Reklama

Dzieci są coraz gorsze

Co jakiś czas słyszę z różnych stron, że dzieci są coraz gorsze. I myślę sobie, że ta prawda - powtarzana bezmyślnie od pokoleń - na pewno nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

"Za moich czasów to było nie do pomyślenia, żeby dziecko..." - to zdanie zaczyna się tak samo, ale kończy zupełnie inaczej w zależności od tego, przez kogo jest wypowiadane: obcą osobę, babcię, życzliwą ciocię czy najmądrzejszego na świecie wujka. Dzieci od niepamiętnych czasów poddawane są nieustającej ocenie i to w niemal każdej dziedzinie życia.

Zacznijmy od ubioru. Niemowlę? To wiadomo, że dziewczynka w różowym, a chłopczyk w niebieskim. Waga? No, zabiedzone jakieś to maleństwo, albo przeciwnie - rumiane jak księżyc w pełni. Nauka? O, z tego coś wyrośnie, bo pojmuje w mig, lub: mała inteligencja, przeciętne, nie nadąża za rówieśnikami, żeby chociaż zawodówkę skończyło i jakąkolwiek pracę znalazło.

Reklama

W okresie dorastania nie jest lepiej. Jak można się ubrać w tak krótką spódnicę? Majtki widać - wstyd! A ten to kaptur naciąga, jakby jakimś przestępcą był! Kiedy się odzywa to pyskuje. Gdy milczy - gbur.

Co pokolenie, to konflikt  

Nie znoszę jednej z polskich piosenek mówiących o tym, że: "każde pokolenie odejdzie w cień, a nasze nie". Uważam, że takie słowa są szczytem megalomaństwa. Wydaje nam się, że jesteśmy doskonali, bo ciężko jest przyznać się do błędu, powiedzieć, że ktoś inny ma rację i podejmuje lepsze od naszych decyzje.

Tak dzieje się również w przypadku naszych dzieci. Mają o wiele trudniej niż my, bo wraz z rozwojem cywilizacyjnym rosą oczekiwania w stosunku do nich. Mają nad sobą nauczycieli i wybujałe ambicje rodziców, które podsycane są przez programy telewizyjne czy poradniki z gatunku: "jak wychować geniusza".

Myślę, że nasze dzieci są mądrzejsze od nas z czasów, kiedy byliśmy w ich wieku. I widzę konkretne przykłady.

Córka kolegi nie chciała prosić rodziców o pieniądze, tylko przez rok odkładała część, a to z kieszonkowego, a to z obiadów, by móc kupić sobie wymarzoną elektryczną gitarę. 9-latek wezwał pogotowie do babci, która zasłabła. A syn mojej przyjaciółki, będąc w ostatniej klasie gimnazjum, przez pół roku spotykał się z niepełnosprawnym piątoklasistą, żeby dawać mu korepetycje z matematyki. Nie dostawał za to żadnych pieniędzy - przychodził wolontaryjnie, bo tak chciał, chociaż musiał wstawać co sobotę i dojeżdżać spory kawałek do swego ucznia.

Nasze dzieci są mądre. I często pracują o wiele ciężej niż my w ich wieku. Doceńmy to.

I jeśli przyjdzie nam do głowy krytykować je, wróćmy do wspomnień i zastanówmy się, co robiliśmy, kiedy mieliśmy tyle lat co one.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy