Reklama

Kto boi się starości?

Boję się izolacji i tego, że nie edukujemy w ogóle dzieci. One nie wiedzą o najbardziej znanych chorobach osób starszych, takich jak demencja. A chorujących będzie nam przybywać z roku na rok - ostrzega Iwona Przybyło, magister pielęgniarstwa, terapeuta zajęciowy i trener.

Monika Szubrycht: Dlaczego babcia wkłada majtki do lodówki?

Iwona Przybyło: - Jakiś czas temu na język polski została przetłumaczona książeczka dla dzieci Maxa Wallacka i Carolyn Given pod takim właśnie tytułem. Autorzy uznali, że temat demencji jest dzieciom obcy, a żeby móc naprawdę dobrze edukować, warto pomyśleć o tych najmłodszych. Mogą ją czytać już sześciolatki. Sprawdziłam, czy to naprawdę działa i zrobiłam warsztaty u mojego synka w szkole. Dzieci były pod wrażeniem. Bardzo łatwo weszły w temat. Tak naprawdę wcale nie musieliśmy dużo mówić o chorobie, tylko o tym, jak zachowuje się osoba z demencją i co my możemy dla niej zrobić.

Reklama

- Książeczka opowiada historię Julki, której babcia zachorowała na demencję. Opowieść w bardzo delikatny sposób traktuje o chorobie. Pokazuje, co dziecko może zrobić dla starszej osoby. My poszliśmy troszkę dalej. Kiedy wspominam te warsztaty, to myślę o osobach, które jeszcze nie chorują, ale są w grupie ryzyka. Najnowsze badania pokazują, że osoby po 65. roku życia są niezwykle zagrożone wystąpieniem choroby Alzheimera czy innych rodzajów demencji. Demencja może wystąpić po udarze, w trakcie choroby Parkinsona - medycznie jest tych źródeł wiele. Najczęstsza jest jednak choroba Alzheimera i tych chorych mamy najwięcej. Pomyślałam, że dzieci mogą popracować ze swoimi dziadkami. Wymyśliliśmy pudełko wspomnień.

Jakie pytania zadawały dzieci? I czym jest pudełko wspomnień?

- Różne, też śmieszne: "Czy choroba Alzheimera jest zakaźna?", "Czy jak mój dziadziu trzy razy pyta o zupę, to znaczy, że już jest chory?". Słysząc pytania dzieci, pomyślałam sobie, że pewnie różne rzeczy dzieją się już w tych rodzinach, że tam są chorzy, a dzieci tak spontanicznie o tym mówią. Same wypytywały o objawy, mówiły: "Moja babcie też tak ma, bo jeździ do neurologa". Wszystko było bardzo naturalne.

- Na zakończenie, żeby dzieci nie wyszły ze świadomością, że taka choroba jest straszna, pomyślałam, że przygotują pudełko wspomnień ze swoimi dziadkami, którzy są zdrowi. Nawet, gdyby w ich życiu pojawiała się choroba - zostanie pudełko, do którego będą wkładały jakieś pamiątki, wspólne zdjęcia ze świąt, różnych wydarzeń. Ludzie, którzy chorują na demencję, pamiętają przez pewien okres rzeczy, które wydarzyły się w przeszłości, a zapominają, co było przed chwilą. Na takich wspomnieniach można dużo zrobić.

- Po pewnym czasie zorganizowałam ponowne spotkanie i dzieci przyniosły pudełka, w których były zdjęcia, muszelki znad morza, upominki, laurki dla babci, wspólnie zrobione rzeczy. Pudełko pielęgnują i trzymają na "czarną godzinę", ale ona wcale nie musi nadejść. Jak się nie wydarzy, to i tak można miło spędzić czas, a ludzie starsi tego potrzebują. W dzisiejszym świecie brakuje połączenia pokoleń - młodzieży i dziadków, bo z rodzicami jest różnie. Myślę, że te warsztaty powodują, że można nie tylko dowiedzieć się o chorobie, ale przy okazji coś jeszcze wspólnie stworzyć.

Coraz mniej jest rodzin wielopokoleniowych. Ludzie przenoszą się z miejsca na miejsce. Jak w takiej sytuacji utrzymywać kontakt z dziadkami, kiedy widzi się ich tylko przez chwilę w roku, na przykład na święta Bożego Narodzenia?

- Pomyśleliśmy, że czasami dziadkowie są gdzieś daleko. Starsi ludzie kochają listy. Mam przyjaciółkę, która ma 86 lat, była lekarzem i wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest niezwykle światłym człowiekiem, ma dużo do powiedzenia i ogromną wiedzę o Krakowie, wiele się od niej dowiedziałam. Gdy przychodzą święta, wysyła około 60 kartek. Pisze listy do rodziny i do swoich znajomych. Patrząc na to, co robi, pomyślałam sobie, że fajnie byłoby wrócić do pisania listów. I w tym projekcie dzieci też piszą listy - do swoich dziadków czy starszych cioć. To się znakomicie sprawdziło.

W jakim wieku były dzieci uczestniczące w projekcie?

- Osiem, dziewięć lat. Piszą, jak potrafią, błędy się zdarzają. Robiliśmy również taki warsztat w przedszkolu. Dzieci tworzyły wyklejanki, pisały kilka słów i wysyłały taki list do swojej babci i dziadka, nawet, jeśli mieszkali gdzieś niedaleko Krakowa, na przykład w okolicach Limanowej. Pytaliśmy potem rodziców, jak przyjmowali te listy dziadkowie. Okazało się, że czytali je ze łzami w oczach. Jest coś namacalnego w listach, to nie jest SMS czy mail. Można go wziąć do ręki i ponownie przeczytać. - Z kolei dzieci chowały listy od dziadków do pudełeczek wspomnień i też miały namacalną pamiątkę. To jest cudowna inicjatywa, bo tak naprawdę pudełko wspomnień można zrobić sobie z przyjacielem czy z rodzicem.

- Czasami rodzice też gdzieś wyjeżdżają na kilka dni. Mój synek zabrał takie pudełko wspomnień, gdy pojechał na zieloną szkołę. Kiedyś chciał mieć iPhona, więc na pudełko nalepił jabłko z plasteliny. W takiej wspólnej skrzynce zrobionej z rodzicami, mamy coś namacalnego, możemy to dotknąć, powąchać. Żyjemy w ciągłym pośpiechu, a pędząc gdzieś, tracimy chwile.

Co dają dziadkowie swoim wnukom?

- Myślę, że dziadkowie przede wszystkim przekazują tradycję. Mój teść jest dżentelmenem i kiedy zostaje z moim synkiem, to potem da się zauważyć, jak zmieniło się zachowanie Stasia. Jest bardzo uważny, puszcza kobiety przodem. Wspaniałe jest też to, że jest przekonany do takiego zachowania, bo dziadziu mu wszystko wytłumaczył. - Dziadkowie pokazują też, że nie trzeba się spieszyć. Dają uważność, bo warto się zatrzymać, spojrzeć i powiedzieć: "Popatrz, jak tak zrobiłeś, to mama może nie być zbyt zadowolona". Pokazują głębszą stronę rzeczy, które robią dzieci. Myślę, że ta uważność jest niesamowita. - Kiedy Stasiu dzwoni do swoich dziadków, zawsze mają czas na rozmowę. Nigdy nie mówią: "Słuchaj zadzwonię do ciebie później, albo za chwilę, bo nie mam teraz czasu".

Jeżeli dzieci chronimy przed prawdą, nigdy nie wynika z tego nic dobrego.

- Tak. Często mówi się o tym, że w Anglii jest dobrze rozwinięty rynek domów spokojnej starości. Myślę, że w Polsce jest jeszcze sporo rodzin wielopokoleniowych. Mamy zakorzenione to, że kimś bliskim mamy się opiekować, ale w dużych miastach widzę, że opieka jest scedowana na fachowców.

- W Niemczech popularna jest opieka domowa, ale często przyjeżdżają osoby z zewnątrz, które zajmują się seniorami. W Polsce często rodzina podejmuje opiekę i nic lepszego nie może chorego spotkać, jak odchodzenie w domu i bycie wśród bliskich. Jeśli zdarzy się, że osoba starsza jest oddawana do domu opieki, to warto by było podtrzymywać kontakt. Boję się izolacji i tego, że nie edukujemy w ogóle dzieci, że nie wiedzą one o najbardziej znanych chorobach osób starszych, takich jak demencja. A chorujących będzie nam przybywać z roku na rok.

W końcu długość życia się wydłuża.

Tak. A po 65. roku życia, jak pokazują badania, wiele osób z tej grupy zapadnie na demencję.

Pamiętam, jak moja córka ze swoją klasą poszła występować do domu opieki. Jedna z jej koleżanek bała się mieszkańców ośrodka. Na co dzień dzieci nie stykają się ze starością.

- Doświadczyłam tego błędu w namacalny sposób. Kiedy przeprowadzałam warsztat w szkole, niektórzy z rodziców pytali, czy dzieci nie będą się bały, czy będą potem spać w nocy, jak pani naopowiada im o tej chorobie Alzheimera. Po to był warsztat, żeby trochę oswajać dzieci, bo faktycznie nie mówimy w ogóle o starości czy śmierci.

- Chciałabym także przeprowadzać warsztaty, żeby w bardzo delikatny sposób mówić o umieraniu, o odchodzeniu, też na podstawie książki, tym razem Jarosława Mikołajewskiego i Doroty Łoskot-Cichockiej, pt. " Kiedy kiedyś, czyli Kasia, Panjan i Pangór". Gdy czytałam ją z moim synkiem, widziałam, że jeśli w odpowiedni sposób podejdzie się do dzieci, one ją naprawdę zrozumieją. Książka też jest napisana bardzo fajnym językiem. Często rodzice boją się mówić o trudnych rzeczach, takich jak choroby. I potem, kiedy dziecko styka się z rzeczywistością, że ten człowiek jest stary, brzydki, pomarszczony, albo - jak to określają dzieci - mówi innym językiem, bo wydaje z siebie jakieś dziwne dźwięki - może im się to wydawać dziwne i straszne. Stąd pomysł na warsztaty.

- Bardzo cenię panią doktor Emilię Sitek z Gdańska, która jest neuropsychologiem. Chce, żeby również zwrócić uwagę na opiekuna osoby chorującej i na całą otaczającą go rzeczywistość. Nie tylko na samego chorego, bo dla niego mamy dużą ofertę, możemy wiele zrobić, ale właśnie na rodziny, na opiekunów, bo to jest jeszcze zaniedbane. Tak zresztą wyszło w raporcie NIK-u, że głównie opiekunowie są zaniedbani, nie ma dla nich zaplecza. W Stanach Zjednoczonych edukuje się dzieci o demencji od najmłodszych lat. Mówi się o tym i dla takich dzieci demencja nie jest dziwna, ani przerażająca.

W Stanach jest przedszkole przy domu spokojnej starości.

- To prawda. Dzięki temu łączy się pokolenia, osoby starsze podchodzą bardzo spontanicznie do dzieci. Myślę, że to jest niesamowity projekt. Tymczasem my dziwimy się, że ktoś nie ustępuje miejsca w tramwaju, albo brzydzi się osobą starszą.

- Przez lata, gdy pracowałam w szpitalu jako pielęgniarka, spotykałam się ze studentami pielęgniarstwa i widziałam, jak to pokolenie bardzo ewaluuje. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, kiedy ktoś podejmował się tego zawodu, miał całkowicie inne podejście do osób starszych. Nie chcę mówić źle o współczesnych młodych ludziach, ale myślę, że ma na nich ogromny wpływ wychowanie i izolacja. Bardzo często po pierwszych praktykach zawodowych, kiedy spotkali się z chorymi na geriatrii - odchodzili. Mówili, że nie dadzą rady, że się brzydzą, że to nie dla nich. Nie mieli podejścia. I myślę, że będziemy przechodzić w pielęgniarstwie i opiece duży kryzys. Bo tak wynika z pokolenia, które edukujemy i kształcimy.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dziadkowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy