Reklama

Alfie Evans wciąż żyje

Mały Alfie walczy o życie. Sam. Bo lekarze wczoraj tj. 23 kwietnia o godz. 22.17 czasu polskiego odłączyli go od aparatury. Jak podają brytyjskie media, o jego dalszych losach ma zadecydować Sąd Najwyższy.

Według lekarzy 23-miesięczny Alfie nie miał szans na poprawę zdrowia, dlatego też szpital wystąpił do sądu o pozwolenie na odłączenie od aparatury podtrzymującej życie. Jego stan specjaliści określili jako wegetatywny. Zaburzenia neurologiczne spowodowały poważne uszkodzenie mózgu chłopca, który znajduje się w śpiączce. Nie może on jeść, ani oddychać samodzielnie.  

Szpital wystąpił do sądu, aby wbrew woli rodziców odłączyć dziecko od aparatury podtrzymującej go przy życiu i pozwolić mu umrzeć.

Tak też się stało. O odłączeniu od aparatury poinformował portal LifeSiteNews.com. Nie pomogły protesty ludzi ani wstawiennictwo samego papieża Franciszka. Rodzice zrobili absolutnie wszystko, by ratować chłopca - przyznano mu nawet włoskie obywatelstwo i specjalną wizę, dzięki której miał w bezpieczny sposób zostać przewieziony na dalsze leczenie do Rzymu. Jednak to nie przekonało lekarzy. Zdecydowali się na odłączenie Alfiego od respiratora po rozmowie z rodzicami, ich pełnomocnikiem i ambasadorem Włoch.

Reklama

Okazało się, że mimo braku respiratora chłopczyk nie przestał oddychać. "Teraz modlimy się mocno, aby sędzia zmienił decyzję w sprawie Alfiego. W przeciwnym wypadku Alfie umrze. Proszę, módlcie się. Możecie modlić się w domu, w swoim samochodzie i w pracy. Zachęcam wszystkich, aby stanęli razem po stronie Alfiego. Módlcie się mocno, aby chronić to małe, niewinne błogosławione dziecko" - apelował ojciec Thomas Evans.    

Świat z zapartych tchem czeka na kolejne doniesienia z Wielkiej Brytanii. Jak podały we wtorkowe popołudnie brytyjskie media, tamtejszy Sąd Najwyższy ma jeszcze dziś zająć się sprawą chłopca.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy