Reklama

Najczęstsze błędy wychowawcze rodziców

Każdy rodzic chce dla swoich dzieci jak najlepiej. Potrafisz zrobić absolutnie wszystko, żeby potomkowie wyrastali na szczęśliwych, spełnionych ludzi. Mimo to matki i ojcowie, często nieświadomie, popełniają wiele błędów w procesie wychowawczym. Najgorsze są te, które wynikają z nadgorliwości i niekonsekwencji.

"Zostaw! Ja ci przyniosę!"

Nadopiekuńcze matki od samego początku chcą przychylić nieba swoim słodkim królewiczom. Maluch siedzi na kanapie i woła głośno: "mama, pić!", "mama, am!", a mamusia biega od kuchni do pokoju, próbując zgadnąć, o które "pić" i "am" chodzi tym razem...

Wiadomo, że roczny smyk nie zdoła pościelić łóżka czy przynieść sobie z kuchni kanapki, ale już dwuletnie dziecko bez problemu może pomagać przy nakrywaniu do stołu. Oczywiście, ceną za taką pomoc będzie rozbite naczynie czy rozlany kompot, ale po pierwsze - twój maluszek nauczy się, że pomaganie jest fajne, po drugie - będzie bardziej samodzielny, a po trzecie - w przyszłości nie będzie czuł, że powinien być nieustająco obsługiwany.

Reklama

"Nie rób tego, bo się spocisz!"

"Nie spiesz się tak!", "Nie biegnij!", "Przewrócisz się!", "Spadniesz!" - to chyba najczęściej słyszane słowa na placach zabaw, które (jak sama nazwa wskazuje) powinny być miejscami, gdzie dzieci szaleją, rozładowują emocje i najzwyczajniej w świecie się cieszą swobodą. Trochę trudno robić to wszystko, jeśli non stop dochodzą do nich upomnienia mam i ojców, którzy mają czarne wizje tego, co się może wydarzyć.

A przecież każdy rodzic, będąc w wieku swojego malucha, nie raz i nie dwa spadł z huśtawki, nabił sobie guza, czy zleciał z drabinek. I nic wielkiego się nie stało. Dlaczego więc nie pozwolić dzieciom robić tego samego? Jak inaczej mają nabyć sprawności i zwinności?

Pozwól swojej pociesze się wyszaleć, nawet kosztem strupa czy siniaka. Daj mu choć chwilę wolności, niech samo decyduje, jak wysoko wejdzie, niech pozna swoje granice. Bądź w pobliżu, obserwuj, ale nie ingeruj do czasu, kiedy sytuacja tego naprawdę wymaga. I miej przy sobie opakowanie plastrów - mogą się przydać.

On tego nie lubi

W sytuacji, która jest nowa dla smyka, nieco nadgorliwy rodzic odpowiada za niego, zanim ono samo zdąży zdecydować, co chce zrobić. Nie daje szansy samodzielnie wybrać, bo uważa, że świetnie zna swojego potomka i umie przewidzieć, co maluch zrobi (lub co w jego mniemaniu powinien zrobić).

Na przykład podczas wizyty u znajomych na stół wjeżdża tarta ze szpinakiem. Nie mów od razu "on tego nie zje, nie lubi zielonego". Poczekaj, daj się maluchowi przyjrzeć tej nowości kulinarnej. Nałóż mu kawałek, ale nie wciskaj widelca na siłę. Często w niecodziennych okolicznościach dzieci chętniej próbują nowych rzeczy, więc jest duża szansa, że niejadek z przyjemnością spałaszuje ciasto z zielonym nadzieniem.

Zachęcaj maluszka do nowych doświadczeń, nie zakładaj, że skoro widzisz, że jest niepewne, od razu powinno się wycofać - wprost przeciwnie, jeśli się waha, pomóż mu, dodając otuchy i zapewniając, że jesteś obok, czuwasz, wspierasz i wierzysz, że sobie poradzi. Jeżeli nagminnie powtarzasz przy nim "on się tego boi", smyk w końcu w to uwierzy...

Nie możesz! No dobra, ale tylko tym razem

Dzieci, już od pierwszych miesięcy życia, lubią powtarzalność, która daje im poczucie bezpieczeństwa. Dlatego ważne są rytuały powtarzane każdego dnia, w ten sam sposób - południowa drzemka, wieczorna kąpiel, zasypianie.

Większe pociechy tak samo potrzebują w swoim życiu stałych punktów. To odnosi się przede wszystkim do zasad panujących w domu. Jeśli jednego dnia maluchowi nie wolno zdejmować z półki chińskiego wazonu, to niedopuszczalne jest, żeby następnego dnia smyk mógł paradować z tym wazonem po całym domu tylko dlatego, że się rozpłakał, ma gorączkę, "to był trudny dzień i nie masz siły z nim walczyć".

Bądź konsekwentna. Pamiętaj, że robisz to dla dobra swojego skarbu, a nie mu na złość. Zwłaszcza, że większość tych zakazów zwykle dotyczy jego bezpieczeństwa i zdrowia.

2-latek nie zrozumie, że pozwolono mu coś zrobić "tylko w drodze wyjątku" i następnego dnia będzie chciał wrócić do tego, co sprawiło mu przyjemność.

On będzie piłkarzem!

Zdarza się, że niektórzy rodzice swoje niespełnione marzenia przenoszą na dziecko i już od najmłodszych lat przygotowują je do ich realizacji. Narzucając maluszkowi konkretne zajęcia dodatkowe czy profil przedszkola, a później szkoły, nie dajemy mu szansy, by ujawniło swoje zainteresowania i potrzeby. Postępując w ten sposób zapominamy, że nikogo nie da się uszczęśliwić na siłę.

Dlaczego? Bo po prostu nie wiemy, jak to zrobić. Rodzicom czasem naprawdę trudno pojąć, że dziecko może nie chcieć tego, co oni chcą, co im wydaje się dobre, rozsądne. Zamiast realizować przez pociechę swoje marzenia, zacznijmy z nim rozmawiać, poznawać go i pomagać w realizacji własnych planów. Zachęcajmy dziecko do poznawania świata i uczmy je samodzielności. To na pewno zaprocentuje w przyszłości.

.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy