Reklama

O czym warto pamiętać, układając życie od nowa

Mówi się, że drugie małżeństwa są szczęśliwsze, bardziej dojrzałe. Zawierając drugi związek formalny lepiej znamy siebie i swoje oczekiwania. Czy rzeczywiście? Na pytania odpowiada psycholog i terapeuta, Ewa Klepacka-Gryz.

Olivia: Czy to prawda, że drugi związek jest lepszy?

Ewa Klepacka-Gryz: - Powiedziałabym raczej, że ma większe szanse powodzenia. Ale dodałabym jedno: im jest późniejszy, tym lepiej. Kiedy kończymy czterdzieści lat, zazwyczaj mamy już wiedzę na swój temat, wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich porażek. I chcemy naprawić błędy.

Powiedziała pani: „wiedza na swój temat”. A nie na temat potencjalnego partnera?

Najważniejsze pytanie, które powinniśmy sobie zadać, nie brzmi: „kogo szukam?”, lecz: „kto szuka?”. Gdy pragniemy ułożyć sobie życie od nowa, powinnyśmy się zastanowić, kim jesteśmy? Czego potrzebujemy? Ale równie ważne jest, co jesteśmy w stanie ofiarować drugiej osobie?

Reklama

W znajomym biurze matrymonialnym klienci dostają do wypełnienia ankietę. Zauważyłam, że w pierwszej rubryce, w której wpisuje się oczekiwania, bywa zwykle gęsto od uwag. Ale w drugiej, gdzie deklarujemy, co sami możemy dać, jest już pusto.

To chyba źle wróży...

Receptą na drugi związek jest refleksja nad własną przeszłością. Jeśli tej lekcji nie odrobimy, zawsze będziemy nieszczęśliwe. Jak żony alkoholików, które mają jeden cel: żeby ten następny nie pił. I zwykle trafiają z deszczu pod rynnę. Albo wieczne kochanki, wciąż od nowa łudzące się, że mężczyzna zostawi dla nich rodzinę. A tu należy się raczej zastanowić nad tym, co we mnie jest takiego, że przyciągam określony typ facetów? Warto wreszcie poznać mechanizm, który za tym stoi.

Na to potrzeba czasu. A kobiety czasem szybko rzucają się w drugi związek ze strachu, że zostaną same.

Dlatego samo powtórne zamążpójście nie gwarantuje jeszcze sukcesu. Ten kolejny raz powinien oznaczać zmianę, nie odtworzenie starego układu. Obserwuję, jak kobiety po bolesnych doświadczeniach wracają często do swych pierwszych miłości. Bo tęsknią za młodością. Próbują wymazać złe lata.

Według mnie to błąd. Tak się cofamy, a nie idziemy naprzód. Gdy mamy dwadzieścia lat, szukamy partnera na zasadzie rekompensowania sobie braków. Nieśmiała dziewczyna zakochuje się w duszy towarzystwa. Pochodzenie partnera, wartości, które on wyznaje, schodzą na dalszy plan.

Dwadzieścia lat później wiemy, że to istotne.

Wtedy nie obowiązuje już przekonanie, że przeszłość partnera się nie liczy. Są przecież eksżona, dzieci, różne zobowiązania. Nie możemy przymknąć oczu na fakt, że te dzieci będą uczestniczyły w naszym życiu.

Trzeba też niekiedy zaakceptować to, że on żyje w przyjaźni ze swoją byłą. Są kobiety, które każą mężowi oddzielić przeszłość grubą kreską. Na przykład zakazują mu spotykać się z dziećmi w domu. Przestrzegam przed takim postępowaniem. Szkodzi ono wszystkim, naszemu związkowi także. Cały bagaż z przeszłości należy włączyć do części wspólnej. To złudzenie, że da się go odrzucić i zacząć nowe, idealne życie już z czystym kontem.

Co jest jeszcze charakterystyczne dla drugich małżeństw?

Zawierając je, częściej zwracamy uwagę na opinie innych. Młodych one nie obchodzą, ale ludzie w średnim wieku liczą się z tym, co na temat nowego partnera ma do powiedzenia syn lub córka. Jak oceniają go przyjaciele? Często jesteśmy swatani przez wspólnych znajomych.

To dobrze?

Akceptacja otoczenia na pewno pomaga. Zresztą, drugie wybory bardziej bywają z głowy niż serca. Nie ma w tym nic złego. Potrzebna jest po prostu wiara, że tym razem się uda. Dzięki niej otwieramy serce, pozbywamy się negatywnych myśli i lęków.

Czasami też bywa tak, że za drugim razem mocniej się staramy, gdy nadchodzi kryzys. Bo raz można się rozwieść, ale drugi? To już prawdziwa porażka.

Rozmawiała Maria Barcz


Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy