Reklama

Eksperymenty z ciałem

Wielu z nas, niezadowolonych ze swojej fizyczności, nieustannie poddaje swoje ciało eksperymentom, a wręcz torturom, które mogą mieć tylko jeden, opłakany finał: Potężny efekt jo-jo.

Skoro wielokrotnie  mogliśmy już widzieć opłakane skutki drastycznych diet powinniśmy się ich strzec, a jednak ciągle mają one swoich zwolenników. Dają to, na czym wielu bardzo zależy, szybki i krótki efekt: "Wow, ale świetnie wyglądasz". Szkoda tylko, że to "wow" nie trwa długo, a potem zaczynamy rosnąć i to zdecydowanie nie w pionie.

Decydując się na szablonową dietę o skrajnej niskokaloryczności robimy sobie potężną krzywdę, a konsekwencje tej decyzji mogą nas ścigać całe życie. Jeśli dostarczamy do organizmu mniej kalorii (energii) niż wynosi nasza Podstawowa Przemiana Materii (PPM) doprowadzamy w pierwszej kolejności  do dość szybkiego spadku wagi. PPM jest indywidualnym wskaźnikiem dla każdego z nas, uzależnionym od takich czynników jak: wiek, waga i wzrost. Obejmuje wszystkie wydatki energetyczne niezbędne do podtrzymania funkcji życiowych człowieka będącego w całkowitym spoczynku: pracę narządów wewnętrznych, oddychanie, przemiany metaboliczne, wytwarzanie krwinek, proces wydalania, wydzielania itd.

Reklama

Jest to najkrócej mówiąc ilość energii niezbędna do życia. Jeśli dostarczamy do organizmu mniej niż wynosi jego minimum, to musimy się liczyć z konsekwencjami. Oszukać możemy niemal wszystkich, ale nie własne ciało. Komórki są mądre i zaczynają się bronić.

Skoro wywieźliśmy je na wojnę i one nie wiedzą kiedy do okopu dotrze transport z jedzeniem - przewód pokarmowy zwalnia. Osoby, które drastycznie spowolnią przeminę materii nierzadko są potem oporne na inne stosowane diety. Nie możemy się temu dziwić. Ciało walczy o przetrwanie, nie chce znów "jechać na rezerwie". Po dotarciu do punktu, w którym nasi znajomi zachwycają się naszym wyglądem, często chcemy sobie wynagrodzić czas tortur i wracamy do starych nawyków żywieniowych, albo co gorsze fundujemy sobie atrakcje typu słodycze czy fast food. Skutki takiego działania są opłakane... Przecież ciało musiało zwolnić na czas głodu, nie wymagajmy teraz od niego cudów.

Stres związany z głodem

Głód jest stresem, komórki mają swoją pamięć i przezornie zaopatrują się na kolejną batalię, bo przezorny zawsze ubezpieczony. Rośnie nasza tkanka tłuszczowa, rośnie nasza masa i frustracja, bo wszystkie wyrzeczenia poszły na marne. A frustrację i złość nierzadko zajadamy i eskalujemy problem wagi do granic możliwości. Wpadamy w błędne koło. Podobne efekty pojawić się muszą w ciele osób, które jedzą jeden lub dwa posiłki dziennie.

Organizm żywiony nieregularnie prześle energię najpierw do tkanki tłuszczowej (swoisty magazyn dla ciała), a dopiero później na bieżące potrzeby. Nie dziwmy się, że jedząc nieregularnie pielęgnujemy ustawiczny wzrost tkanki tłuszczowej. Natury i biologii nie oszukamy. Skończmy już robić sobie krzywdę. Zatroszczmy się o siebie rozsądnie i zacznijmy się odżywiać.

Niech wymarzona waga stanie się skutkiem ubocznym dobrego odżywienia ciała, a nie celem samym w sobie. Celem który niejednokrotnie rujnuje nasze zdrowie i zaburza samoocenę. Cel bez planu to marzenie, plan bez celu to tylko sposób na zabicie czasu. Tym, którzy chcą zadbać o siebie proponuję trwałą zmianę nawyków żywieniowych i cierpliwość. Ciało to doceni i zacznie z nami współpracować.


Ewa Koza, dietetyk, autorka bloga mamsmak.com, MAM s’MAK na życie

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: odchudzanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy