Reklama

Dwulatek niepostrzeżenie wyszedł ze żłobka

Pierwszy dzień w żłobku to zwykle wiele stresów, łez i emocji. Jednak nawet mimo zamieszania opiekunowie muszą mieć na oku wszystkie dzieci. Niestety, w jednej z włocławskich placówek sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Każdego roku w całej Polsce dochodzi do przynajmniej kilku takich incydentów, choć coś takiego nie powinno mieć miejsca w ogóle. Tym razem incydent miał miejsce we Włocławku. Dwuletni chłopiec podczas pierwszego dnia pobytu w żłobku wyszedł niepostrzeżenie poza teren budynku.

Zastanawiający jest fakt, że o zajściu mama malca dowiedziała się nie od dyrekcji czy opiekunów, ale... z mediów społecznościowych. Kobieta, która napotkała i przypilnowała błąkające się dziecko opisała całe zdarzenie na Facebooku, za pośrednictwem grupy zrzeszającej mamy z Włocławka i okolic.

Reklama

W ten sposób o wszystkim dowiedziała się mama dwulatka, pani Marta - opis ubranka zgadzał się z tym, co miał na sobie jej synek. Kobieta, co zrozumiałe, bardzo się zdenerwowała, bo miała świadomość, że historia mogła skończyć się gorzej, zwłaszcza, że chłopczyk znalazł się za ogrodzeniem żłobka, nieopodal parkingu. Strach nawet pomyśleć o tym, co mogło się stać, gdyby nie interwencja pani Karoliny, która znalazła szkraba i, jak opisuje, nie odstępowała go na krok, aż do czasu pojawienia się pracownicy żłobka.

I tu dochodzimy do sedna sprawy - cała sytuacja rozegrała się około 10:30. Gdy partner pani Marty odbierał dziecko pół godziny później nikt z personelu nie poinformował go o zajściu. Tak jakby nic się nie stało. Para odkryła prawdę dzięki wpisie na Facebooku, gdy malec był już w domu.

Najbardziej jednak poruszają słowa pani Karoliny, która wspomina, że gdy wraz z mężem znaleźli na ulicy spacerującego samotnie dwulatka natychmiast skierowali swe kroku do pobliskiego żłobka, pytając, czy nie zgubiło się im przypadkiem dziecko. Pracownicy placówki mieli odpowiedzieć, że to niemożliwe, by któryś z wychowanków wyszedł gdzieś sam. Dopiero po upływie kilku minut w żłobku zorientowano się, że kogoś brakuje. Z budynku wyszła kobieta, która odebrała malucha od pani Karoliny i gorąco dziękowała jej za przypilnowanie chłopca.

Mama chłopczyka spotkała się z dyrekcją placówki. Zapewniono ją, że sprawa zostanie wyjaśniona, a osoby, które dopuściły się uchybień poniosą konsekwencje.

Pani Marta w rozmowie z lokalnym serwisem Ddwloclawek.pl podkreśliła, że nie chce, by ktokolwiek stracił pracę w wyniku zaistniałej sytuacji, bo rozumie, że każdy może popełnić błąd. Udała się też na rozmowę do ratusza, ponieważ, jak zaznaczyła, z tej niechcianej przygody powinny wyniknąć jakieś wnioski. Udało się - wszystkie trzy miejskie żłobki zostały objęte kontrolą, co potwierdził dyrektor ratuszowego Wydziału Polityki Społecznej i Zdrowia Publicznego, Piotr Bielicki, stwierdzając równocześnie, że placówki te są bardzo dobrze oceniane przez nadzór wojewody i tak też pracują.

Jak komentuje zajście dyrektor żłobka? Uważa, że w narracji pani Karoliny jest "trochę pododawane". Rozmawiając z serwisem Pomorska.pl stwierdziła, że relacje opisujące to samo zdarzenie są "rozbieżne". Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie finał tej sprawy.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy