją zostawił.

Po moim ślubie zapadła cisza

Po każdym rozstaniu dzwoniła i płakała do słuchawki. Czasem jeździłyśmy razem do spa, gdzie przegadywałyśmy całe noce. Moje życie emocjonalne było ustabilizowane, z Andrzejem czułam się bezpieczna i szczęśliwa.

Maria trochę ze mnie żartowała: „Ależ ty jesteś monogamiczna!”. Kiedyś poprosiłam ją na świadka. „Wychodzisz za mąż? Zwariowałaś?!” – żachnęła się i w jej głosie usłyszałam nieskrywany żal.

„Siostro, przecież obiecałyśmy sobie, że będziemy świadkami na naszych ślubach! Chyba nie chcesz mnie zostawić w tej sytuacji!?” – usiłowałam całą sprawę obrócić w żart, chociaż zaskoczyła mnie jej reakcja. Byłam jednak przekonana, że kiedy przyjedzie i zobaczy mnie w ślubnej sukni, duet Maria-Marta wróci.

Niestety... Przyjechała, świetnie wywiązała się ze wszystkich obowiązków, ale cały czas sprawiała wrażenie zasmuconej. Pytałam oczywiście, co się stało, ale zbyła mnie półsłówkami, a ja nie miałam ochoty drążyć tematu. Po moim ślubie zapadła cisza.

Czasem tylko przysyłała mi e-mail, sporadycznie dzwoniła. Kiedy moja córeczka Asia miała pięć miesięcy, zapowiedziała się z wizytą.

Życzenia przez Facebook

Otworzyłam jej drzwi w poplamionym T-shircie i zapłakaną małą na ręku. „Jesteś szczęśliwa?” – spytała zdziwiona. Wybąkałam, że owszem, tak. I zrobiło mi się przykro. Nie byłam szczęśliwa ani zadowolona, tylko niewyspana i zaniedbana.

Ona za to wyglądała olśniewająco: długie, złote włosy i elegancka sukienka. Usiadłyśmy, a Maria zaczęła od pretensji. Wyrzucała mi, że nie przyjechałam na wystawę jej fotografii, że nie mam już dla niej czasu na Skype’ie, że zapomniałam o jej imieninach, że stałam się inną osobą.

Próbowałam tłumaczyć, że czasem śpię tylko trzy godziny na dobę, że Asia jest wymagającym dzieckiem, a poza tym mam męża, który również potrzebuje uwagi. Miałam wrażenie, że ona tego zupełnie nie rozumie.

Odpowiedziała, że było jej przykro, gdy przez Facebook wysłałam jej życzenia imieninowe (tego dnia córka dostała nagle gorączki).

Potem poszłyśmy na spacer. Mała płakała, ja byłam zmęczona i rozdrażniona, Maria – rów nież. Na koniec obiecałyśmy sobie, że będziemy w kontakcie. Minęło kilka miesięcy, ale jeszcze nie odezwałyśmy się do siebie.

Co na to psycholog, psychoterapeuta:

To naturalne, że czasem już nam nie po drodze

Historia Marii i Marty to dowód na prawdziwość maksymy: w życiu przyjaciele zjawiają się i odchodzą. Owszem, możemy mieć „przyjaciela od zawsze”, ale pamiętajmy, że to jednak wyjątek.

W większości przypadków jest tak, że na różnych etapach przyjaźnimy się z różnymi osobami, a potem one znikają z naszego życia. Dlaczego? Bo wybieramy odmienne drogi i po prostu razem już nam nie po drodze. Dzielą nas doświadczenia, sposób patrzenia na życie.

Tak stało się właśnie w przypadku Marii i Marty. Obie dokonały własnych wyborów, mają całkiem inne potrzeby i co innego jest dla nich ważne. Zazwyczaj otaczamy się ludźmi, z którymi mamy dużo wspólnego. Znam bardzo wiele kobiet borykających się np. z niepłodnością, które otwarcie mówią: „Przestałam się spotykać z koleżankami, które mają dzieci”.

A Marcie w tej sytuacji radzę pogodzić się ze stratą i zachować dobre wspomnienia młodzieńczej przyjaźni. Optymistyczny scenariusz jest taki: pewnego dnia Maria zapuka do Marty, będzie miała małe dziecko na ręce i razem pójdą na spacer. Czego obu paniom serdecznie życzę.

Przyjaciółka zaczęła umawiać się z moim eks

Dorota, 30 lat, instruktorka jogi

Nie mogłam uwierzyć w to, że związała się z moim byłym partnerem.

Zadzwonił do mnie nasz wspólny znajomy i powiedział: „Widziałem Karolinę z Michałem na koncercie. Przytulali się do siebie”. Poczułam, jak robi mi się na przemian zimno i gorąco, nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę!

Minęły dopiero trzy miesiące od rozstania z Michałem. Odeszłam od niego gwałtownie – spakowałam walizkę i wyszłam.

Kiedyś wspierała mnie i pocieszała

Powód? Odmówiłam seksu, a on się na mnie obraził i rzucił ostrym słowem. Był to nie pierwszy, ale tym razem ostatni raz. Miałam dosyć Michała, jego rozpieszczonego syna z pierwszego związku i ciągłych kompromisów z mojej strony („Nie mogę się z tobą spotkać, bo odwożę małego na tenis”, „Nie wyjedziemy na weekend, bo muszę zająć się dzieckiem”).

Tyle tylko, że Michał był... miłością mojego życia. Wiedziałam to, kiedy go po raz pierwszy zobaczyłam. Wprawdzie odeszłam od niego, ale czekałam na telefon z wyjaśnieniami. Bez skutku. A sama postanowiłam twardo, że nie zadzwonię, choć milion razy w myślach wykręcałam jego numer.

Karolina, moja przyjaciółka, traktowała go przyjaźnie, choć z lekkim dystansem. „Jestem o ciebie zazdrosna” – mówiła czasami i z jej nieodgadnionej miny nie mogłam wywnioskować: żartuje czy mówi poważnie?

Byliśmy razem na kilku wyjazdach i imprezach, zawsze świetnie się bawiliśmy. Michał dziwił się bardzo, kiedy mu mówiłam, że Karolina od dwóch lat nie może znaleźć chłopaka. „Wiesz, ona nawet nie szuka – opowiadałam.

– Przeżyła dawno temu poważny zawód miłosny i nie ma ochoty się z nikim wiązać”. Karolina nie była seksbombą, ale miała figlarny błysk w oku, a jej erudycja i poczucie humoru kładły wszystkich na kolana. Zawsze zazdrościłam jej swobody bycia i dystansu do świata.

To ona stawiała mnie na nogi podczas moich licznych złych dni. Zaprowadziła mnie na jogę, która mnie tak zafascynowała, że postanowiłam zgłębić jej tajniki, aż w końcu sama zostałam instruktorką. A teraz słyszę, że Karolina i Michał...

„Czy chcesz mi coś powiedzieć...?”

Noc nieprzespana. O poranku, z bólem głowy, siadam przed telefonem: dzwonić – nie dzwonić? Przed oczami przemykają mi obrazy: ostatnio, jak się widziałyśmy, Karolina była zdenerwowana, nie słuchała moich nieustannych żalów i wynurzeń o tęsknocie za Michałem.

Potem Karolina wciąż nie ma dla mnie czasu, bo kończy ważny projekt. W rezultacie nie widziałyśmy się od miesiąca. „Cześć” – słyszę w słuchawce głos przyjaciółki. I siódmym zmysłem wiem na 100 proc., że Michał leży obok niej w łóżku z kolorowym patchworkiem, który tak lubiłam.

„Czy chcesz mi coś powiedzieć?” – pytam Karolinę i głos mi drży. „Wiesz, Dorota, już miesiąc temu chciałam ci to powiedzieć, ale nie mogłam, nie potrafiłam” – zaczyna powoli Karolina. Czuję, jak waży każde słowo. – No więc tak. Jesteśmy z Michałem parą i...”. Ale ja już nie mogę jej słuchać. Gwałtownie wyłączam się i przykrywam głowę poduszką.

Co na to psycholog, psychoterapeuta

Warto zmienić sposób myślenia

Dorota czuje się zraniona nielojalnością przyjaciółki. Ale po pierwsze, to ona odeszła od Michała, nie akceptując jego obowiązków wobec syna. I mimo że go kochała, nie uczyniła żadnego kroku, by miłość odzyskać.

Mężczyzna poczuł więc, że nic go już z nią nie łączy. W naszej hierarchii wartości pierwsze miejsce zajmuje udany związek. Potem zdrowie, dzieci, praca, rodzina, w końcu przyjaźń.

I przychodzi taki czas, gdy nie bacząc na wszystko, kobieta chce zawalczyć o swoje szczęście. Tak jak Karolina, nawet za cenę przyjaźni.

Namawiałabym Dorotę na zmianę sposobu myślenia. Może z Michałem wcale nie byli sobie przeznaczeni, jak uważała? Miłość życia – czasami pochopnie szafujemy tym określeniem. Jeśli Karolina i Michał stworzą szczęśliwy związek, a Dorota też kogoś pozna – może spotkają się kiedyś we czwórkę? Ale musi upłynąć trochę czasu. Na razie lepiej się odsunąć.

Nie poparła mnie w konflikcie w pracy

Patrycja, 28 lat, pracownik PR

Myślałam, że jest moją przyjaciółką, ale to były tylko pozory.

Po sześciu miesiącach pracy w renomowanej agencji PR zorientowałam się, że jestem mobbingowana. Każdy poranek zaczynał się bólem brzucha, a spotkanie z szefem – migreną.

Okazywało się, że żaden mój pomysł nie jest dobry (a właściwie beznadziejny), że, jak twierdził mój przełożony, nikt nie ma ochoty ze mną współpracować, bo jestem humorzasta i nie potrafię odnaleźć się w zespole.

Widziałam w niej pokrewną duszę

„Kaśka, mam dość!” – zwierzałam się przyjaciółce, z którą pracowałyśmy nad projektem. Poznałyśmy się na studiach i od razu odkryłyśmy w sobie pokrewne dusze.

Zawsze starałyśmy się wspierać w ciężkich sytuacjach. „Zdaje ci się” – pocieszała Kaśka i wspólnie wylewałyśmy wiadro pomyj na szefa. Obie nie znosiłyśmy go za manipulowanie innymi, roznoszenie plotek i zarozumiałość.

„Czemu mi nic nie powiedziałaś?!”

Dziwna atmosfera wokół mo jej osoby narastała. Na korytarzach zaczęłam słyszeć szepty: „Nowacka kładzie projekty”. A potem nagle szef powierzył mi pięć kampanii! Ucieszyłam się: „Nareszcie przekona się, że sobie poradzę!”.

Lecz prędko zorientowałam się, że robi to specjalnie, by udowodnić moją niekompetencję. Oczywiście, nie dałam rady, co skwitował zwycięskim uśmiechem. Współpracownicy przestali się do mnie odzywać.

Tylko Kaśka wspierała mnie, jak mogła. Poradziła, żebym wzięła zwolnienie lekarskie. Ale pomyślałam, że jeszcze zawalczę. W czwartek przyszłam jak zwykle do pracy. W kuchni zobaczyłam kilka osób, wśród nich Kaśkę, z ożywieniem o czymś rozprawiających.

Na mój widok, zaczęli się rozchodzić. Kaśka szepnęła: „Muszę lecieć, pogadamy później”. Ale obiecane „później” nie nastąpiło. W poniedziałek rano rozmawiałam z recepcjonistką i odruchowo zerknęłam na ekran jej komputera. Były na nich zdjęcia z jakiejś imprezy. Poznałam na nich roześmianą Kaśkę w towarzystwie szefa.

„Stary zaprosił wszystkich na Kaszuby” – wyjaśniła recepcjonistka. – „Też nie mogłaś być?”. „Nikt mi o niczym nie powiedział” – wydukałam zaskoczona. I nie słuchając dalej, poszłam prosto do Kaśki.

„Czemu to przede mną ukryłaś?” – wypaliłam wprost. „Nie myślałam, że chcesz pojechać” – wzruszyła ramionami. – „Chyba nie najlepiej się czujesz w naszym towarzystwie”... Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc odwróciłam się na pięcie i odeszłam.

Co na to psycholog, psychoterapeuta

To wcale nie jest przyjaźń

Nie wierzę w przyjaźń Patrycji i Kaśki. Za mało między nimi przepływu informacji, komunikowania się. Chyba tylko Patrycja szczerze wierzyła, że Kaśka jest jej przyjaciółką, a tamta odgrywała taką rolę.

Osobiście jestem zwolenniczką postawy autonomicznej, czyli nieukładania sobie życia pod naszych przyjaciół. Teoretycznie Kaśka nie zrobiła nic nagannego, jadąc na firmowe przyjęcie. Chciała się dobrze bawić w gronie ludzi, których pewnie lubi.

Kłopot w tym, że nie okazała się lojalna. Mogła powiedzieć Patrycji o tym, co się dzieje, żeby ta miała jasność sytuacji. To pewnie przyspieszyłoby (i dobrze!) jej decyzję o odejściu z agencji i znalezieniu sobie nowej pracy. Być może wtedy Patrycja wcale nie zareagowałaby źle na decyzję Kaśki o pójściu na party.

Moja rada dla Patrycji: zmienić wszystko – pracę i przyjaciółkę. I zrobić coś dobrego tylko dla siebie: pójść na terapię, wyjechać do spa, zafundować sobie długi urlop. W jej sytuacji z pewnością ucierpiało poczucie własnej wartości, zaufanie do ludzi.

W tej chwili powinna się skoncentrować wyłącznie na tych aspektach. I je w pierwszej kolejności odbudować. Niech zrobi to z pomocą terapeuty oraz bliskich – partnera, rodziny.

Tekst: Krystyna Romanowska


Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy