Reklama

Matki przeciwko wojnie

"Jestem kobietą, jestem matką, daję życie” to projekt krakowskiej fotografki Agaty Pałys-Suchorab. Przed jej obiektywem stanęły kobiety, które mówią jednym głosem: „Nie chcemy by nasze dzieci ginęły na wojnie”.

Monika Szubrycht, Interia: Coraz więcej kobiet służy w armii, o całych kobiecych brygadach w Kurdystanie nie wspominając - powinnyśmy się, jako kobiety, cieszyć z tej emancypacji, czy jej bać?

Agata Pałys-Suchorab:  - Ja bym zadała na wstępie pytanie: czy to jest emancypacja? Jeśli mamy zostać zauważone i czuć się równouprawnione, to mamy to robić według męskiego wzorca? Czy będziemy nadal kobietami czy żeńską wersją mężczyzny? Jakoś nie kojarzę wojny wywołanej przez kobiety. Czy chcemy rzeczywiście przejąć tę rolę? A może trzeba układać świat po naszemu?

Reklama

- Kobiece podejście potrafi wiele zmieniać. Trzeba spojrzeć np. na laureatki Pokojowej Nagrody Nobla. Często nie znamy tych postaci, a szkoda. Np. w Liberii kobiety muzułmanki i protestantki, które zjednoczyła Leymah Roberta Gbowee (laureatka Nobla 2011), potrafiły pokojowymi protestami zatrzymać wojnę domową. A potem po raz pierwszy w afrykańskim kraju prezydentem została kobieta. Ubrana na biało kobieca moc bez kałasznikowa w ręce! Pokażmy swoją siłę, ale może według naszych zasad. Nie potępiam kobiet w armii, ale to chyba nie nasze buty.

A jakie są nasze, kobiece buty?

- Nie chcę być odbierana jako zwolenniczka zamknięcia kobiety w domu, bo to jest druga, zła skrajność. Jednak zastanawiam się, czy nie mamy czegoś ważniejszego do zrobienia w życiu niż zabijanie. Czy ze swojej natury nie stoimy po drugiej stronie życia? Mamy dar przynoszenia życia. Tylko my, kobiety!

- Odbieram macierzyństwo jako proces twórczy. Tworzymy człowieka od pierwszych chwil jego istnienia, budując najpierw jego komórki, a potem, wspólnie z ojcem, na wielu innych płaszczyznach: nauki, psychiki, poglądów itd. To długi, pełen poświęceń, ale i miłości, twórczy proces. To niezwykłe zadanie: co "włożymy" w dziecko, tym ono kiedyś zaowocuje. I tu rodzi się smutna refleksja, co włożono w dzieciństwie w tych, którzy wszczynają konflikty lub nie potrafią się porozumieć? A może, co im zabrano lub czego nie dostali?

- Do wspomnianych w pytaniu kobiecych brygad w Kurdystanie wciela się 10-, 12-letnie dziewczynki. Czy tędy droga do emancypacji? Czy to jest najlepsze, co mogą dostać te dzieci? Czy możemy oczekiwać pokojowych rozwiązań, jeśli kolejne pokolenia nie znają innego życia jak walka? Karmione "bajkami" o wojnie, żyjące w nierealnym świecie wojny, gdzie nie ma nauki, zabawy, pracy i zwykłego życia?

Tyle, że z jednej strony pokazywany jest obraz wojny jako pandemonium, a z drugiej - bohaterskiej walki za ideały i ojczyznę, gdzie bohaterów spotyka śmierć na polu chwały.

- Jako kobiety widzimy świat inaczej, także obraz wojny jest w naszych oczach inny. Pracując nad projektem wsłuchiwałam się w różne sprawy związane z ogólnie pojętą tematyką wojenną. Tak w moje ręce trafiła książka Swietłany Aleksijewicz, tegorocznej noblistki z dziedziny literatury. Czytam jej książkę "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". Nie da się przeczytać jej od deski do deski, przynajmniej ja nie jestem w stanie. Prawie każde zdanie w tej książce krzyczy...

- Zaczęłam podkreślać te ważniejsze, ale wkrótce prawie wszystko miałam podkreślone. To jest prawdziwy obraz wojny. Taki trzeba pokazywać. Bez opowieści o bohaterach, wodzach, ruchach wojsk i zwycięstwach. Bez wielkich czynów i chwały. Wojna to śmierć, ale też poniżenie, wyzucie człowieka z godności, nieodłączny strach, który nie zostawia nikogo bez śladów w psychice na całe życie. To brud, nieludzki wysiłek, wszechobecna krew, ból, rozpacz i tęsknota za chwilą zwykłego życia, za chwilą bycia człowiekiem. Ci którzy przeżyli, są tak samo ofiarami wojny, cierpią całe życie.

- Zgadzam się z noblistką, cytującą jedną z kobiet żołnierek, że nie ma bohaterów na wojnie, wszyscy to ofiary. Ofiary żądzy władzy, chciwości, szaleństwa, gry politycznej. Gry, w której my, zwykli ludzie jesteśmy tylko pionkami rzucanymi tysiącami, milionami na śmierć. Czytając wspomnianą książkę i inne pozycje tej autorki poświęcone wojennym losom, pomyślałam, że w pełni zasłużyła na swojego Nobla, a według mnie nawet na pokojowego Nobla. 

- Niedawno w mediach pojawiło się zdjęcie amerykańskich żołnierek w mundurach, karmiących dzieci piersią, domagających się w pracy możliwości kamienia niemowląt. Mężczyźni zarzucali im, że miały nieregulaminowo rozpięte mundury. Jakie różne punkty widzenia? A mi przypomniał się fragment powyższej książki, jak kobieta z niemowlęciem uciekała z partyzantami i schowali się w jakimś zbiorniku wodnym. Dziecko zaczęło kwilić, wszyscy na nią spojrzeli. Włożyła dziecko pod wodę... Po złożeniu tych dwóch zdarzeń zastanawiam się, czy tak bardzo nie rozumiemy co to jest wojna?

Zabiła własne dziecko, bo inaczej zginęliby wszyscy. Nikt potem nie mógł spojrzeć jej w oczy, z bólu i ze wstydu. Wojna pochłania nie tylko tych, którzy na niej walczą, ale nie ma co się oszukiwać - przemoc jest częścią każdej kultury, jest częścią natury ludzkiej. Myśli pani, że da się ją wyeliminować?

- Niestety naiwnością z mojej strony byłoby wierzyć, że da się całkiem wyeliminować przemoc. Gdzieś w każdym z nas drzemie jakiś zalążek zła, być może po to, aby docenić dobro, które też każdy w sobie nosi. To co w nas zwycięży, zależy od wielu czynników: wychowania, otoczenia, wpajanych poglądów, osobistych przeżyć. Tymczasem od tysiącleci mówimy o walce, uczymy się w szkołach o wspaniałych wodzach, imperiach, podbojach. To takie wielkie czyny! Aleksander Wielki - wielki strateg, dokonał wielkich podbojów. Ale nawet jego armia miała już dość i się zbuntowała. Co wielkiego dokonał, żeby go tak nazywać? Podbił mnóstwo krajów, tzn. zniszczył życie i dorobek gospodarczy oraz kulturowy całych pokoleń ludzi tam żyjących. Pozbawił ich wolności i niezależności. Ale czy był dobrym władcą dla swoich? Czy zbudował trwałą potęgę kraju? Czy naprawdę był wielki? To tylko jeden przykład z całej historii ludzkości.

- Mówi się, że historia ludzkości to historia wojen. To może zacznijmy uczyć innej historii. Powiedzmy, ile szkód przyniosły kolejne wojny. Przestańmy wychwalać tych, którzy budowali swoje "potęgi" za pomocą broni. Jak widzimy, patrząc wstecz oraz na to co teraz się dzieje, o wiele łatwiej jest zaciskać pięść i uderzać nią w sąsiada, niż wziąć się za tak nudną, mozolną, codzienną, uczciwą pracę. Walkami zasłania się nieudolność rządzenia i swoje interesy. A prawdziwą potęgę kraju buduje się wypracowując jego siłę gospodarczą i kulturową.

- Nie doceniamy zwykłej pracy zwykłego człowieka. A to ten zwykły człowiek tworzy moc kraju. Tak mało mówimy o tych, którzy twórczo budowali świat. Sztuce i myśli w każdej epoce poświęcona jest tylko jedna lekcja w szkolnym programie. A czyje nazwisko najbardziej rozsławia Polskę? Chopina - jego wspaniałe polskie dźwięki znają w każdym zakątku świata. Tak wiele wynalazków i odkryć miało wpływ na dzieje ludzkości. Pokażmy jakie to jest wspaniałe! Wspierajmy więc talenty naszych dzieci, uczmy pracować i cieszyć się tym co mamy. Uczmy je historii, ale tak by wyciągały z niej wnioski i nie popełniały błędów poprzednich pokoleń.

Dzięki I wojnie światowej kobiety poszły do pracy w fabryce, zyskały niezależność. To przyczyniło się do rozwoju ruchu emancypacyjnego. Od roku 1928 Angielki mogły głosować w wyborach na tych samych zasadach co mężczyźni. Część historyków uważa, że "wojny wychodzą kobietom na dobre".

- Bo jak mężczyźni już wszystko zepsują, to uratować sytuację mogą tylko kobiety? Żartuję, choć może coś w tym jest. Patrzmy jednak globalnie, nie tylko przez pryzmat Europy. Np. jak bardzo pogorszyła się po wojnach sytuacja kobiet w Afganistanie, gdzie do głosu doszli talibowie. Przykłady można mnożyć w obie strony. Każdy konflikt jest inny i niesie za sobą inne konsekwencje. Wynika to ze zburzenia przez zawieruchę wojenną poprzedniego porządku, a co po wstrząsie powstanie? Tego nie da się przewidzieć. Z emancypacji kobiet możemy się cieszyć, ale czy z rewolucji komunistycznej w Rosji też?  Skutki są we wszystkich dziedzinach życia. "Nig­dy nie było dob­rej woj­ny i złego pokoju" - powiedział Benjamin Franklin i ja się z nim zgadzam.

Z pani przekonań zrodził się projekt "Jestem matką, jestem kobietą, daję życie"?

- Jeśli miałabym nazwać pierwszy bodziec to byłaby to chyba "motywująca złość". Mamy czasem takie chwile, kiedy mówimy: "No nie! Tak nie może dalej być". I zaczynamy działać. Pomysł projektu oczywiście wiąże się ściśle z przekonaniami, ale chyba najbardziej z faktem bycia matką i refleksją, jak bardzo niedoceniany jest wysiłek, ból i poświęcenie jakiego wymaga urodzenie, wychowanie, utrzymanie dziecka i wprowadzenie go w życie. Do tego dochodzi cała sfera uczuć i emocji.

- Niestety mam wrażenie, że konflikty wywołują ludzie, którzy nie mają o tym pojęcia, wcale nie byli rodzicami lub niewiele angażowali się w tej, nazwijmy to "emocjonalno-fizjologicznej" sferze, a jako dzieci nie doświadczyli właściwych uczuć i emocji.

- Wychowując bez szacunku, nie nauczymy szacunku. I niestety tak się jakoś "dziwnie" składa, że najwięcej konfliktów jest w kulturach, gdzie to głównie kobieta jest tą od "wyhodowania" dziecka. Potem, bez skrupułów i zahamowań, zabiera się tego wytworzonego człowieka i mówi: "Idź z tysiącami takich jak ty zabijać i ginąć, bo..." - i tu rzucana jest jakaś kolejna "niezwykle ważna" idea, w imię której niszczymy kraje, ludzi i otaczający nas świat.

- Dlatego postanowiłam oddać głos kobietom-matkom, by o tych podstawowych prawdach przypomnieć i oddać szacunek do ich tak łatwo marnowanego wysiłku. Jednocześnie chcę zachęcić do zachowywania obiektywizmu wobec wydarzeń, do tego, by nie dać się wciągnąć w wir propagandy.

Projekt trwał aż rok. Co okazało się najtrudniejsze podczas jego realizacji?

- Na początku plany były zupełnie inne. Projekt miał potrwać kilka miesięcy, ale tak dynamicznie zaczął się rozwijać, tak duży był odzew, że dałam się ponieść temu, co zsyłał mi los. A zesłał mi niezwykłych ludzi. Najwspanialsze były spotkania z tyloma niesamowitymi kobietami i dziećmi, ale również mężczyznami, którzy mnie wsparli w działaniach. Było wiele rozmów, które bardzo poszerzyły moje horyzonty, dobrych słów, drobiazgów wyrażających sympatię i poparcie dla mojego projektu. Dużo wspaniałej energii.

- Były oczywiście też różne głosy wyrażające wątpliwości w sensowność moich poczynań. Ja też miewałam chwile zwątpienia. Przez ten rok tak wiele się zmieniło na świecie, niestety w złą stronę. Widzimy falę uchodźców i imigrantów, martwe dziecko na plaży, a równocześnie ciągle przybierającą na sile wojnę w Syrii. Akty terrorystyczne, próbę jądrową w Korei Północnej, ataki na kobiety w sylwestrową noc i co najbardziej boli, polityków z niezmienną "troską" na twarzy, a z prowokacją na ustach. Dopadały mnie zwątpienie i przerażenie, z poczuciem bezsilności... Co ja mogę, czy to coś da? Wręcz chwilowy paraliż. Ale wróciła ta "motywująca złość", że co, mam się poddać i nic nie robić? Że my, zwykli ludzie, mamy nic nie mówić?

- Kropla drąży skałę, więc zacznijmy kapać. Mam już 383 kropelki! Oczywiście, też z praktycznego punktu widzenia, rozmiar projektu stanowił duże wyzwanie dla jednej osoby i w realizacji wystawy. Oj, było co robić: bo gdzie i jak zmieścić tyle zdjęć?

Jaka sesja utkwiła pani najbardziej w pamięci?

- Każde spotkanie było dla mnie ważne. Oczywiście, były takie, które w jakiś sposób się wyróżniły. Np. towarzyszyła im bardzo ciekawa rozmowa - tak chociażby dowiedziałam się kim jest wspomniana Leymah Roberta Gbowee. Często pojawiały się zaskakujące emocje, np. w czasie pozowania matek z dorosłymi córkami działo się między nimi coś magicznego.

- Z oczywistych względów pamiętam sesje wyjazdowe, wszystkie intensywne, pracowite i bardzo ciepłe. Nie potrafię wyróżnić jakiejś konkretnej sesji. Jestem krytyczna wobec siebie i wiem, że wiele zdjęć można było zrobić lepiej. Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale chyba najbardziej byłam poruszona, kiedy sama fotografowałam się z moim synem. Rzadko stoję po drugiej stronie aparatu, a do tego był przy mnie mój syn, przytulił mamę...


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy