Reklama

Mniejsze rodziny w większych domach

Po dekadach niepokojów związanych z eksplozją demograficzną naukowcy zwracają uwagę na nowy niepokojący trend. Wzrost populacji wyhamował, ale przybywa domów, a to oznacza wzrost presji na środowisko - zauważają ekolodzy w "Population and Environment".

Jeden dom zamieszkiwany przez dużą, wielopokoleniową rodzinę, powoli odchodzi do przeszłości. Coraz częściej nawet duże domy zajmowane są zaledwie przez garstkę osób - rodziców, których dzieci się usamodzielniły, młodych singli albo ludzi, którzy nade wszystko cenią spokój i prywatność.

Badaniami historycznych zmian warunków mieszkaniowych, w dodatku zachodzących w skali globalnej, zajęli się dyrektor Center for Systems Integration and Sustainability na Michigan State University (USA) - Jianguo Jack Liu i jego zespół.

Przypominają oni ekologa Paula Ehrlicha z Uniwersytetu Stanforda, który w końcu lat 60. alarmistycznym tonem zaczął mówić o rozroście populacji mieszkańców Ziemi.

Reklama

Teraz - jak zauważa Liu - wzrost tej populacji wyhamował. Ludzie coraz częściej jednak zajmują stosunkowo coraz większą powierzchnię, co oznacza, że mają coraz większy wpływ na zasoby naturalne i środowisko na świecie.

Liu przypomina, że to właśnie gospodarstwa domowe są jedną z podstawowych jednostek oceny konsumpcji (mówi się np., że gospodarstwo domowe wyda w związku ze świętami w danym roku średnio taką to a taką kwotę).

Mimo tego naukowcy wciąż rzadko zwracają uwagę na liczbę gospodarstw domowych i związane z nimi trendy.

Mniejsza rodzina w dużym domu

Coraz większa liczba gospodarstw wymaga wykorzystania większej ilości surowca, np. drewna i innych materiałów budowlanych. Mniejsze gospodarstwa domowe są też z reguły mniej wydajne - zwraca uwagę Liu.

Mniejsza liczba mieszkańców, zajmująca stosunkowo duży dom, zużywa nieproporcjonalnie więcej energii i wody, zajmuje też więcej ziemi. W swojej publikacji z 2003 r. w "Nature" Liu i jego zespół pisali, że w latach 1985-2000 tempo zwiększania się liczby gospodarstw domowych na świecie było większe, niż tempo zwiększania się samej populacji.

W swoich najnowszych badaniach naukowcy sięgnęli do danych sięgających XVII w. Zauważają, że w niektórych krajach przez ten czas liczba domowników systematycznie malała (czego nie uwzględniano w ocenie naszego wpływu na środowisko). Na przykład w krajach rozwiniętych liczba domowników z reguły stawała się coraz mniejsza - z około pięciu osób w roku 1893 - do 2,5 osoby obecnie.

Jednocześnie - wszędzie i w każdym uwzględnianym okresie historycznym - bardzo szybko zwiększała się liczba gospodarstw domowych. 

Zdaniem autorów badania zmiany wielkości gospodarstw domowych na całej Ziemi oznaczają, że - statystycznie rzecz ujmując - podwaja się liczba domów lub mieszkań, przypadających na głowę jednego mieszkańca (np. z 0,25 - do 0,5 mieszkania na jedną osobę).

To zaś oznacza ogromną presję na środowisko, nawet gdyby doszło do zahamowania wzrostu populacji. Środowiskowy koszt coraz większej liczby domów pociąga kolejne zmiany. Do nowych domów trzeba bowiem dobudować drogi, zagospodarować podwórka i infrastrukturę całej okolicy.


INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: ekologia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy