Reklama

"Mów, słuchaj i zrozum"

Szwedzka psycholog Petra Krantz Lindgren napisała wyjątkowy poradnik dla rodziców. Dowiedzą się z niego, jak postępować z własnym dzieckiem, by zbudować u pociechy poczucie własnej wartości. Oto fragment książki pt. "Mów, słuchaj i zrozum".

Kiedy dziecko mówi "nie"  

"Ale jeśli powiem dziecku: «Chcę, żebyś włożyła klocki lego do koszyka», a ono odpowie, że nie chce, to co wtedy zrobić?" Zwykle ledwo zdążę zaczerpnąć oddech po omówieniu kwestii wyrażania się z pełną szacunku szczerością, a już ktoś z publiczności zadaje to pytanie. U niektórych rodziców istnieje niepokój wobec wyrażania się w kategoriach "ja chcę".

Jeśli dziecko odpowiada "nie chcę", naprzeciw siebie zostają postawione dwa życzenia! Czyja wola ma być wtedy decydująca? Dlatego preferują używanie słów typu "musisz", "masz", "nie wolno", "nie możesz" i "nie zdążysz". Część rodziców twierdzi, że takie słowa podnoszą wagę ich prośby. To już jakby nie tylko ich własna wola przeciwko woli dziecka.

Reklama

Ten, kto wie, co trzeba robić, co się musi, czego nie wolno albo na co się nie zdąży, ma po swojej stronie rzeczywistość i przewagę w negocjacjach.

Dziwię się za każdym razem, słysząc takie rozumowanie. To jest tak, jakby rodzice nie mieli odwagi polegać na tym, że ich własne potrzeby i prośby będą dla dziecka wystarczająco wartościowe, tylko zamiast tego muszą je przekonywać przy pomocy ogólnych twierdzeń o tym, jak urządzona jest rzeczywistość (co wolno, a czego nie, co trzeba i co należy, i tak dalej).

Ale dla dziecka jest przecież dokładnie odwrotnie. Dużo bardziej niż ogólne twierdzenia o rzeczywistości obchodzi je to, co jest ważne dla kochanych przez nie rodziców. Zgadza się oczywiście, że rodzic wyrażający się w kategoriach "ja chcę" ułatwia dziecku wyrażenie "ja nie chcę".

Współczucie, nie strach

Zakładając, że chce się mieć dziecko działające raczej pod wpływem współczucia niż strachu, winy i wstydu, nie widzę w tym żadnego problemu. Odwrotnie. Temu, kto nie ma pełnej swobody do powiedzenia "nie", jest też trudno powiedzieć z głębi serca "tak". "Tak" jest zakorzenione we współczuciu.

(Wczuj się w siebie! Jeśli twój partner poprosi cię o pojechanie samotnie na duże zakupy i wiesz, że twoje "nie" wywoła złość, irytację albo cierpiętnicze westchnienia - czy czujesz, żeby twoje "tak" płynęło ze szczerego serca, tak samo, jak spodziewałaś się, że "nie" będzie przyjęte z szacunkiem?) Po tych słowach pozostaje jednak pytanie, co rodzic powinien zrobić, kiedy dziecko odmówi naszej prośbie. Czy należy wtedy porzucić swoje własne potrzeby?

Krótka odpowiedź brzmi: nie, naprawdę nie trzeba tego robić. Przejdźmy przez długą odpowiedź, która wyjaśni, jak uszanować "nie" bez porzucania własnych potrzeb. Pierwsze, co należy mieć w pamięci, to fakt, że za każdym "nie" kryje się potrzeba. Tak samo jak prośby rodzica mają swoje podłoże w jego potrzebach, tak "nie" dziecka ma początek w potrzebach dziecka.

Dlatego w celu dotarcia do akceptowanego wzajemnie rozwiązania rodzic powinien być gotów wysłuchać potrzeb dziecka i wziąć je pod uwagę. Wracamy do przykładu z lego. Jeśli dziecko mówi "nie" prośbie rodzica, żeby natychmiast pozbierać z podłogi klocki, rodzic musi spróbować zrozumieć, jaką potrzebę dziecko wyraża.

Umiesz słuchać?

I tu będzie sprawdzian z umiejętności słuchania empatycznego, opisanego przeze mnie w rozdziale 5, ponieważ dzieci rzadko jasno wypowiadają swoje potrzeby. Zamiast tego może się zdarzyć, że dziecko zawoła: "Nie!!! Dlaczego zawsze muszę sprzątać?! Naprawdę jestem bardzo zmęczona. Chcę leżeć na kanapie i oglądać telewizję!". Rodzic słuchający poza słowami domyśla się, że jest tam potrzeba odpoczynku i odpowiada: "Ach, więc ważny jest dla ciebie odpoczynek? Żeby się odprężyć i zwolnić?".

Dziecko zadowolone kiwa głową i mówi: "Tak, tak właśnie jest. Potrzebuję odpocząć!". Kiedy dla rodzica będzie jasne, jaką potrzebę dziecko próbuje zaspokoić poprzez leżenie na kanapie i oglądanie telewizji, mogą się wydarzyć dwie rzeczy. Albo w rodzicu ulegnie zmianie hierarchia potrzeb - rodzic czuje, że odpoczynek dziecka jest ważniejszy niż porządek w pokoju - albo też hierarchia się nie zmienia, porządek jest dla rodzica w dalszym ciągu ważny.

To ostatnie może sprawiać wrażenie pozycji przegranej, jak potrzeba przeciwko potrzebie. Rodzic chce mieć porządek, a dziecko odpoczynek. Jednak to, co stoi po dwóch stronach barykady, to nie są potrzeby, tylko strategie preferowane przez rodzica i dziecko. Rodzic chce, żeby dziecko niezwłocznie pozbierało swoje klocki i włożyło je do zielonego koszyka.

Dziecko właśnie teraz wolałoby nadal siedzieć na kanapie i oglądać telewizję. Aby znaleźć rozwiązanie zaspokajające zarówno potrzebę porządku u rodzica, jak i potrzebę odpoczynku u dziecka, oboje muszą być skłonni porzucić preferowane przez siebie strategie i znaleźć nową, wspólnie zaakceptowaną strategię.

Jeśli istnieje taka gotowość, możliwe, że rozmowa rozwinie się, a rodzic stwierdzi: "OK. Rozumiem więc, że chciałabyś odpocząć. Jednocześnie ważny jest dla mnie porządek. Masz jakiś pomysł, co możemy zrobić, żeby było dobrze zarówno dla ciebie, jak i dla mnie?".

Pytanie często rozwiązuje problem, pokazując, że rodzic zamierza wziąć na poważnie zarówno swoją własną potrzebę, jak i potrzebę dziecka. Pod warunkiem, że u podstawy leży relacja wzajemnego szacunku między rodzicem a dzieckiem, najprawdopodobniej dziecko będzie chciało przyczynić się do wspólnego rozwiązania problemu poprzez propozycje możliwych strategii akceptowalnych przez nich oboje:"Mogę przesunąć wszystkie klocki w jeden kąt pokoju." "Mogę pozbierać wszystkie luźne części, ale budowle chcę zostawić!" "Posprzątam, kiedy skończy się program, który oglądam."  

Oczywiście rodzic też może zaproponować strategie, które jego zdaniem zaspokoją zarówno jego potrzebę porządku, jak i potrzebę odpoczynku dziecka. Kiedy rodzic i dziecko dojdą w dyskusji do wzajemnie akceptowanej strategii, konflikt, przynajmniej na razie, jest rozwiązany.

Wkrótce poruszę najczęstsze wątpliwości, jakie może budzić u rodziców równorzędne rozwiązywanie problemów. Zanim to zrobię, chciałabym spróbować to jeszcze trochę objaśnić, pokazując, jak zastosować ten model w sytuacji typowej w wielu rodzinach z nieco starszymi dziećmi i nastolatkami. Wyobraź sobie, że jesteś rodzicem dwunastolatka. W waszej rodzinie zwykle jecie kolację razem o szóstej, ale ostatnio dwunastolatek rzadko wracał do domu wcześniej niż kwadrans po szóstej. Chciałabyś wyrazić w stosunku do tego własne potrzeby i prośby i dlatego mu mówisz: "Zauważyłam, że przez ostatnie trzy dni wracałeś do domu kwadrans po szóstej, a reszta rodziny zaczyna jeść kolację o szóstej (obserwacja). Czuję się rozczarowana (uczucie), ponieważ lubię bliską relację, to, że się spotykamy i rozmawiamy ze sobą (potrzeba). Dlatego zastanawiam się, czy byłbyś gotów złapać jutro wcześniejszy autobus? (prośba)."  

Być może słowa rodzica obudzą w dziecku coś, co sprawi, że jego potrzeby ulegną zmianie - "Jasne, ja też lubię to, że spotykamy się całą rodziną i rozmawiamy!" - i odpowie, że jest gotów następnego dnia złapać wcześniejszy autobus. Albo nie następuje żadna zmiana i dziecko odpowiada coś w stylu: "No nie! Wtedy musiałbym jechać sam. Wszyscy inni jadą przecież autobusem o wpół do szóstej!".

Prawdziwe potrzeby

Jeśli jesteś zainteresowana stworzeniem empatycznego kontaktu z twoim dzieckiem, a nie tylko chcesz, żeby siedziało przy stole o określonej godzinie, niezależnie od tego, co o tym myśli, powinnaś skoncentrować się na próbie zrozumienia, co takiego jest ważne dla dziecka, zamiast na swojej własnej potrzebie. Dlatego czynisz domysły, które potwierdzasz z dzieckiem: "Czy chodzi o to, że przebywanie razem z twoimi przyjaciółmi jest dla ciebie ważne?".

Jeśli dziecko potwierdza to domniemanie, następnym krokiem będzie wyjaśnienie potrzeb i otwarcie się na wspólne rozwiązanie konfliktu: "OK, więc rozumiem, że ważne jest dla ciebie bycie z przyjaciółmi. Jednocześnie dla mnie jest ważne, żebyśmy mieli w rodzinie przestrzeń dla bliskiej relacji.

Chciałbyś pogadać o tym, co zrobić, żebyśmy mieli jedno i drugie?". Kiedy skupiamy się na potrzebach zaangażowanych osób, nagle pojawia się zatrzęsienie możliwych rozwiązań, dzięki którym wszyscy mogą zaspokoić swoje potrzeby. Przesunąć porę kolacji na kwadrans po szóstej? Złapać wcześniejszy autobus i spotkać się z kolegami po kolacji?

Porzucić myśl o wspólnych rodzinnych kolacjach i zamiast tego trochę późniejszym wieczorem wspólnie napić się herbaty? Jeśli natomiast zamkniemy się na myśli, że jest tylko jeden sposób, przeważa ryzyko, że wcale nie dostaniemy tego, czego potrzebujemy.

***

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

 

Fragment książki
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy