Reklama

Wakacje Mikołajka: Plaża czy górskie wędrówki?

Lubicie przygody "Mikołajka"? Oto fragment jednej z nich - "Wakacje Mikołajka"

W palącym słońcu chłopcy stali grzecznie ustawieni na dziedzińcu szkoły jak warzywa grillowane na rożnie. Wymęczeni przez upał i uśpieni przez niekończące się przemówienie dyrektora, marzyli już o basenie, falach, potokach albo zwykłym zraszaczu do trawy. Nawet nauczyciele, którzy stali za nimi, wydawali się rozpuszczać kropla po kropli i dyskretnie przestępowali z nogi na nogę jak uczniowie.

- ... a więc nadszedł koniec roku szkolnego... - powiedział wreszcie dyrektor.

Fala ulgi przeszła przez zgromadzonych na szkolnym dziedzińcu.

Reklama

- ... z dumą mogę powiedzieć, że kolejny raz, wierni uczniowie Szkoły imienia Julesa Ferry’ego, udało nam się pokonać okropną bestię, która czaiła się w cieniu...

Uczniowie nastawili uszu zaciekawieni tajemniczą przygodą, o której zaczął mówić dyrektor. Wyobrazili sobie już straszne potwory z wyłupiastymi oczami, zwisającymi językami i ostrymi pazurami. Mikołajek, wciśnięty między swojego najlepszego kumpla Alcesta i Ananiasza, pupilka pani, widział już siebie jako myśliwego pod wodą uzbrojonego w harpun i atakującego olbrzymią ośmiornicę z tysiącem macek.

- ... bestię odpowiedzialną za wszystkie nieszczęścia i wojny, to jest... - mówił dalej dyrektor, którego nic nie mogło już zatrzymać.

Uczniowie i nauczyciele wstrzymali oddech.

- ... niewiedzę!

Napięta uwaga słuchaczy w jednej chwili uszła jak powietrze ze starej dętki zbyt długo leżącej na słońcu.

- I z nadzieją, że zastanowicie się nad tymi słowami, pozostaje mi wam życzyć, drogie dzieci... miłych wakacji!

Nareszcie, w końcu to powiedział! Kiedy chłopaki usłyszały to magiczne słowo, popędziły do wyjścia jak ławica ryb pociągniętych przez prąd. Ale te ryby były bardzo hałaśliwe i piszczały jak wróble! Nic nie mogło zatrzymać tej fali uradowanych chłopaków, nawet machające jak kołowrotek ramiona Rosoła, mrukliwego opiekuna. Mamy, które cierpliwie czekały za bramą, plotkując w ładnych letnich sukienkach, zobaczyły nagle, jak nadciągają ich synowie. Teraz tylko wolność i długie wakacje! Po drodze do domu Mikołajek niecierpliwie kręcił się wokół mamy. Od kilku dni bezskutecznie próbował domyślić się, gdzie pojadą na wakacje.

Zanim dotarli przed drzwi domu, nie wytrzymał i zapytał:

- Mamo, gdzie pojedziemy w tym roku na wakacje?

Mama zrobiła zakłopotaną minę i odparła:

- Musimy o tym jeszcze porozmawiać z twoim tatą...

"O, nie - pomyślał Mikołajek. - Znów to samo. Co roku »rozmawiają « pięć minut, potem się kłócą, mama płacze, tata przeprasza, mama decyduje, gdzie jedziemy, a tata się obraża! Nie może zrozumieć, że i tak zawsze przegra".

Kiedy mama otworzyła furtkę do ogrodu, Mikołajek zastanawiał się, czy wszyscy rodzice podejmują decyzje w ten sposób.

"A i tak pojedziemy w góry, bo tak chce mama... Zawsze mówi, że tam jest taniej i że to dobre dla zdrowia. Tata by wolał poleżeć na plaży i mieszkać w pensjonacie. Ale to i tak nieważne, bo nigdy nie wygra z mamą".

Czekając na kolację, Mikołajek pobiegł do swojego pokoju. Rzucił teczkę pod łóżko i położył się, rozmyślając o górskich kozicach, świstakach i piknikach na szlaku, które na niego czekały...

Tego wieczoru tata odegrał ten sam numer jak co roku. Mama gotowała, a Mikołajek grzecznie siedział przy stole, kiedy tata wszedł do kuchni zdecydowanym krokiem.

- Ostrzegam - oświadczył żonie - w tym roku morze albo nici z wyjazdu!

Morze... Mikołajek chciałby tam pojechać, ale nie miał złudzeń. Zawiedziony, podparł głowę rękami i patrzył, jak tata zaczyna mecz z góry skazany na przegraną. A mama odpowiedziała, nie przestając kroić pomidorów:

- Dobrze. A to ci niespodzianka! Mikołajek o mało się nie udławił, pijąc wodę.

- Yyy... słucham? - wybełkotał tata wytrącony z równowagi przez tak nieoczekiwaną odpowiedź.

"Co? Co takiego? Mama zgodziła się na wczasy nad morzem?" - zdziwił się Mikołajek, nie wierząc własnym uszom.

- Tak, dobrze. Pojedziemy nad morze - powiedziała mama, patrząc na zdziwione miny taty i Mikołajka. Mikołajek nadal nie wierzył w takie szczęście. Morze!!! Zaraz wyobraził sobie, jak łowi ryby z tatą, jak skacze przez fale, spotyka nowych kolegów, buduje zamki z piasku, gra w piłkę na plaży... a może nawet je lody każdego popołudnia. Raj na ziemi!

Tata wypiął pierś, uśmiechając się zwycięsko. Koniec z wyczerpującymi wędrówkami, które są podobno tak dobre dla zdrowia. Morze, plaża, słońce, gazeta pod parasolem, drink przy stoisku z napojami... Och, życie jest piękne!

Mama Mikołajka przerwała ich marzenia, kładąc na stole sałatę. A potem dodała, jak gdyby nigdy nic:

- I zabieramy mamę, oczywiście.

Te słowa zadziałały jak bomba - Mikołajek wytrzeszczył oczy, a tata zrobił się blady jak ściana i wcale nie wyglądał na kogoś, kto ma zaraz wyjechać na wakacje. Jego marzenie raju właśnie się ulotniło.

*

Mama mamy to Bunia, to też teściowa taty... a tych dwoje za sobą nie przepada!

Mikołajek bardzo kocha Bunię, bo zawsze daje mu cukierki i buziaki. Kiedy Bunia do nich przyjeżdża, ma jeszcze jeden zwyczaj - zwykle siada w fotelu taty i czyta jego gazetę. Tata jest zły jak osa za każdym razem, kiedy zastaje ją na jego miejscu, i wychodzi zapalić fajkę, mrucząc coś pod nosem.

Ale jest jeszcze coś, czego tata nie znosi bardziej niż zajmowania jego fotela i czytania jego gazety - nie cierpi, kiedy Bunia mówi o jakimś George’u. Ten George to pan, którego mama znała, kiedy była młoda, i o mało nie poślubiła, zanim nie spotkała taty - tak przynajmniej mówi Bunia, gdy wszyscy siedzą przy stole. Zawsze dodaje, że był przystojny, bardzo bogaty i bardzo inteligentny... i kończy swoją przemowę długim westchnieniem żalu, a wtedy tata Mikołajka przewraca oczami, mama zaś poprawia serwetkę na kolanach.

Z Buni jest niezły gagatek i Mikołajkowi czasem się zdaje, że tata byłby gotów pociąć ją na małe kawałeczki. Jak wtedy kiedy Mikołajka bolał brzuch po zjedzeniu całej torebki cukierków i otrzymaniu rekordowej ilości buziaków w bardzo krótkim czasie. Żółty jak kanarek leżał na kanapie i wcale nie miał ochoty na ptasie trele. Tata, mama i Bunia stali wokół niego, próbując mu pomóc, a tata nie mógł się powstrzymać i wściekł się na Bunię:

- No i proszę! Może jeszcze cukierka, kochaniutki? - wrzasnął, udając głos Buni między dwoma pyknięciami fajki.

- Na miłość boską! A nie mówiłem? - To dym z fajki sprawia, że dziecko choruje - odparła Bunia, odganiając dym. - Tu się nie da oddychać!

Tata Mikołajka, który był już u kresu sił, odwrócił się w stronę żony z miną, jakby chciał powiedzieć:

"Słyszysz, co twoja matka znów wygaduje?!". Ale zamiast go poprzeć, mama odparła:

- To prawda, że w tym stanie... dym mu nie pomaga...

Tata Mikołajka tak się wściekł, że wyszedł, trzaskając drzwiami. I palił fajkę, stojąc na deszczu. A więc teraz to jasne, że oświadczenie mamy było trudne do przełknięcia.

- Nie ma mowy, żeby twoja matka pojechała z nami na wakacje! - zagrzmiał tata.

- Dlaczego nie? - zapytała mama.

- Bo dla mnie słowo "Bunia" i słowo "wakacje" w jednym zdaniu się wykluczają!

Niestety, nic nie zdoła przekonać mamy, która postanowiła zabrać babcię na wakacje. Zdecydowana, rozpoczęła ostatnią fazę ataku.

- Bardzo dobrze. A więc trzeba będzie zapłacić za opiekunkę - powiedziała, jak gdyby nigdy nic.

- Opiekunkę? Po co? - zdziwił się tata.

- Żeby pilnowała Mikołaja, oczywiście. Kto się nim będzie zajmował, jeśli będziemy chcieli gdzieś wyjść wieczorem? I kto pójdzie z nim na śniadanie, gdybyśmy chcieli dłużej pospać?

Po czym wyjęła pióro Mikołajka, kartkę papieru i naskrobała nerwowo kilka liczb.

- A więc 1 frank 50 na godzinę... nie, 1 frank 70 - na wakacjach jest zawsze drożej - a więc 1 frank 70 trzy razy w tygodniu za wieczór plus to samo cztery razy rano...

Nie miała czasu dokończyć zdania, kiedy tata, wściekły, wyrwał jej kartkę z ręki. Poddał się. Mama znów wygrała.

- To cios poniżej pasa - rzucił tata Mikołajka zły i bezsilny. - Oburzający cios poniżej pasa.

- Ach tak? - odpowiedziała zdenerwowana mama. - A według ciebie zostawianie starych ludzi samych w mieście na całe lato w tym duszącym upale, żeby nie mieli do kogo ust otworzyć, nie jest oburzające?!

Tata Mikołajka nic na to nie odpowiedział. Argument mamy trafił w sedno i tata przyjął cios. Po chwili podniósł oczy.

- Przyjmijmy - powiedział tata, a mama już promieniała - że popieram zabieranie starszych osób na wakacje... Ale nie Bunię - spróbował jeszcze pertraktować. Osłupiałą mamę zamurowało.

Remis! Mikołajek był zmartwiony popisem, który dali rodzice. Ładny początek wakacji! Pojedzie nad morze i nawet nie wie z kim! Ciągle wstrząśnięty Mikołajek wyszedł z kuchni i za oknem zobaczył znajomą sylwetkę. To Jadwinia, jego ładna sąsiadka. Z bijącym sercem zaraz do niej dołączył.

- Cześć, Jadwinia - wymamrotał.

- Cześć - odpowiedziała dziewczynka też trochę zawstydzona.

Ich nieśmiało rozpoczęta rozmowa utknęła w miejscu. Jadwinia zwijała złote loki palcem, a Mikołajek spoglądał na czubki swoich butów. W końcu wymamrotał:

- Nie mogę zbyt długo rozmawiać, bo wyjeżdżam na wakacje.

- Kiedy?

- Jutro. Grymas rozczarowania zarysował się na twarzy Jadwini.

- Dokąd jedziecie?

- Nad morze.

- A my w góry do pensjonatu Górskie Słońce...

Smutni, zdali sobie sprawę, jak duża odległość dzieli morze od gór.

- Możesz do mnie napisać czasem, jeśli chcesz... - powiedziała Jadwinia z kokieteryjnym błyskiem w oku.

To na pewno świetny pomysł na rozłąkę, ale Mikołajka wcale nie ucieszył, bo pomyślał, że pojedzie na wakacje z dodatkowym zadaniem domowym.

- Zgoda - szepnął Mikołajek trochę wbrew sobie.

Ładna sąsiadka zrobiła mu wtedy niespodziankę, której sekret znają tylko dziewczyny - na pożegnanie pocałowała go lekko w policzek! To może zmotywować pisarza! I poszła sobie drobnym krokiem lekka jak piórko.

- Miłych wakacji, Mikołajku!

Chociaż Mikołajek nie miał uczulenia na buziaki, policzki zrobiły mu się czerwone jak dojrzałe pomidory. Natychmiast wyobraził sobie, że jest dumnym kapitanem wielkiego okrętu wojennego. Podziwiany, bogaty, odważny i inteligentny (nawet bardziej niż George!) poślubia Jadwinię, omdlewającą z miłości do bohatera jak prawdziwa księżniczka w pięknej białej sukni ze strasznie długim trenem... Już prawie słyszał oklaski całej rodziny i kumpli zgromadzonych w kościele, kiedy nagle się ocknął.

Jadwini nie było, ale coś zostawiła... jakaś błyskotka połyskiwała na ziemi. Mikołajek pochylił się i podniósł małą bransoletkę z kolorowych pereł. Z sercem bijącym głośniej niż wszystkie dzwony kościelne na jego przyszłym ślubie pobiegł do pokoju. Błyskawicznie usiadł za biurkiem i ścisnął delikatnie mały klejnot w lewej ręce, a prawą napisał najstaranniej, jak potrafił:

"Droga Jadwiniu, od naszego ostatniego spotkania ciągle o Tobie myślę...".


***

Prezentowany fragment to I rozdział książki Wakacje Mikołajka. Wczasy nad morzem 

Będzie gorąco!

Mikołajek jedzie na wymarzone wczasy nad morzem! Poznaje tam nowych kumpli, z którymi będzie grał w piłkę, nurkował, a nawet szukał gniazda węży... Tata marudzi, bo towarzyszy im Bunia, a mama poznaje włoskiego reżysera i na chwilę zamienia się w gwiazdę filmową.
To będą fantastyczne wakacje!

W sierpniu na ekranach kin ukaże się film Wakacje Mikołajka. Na podstawie scenariusza do niego powstała książka Wakacje Mikołajka. Film na podstawie książki? Znajdź różnice i odkryj, czym tak naprawdę jest praca scenarzysty! 

Książka powstała na podstawie książek Goscinny’ego i  Sempégo. Tłum. Magdalena Talar, Wydawnictwo Znak Emotikon.

Premiera książki już 14 sierpnia! Gorąco polecamy!

KLIKNIJ TUTAJ, BY PRZECZYTAĆ WIĘCEJ


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy